----- Reklama -----

Rafal Wietoszko Insurance Agency

12 grudnia 2025

Udostępnij znajomym:

Podczas wtorkowego wiecu w Pensylwanii prezydent Donald Trump wywołał kontrowersję, sugerując rodzicom ograniczenie zakupów dla dzieci w kontekście rosnących cen wywołanych polityką celną. Wypowiedź wywołała nie tylko falę krytyki wśród senatorów, ale również trudne pytania dla rzeczniczki Białego Domu.

Kontrowersyjne słowa podczas wiecu

Broniąc swojej polityki ceł jako niezbędnej dla ochrony amerykańskiego przemysłu stalowego, Trump stwierdził, że Amerykanie mogą zrezygnować z niektórych produktów. „Wiecie, można zrezygnować z niektórych produktów. Można zrezygnować z ołówków. To w ramach polityki wobec Chin... każde dziecko może dostać 37 ołówków. Potrzebują tylko jednego lub dwóch... nie potrzebują aż tylu. Ale stal zawsze jest potrzebna” - powiedział prezydent.

Następnie dodał, że Amerykanie „nie potrzebują 37 lalek” dla swoich córek. „Dwie lub trzy to miło, nie potrzeba 37, więc robimy rzeczy dobrze. Prowadzimy ten kraj właściwie” - argumentował.

„Co to, Związek Radziecki?”

Wypowiedzi te spotkały się z różnorodnym odbiorem wśród senatorów, zwłaszcza tych będących rodzicami małych dzieci.

Senator Josh Hawley z Missouri, republikanin i ojciec pięcioletniej córki, odpowiedział z przymrużeniem oka, że chciałby, aby ktoś przekazał taką informację jego córce. Na pytanie, ile lalek posiada, odparł: „Dużo więcej niż trzy. Nie wiem, musiałbym spędzić dużo czasu na liczeniu”.

Senator Tammy Duckworth z Illinois oceniła, że wypowiedź prezydenta może świadczyć o pewnym dystansie wobec codziennych problemów Amerykanów. Nawiązując do słów Trumpa o „racjonowaniu” lalek, zapytała: „Co to jest, Związek Radziecki?” Dodała, że jej córki „zdecydowanie mają dużo lalek” i podkreśliła, że „to rodzice powinni decydować, ile ich mają, nie prezydent Stanów Zjednoczonych”.

Senator Ruben Gallego z Arizony skomentował sprawę w bardziej dosadny sposób: „Dzieci nie potrzebują lalek, a prezydenci nie potrzebują złotych pieprzonych odrzutowców podarowanych przez Katar”.

Senator Raphael Warnock z Georgii stwierdził: „Rodzice w Georgii, którzy starają się związać koniec z końcem, nie potrzebują porad zakupowych od prezydenta Stanów Zjednoczonych. Potrzebują, żeby zrobił to, co obiecał - zajął się kryzysem dostępności cenowej, który teraz nazywa mistyfikacją”.

Jeden z senatorów republikańskich, Markwayne Mullin z Oklahomy, znany jako zagorzały obrońca prezydenta, odmówił komentarza, nazywając pytanie o sprawę „głupim”.

Reakcja Białego Domu

Wypowiedzi prezydenta stały się tematem czwartkowego briefingu prasowego, podczas którego rzeczniczka Białego Domu Karoline Leavitt próbowała wyjaśnić intencje prezydenta, wskazując, że chodziło o zachęcanie do kupowania produktów amerykańskich.

„Może zapłacisz dolara lub dwa więcej, ale dostaniesz lepszą jakość i będziesz wspierać swoich rodaków, kupując amerykańskie produkty – to właśnie prezydent miał na myśli” – stwierdziła.

Gdy dziennikarz The Independent zapytał, czy odpowiednie jest, by jeden z najbogatszych ludzi w kraju wypowiadał się o tym, ile lalek powinny mieć dzieci rodziców zmagających się z wydatkami, rzeczniczka odpowiedziała, że status majątkowy prezydenta jest powszechnie znany: „Czy sądzicie, że ludzie w tej sali w Pensylwanii, do których mówił prezydent, nie wiedzą, że prezydent jest miliarderem? Myślę, że to bardzo dobrze znany fakt”. Wskazała również, że to właśnie zaufanie do prezydenta jako skutecznego biznesmena było jednym z powodów, dla których wyborcy zdecydowali się go ponownie poprzeć.

Polityka celna i kontrast majątkowy

Wypowiedzi prezydenta padły w kontekście rosnących cen spowodowanych polityką celną. Po powrocie do Białego Domu prezydent nałożył szereg ceł na towary z głównych krajów handlowych, w tym Chin, skąd pochodzi 80 procent importowanych do USA zabawek. W efekcie ceny zabawek w tym sezonie świątecznym osiągnęły poziomy uznawane za rekordowe.

Zwracano również uwagę na kontrast między apelem prezydenta o ograniczanie zakupów a jego sytuacją majątkową. Majątek Trumpa szacowany jest na od pięciu do siedmiu miliardów dolarów. W przeszłości prezydent obsadził swój gabinet osobami zamożnymi, a sam wspominał, że powierzchnie w Białym Domu pokrywane były farbą zawierającą 18-karatowe złoto. Zarządził także budowę sali balowej wartej 300 milionów dolarów na miejscu Wschodniego Skrzydła, które nakazał zburzyć dwa miesiące temu.

Sondaże opinii publicznej

Wbrew deklaracjom prezydenta, że jego polityka prowadzi do obniżenia kosztów życia, sondaże wskazują na sceptycyzm wyborców. Według Gallupa jedynie 36 procent ankietowanych aprobuje jego działania – to najniższy wynik w drugiej kadencji. Z kolei sondaż Politico pokazuje, że 46 procent respondentów uważa koszty życia w USA za najwyższe w swojej pamięci, w tym 37 procent osób, które głosowały na Trumpa. Blisko połowa uczestników badania wskazała, że za obecną sytuację gospodarczą odpowiada właśnie Trump, a nie Biden czy Harris.

W wywiadzie dla Politico opublikowanym we wtorek rano prezydent ocenił jednak swoją politykę ekonomiczną na „A-plus-plus-plus-plus”, mimo że dane sondażowe sugerują, iż jedynie około jedna trzecia wyborców popiera działania podejmowane w celu obniżenia cen w pierwszych dziesięciu miesiącach po jego powrocie do Białego Domu.

----- Reklama -----

DOM KSIĄŻKI D&Z

----- Reklama -----

DOM KSIĄŻKI D&Z

----- Reklama -----

WYBORY 2026 - PRACA W KOMISJACH WYBORCZYCH 300 X 600

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor