07 kwietnia 2022

Udostępnij znajomym:

Podsumował dziennik The Guardian odnosząc się do tematu przyjmowania uchodźców przez Polskę. Mniej więcej jedna osoba na dziesięć w Polsce jest Ukraińcem. Powitanie jest ciepłe, ale w obliczu trwającej wojny niektórzy obawiają się, że wkrótce może pojawić się tabliczka z napisem “full" - dodaje dziennik. 

Zagraniczne media zauważają, że Ukraińcy w kraju nad Wisłą mogą liczyć na mnóstwo darmowych produktów, w tym jedzenie dla niemowląt, ubrania, karma dla psów, a nawet karty SIM. Stworzono punkty informacyjne, gdzie wolontariusze cierpliwie udzielają wszystkich informacji. Na specjalnych tablicach umieszczono informacje o dalszych podróżach do Europy Zachodniej. Transport publiczny jest darmowy, a każdy może ubiegać się o numeru PESEL.

Polacy pomyśleli o wszystkim. W ciągu sześciu tygodni zorganizowali nadzwyczajną reakcję na kryzys uchodźczy, w wyniku którego do kraju przybyło 2.5 miliona Ukraińców wraz z tysiącami zwierząt domowych. Obecnie w Polsce jedna na dziesięć z osób jest Ukraińcem.

"Może to cud" - mówi Jarosław Obremski, wojewoda dolnośląski. Region ten dotychczas przyjął co najmniej 250 tysięcy uciekających przed wojną. W 2015 roku Niemcy przyjęły milion uchodźców w ciągu jednego roku i to był wielki sukces" - mówi na łamach “The Guardian”. "My musieliśmy przyjąć dwa miliony w ciągu kilku tygodni. To duża różnica”.

Wszystkie ręce na pokład

Dziennikarzom publikacji nie umyka, że zmobilizował się cały naród, od kolejarzy, po dziesiątki tysięcy wolontariuszy, którzy rzucili wszystko, by pomagać na granicy, dworcach i w ośrodkach dla uchodźców. We wszystkich miastach jest darmowe jedzenie - od hamburgerów na Stadionie Narodowym, po ciepłe zupy i kanapki w ustawionych przed dworcami namiotach. Szkoły przyjęły nowych uczniów, a setki tysięcy gospodarzy otworzyło swoje domy. Nowi przybysze mogą pozostać w kraju przez co najmniej 18 miesięcy, każdy ma prawo, by podjąć tu pracę.

Odzew ze strony społeczeństwa był niezwykły. Na przejściach granicznych pojawiają się kierowcy, którzy przewożą ludzi tam, gdzie chcą. Ośrodki dla uchodźców są obsadzone przez osoby, które wzięły urlopy. Setki szkół zaoferowały miejsca ukraińskim dzieciom, niektóre z nich organizują nawet lekcje w języku ukraińskim, aby pomóc młodzieży w zaaklimatyzowaniu się.

Na dworcu centralnym w Warszawie grupa wolontariuszy rozrosła się do 350 osób, wśród których są studenci, specjaliści od marketingu, informatycy, a nawet psycholog. 

"Planowałem wyjazd do Meksyku, ale kiedy miałem już wyjeżdżać, wybuchła wojna" - mówi Jakub Niemiec, kierownik działu IT, który na dworcu zajmuje się sprawami mieszkaniowymi i transportowymi. "Postanowiłem anulować bilety i zostać tutaj, żeby pomóc”.

Niestety nadal znajdą się tacy, którzy krytykują Polskę za odmowę wpuszczenia do kraju uchodźców spoza Ukrainy. Niewielu jednak zaprzeczy, że wysiłki podjęte w ciągu ostatnich kilku tygodni były godne uwagi. "W skali od 1 do 10, powiedziałabym, że jest to 10 plus" - mówi Olena Bahriantseva, psycholog dziecięcy ze Słowiańska na wschodzie Ukrainy. "Przyjęli nas jak własną rodzinę. Siedzę w domu i płaczę za moimi przyjaciółmi i krewnymi, ale polskie powitanie wciąż wywołuje uśmiech na mojej twarzy”.

Jak długo kraj to wytrzyma?

Tygodnie zamieniają się w miesiące. Miasta są przepełnione, a wolontariusze zaczynają się rozjeżdżać, wracając do swoich codziennych obowiązków. Końca wojny nie widać, a granicę z Polską nadal przekracza około 20 tysięcy dziennie. Jak długo Polska wytrzyma takie obciążenie? 

Co prawda już w 2014 r. wojna przygnała tu pierwszą falę - około miliona Ukraińców, lecz sytuacja była zupełnie inna. "Nie było problemu, bo oni pracowali, wynajmowali mieszkania, płacili podatki" - mówi Obremski.

Obecnie w Polsce milion uchodźców stanowią same dzieci. Logistyka nie jest łatwa. Trzeba było zorganizować dodatkowe miejsca w przedszkolach i żłobkach. Drugą ważną rzeczą było znalezienie mieszkań. Otrzymali gwarancję dachu nad głową na co najmniej dwa miesiące. Co ważne, zdecydowana większość została przyjęta do prywatnych mieszkań, dzielonych z innymi Ukraińcami lub z rodziną goszczącą.

Wolontariusze zauważają jednak pewną zmianę. Oferty prywatnych mieszkań zaczynają się kończyć, coraz więcej osób musi być kierowanych do ogromnych ośrodków dla uchodźców, gdzie trudno się zadomowić. Duże miasta są bardzo przepełnione - liczba ludności Warszawy i Wrocławia wzrosła o około 15%, a nowi przybysze są zachęcani do szukania schronienia w mniejszych miastach wojewódzkich.

"Nie jesteśmy w stanie przyjąć większej liczby osób" - mówi Dorota Maklewska, koordynatorka wolontariuszy Grupy Centrum na dworcu centralnym w Warszawie. "Warszawa jest przepełniona. Kiedy ludzie przyjmowali Ukraińców, nie wiedzieli, na jak długo".

Nie wiadomo, jak długo Ukraińcy będą mogli pozostać u polskich gospodarzy, a kiedy będą musieli zacząć radzić sobie sami. Irina Tsymbal, która zostawiła męża we wschodniej Ukrainie i przyjechała do Warszawy na początku marca, znalazła rodzinę gotową ugościć ją i jej chłopców. Wkrótce jednak będzie potrzebowała własnego mieszkania. "Tak wiele dla nas poświęcili. Powiedzieli, że możemy zostać, na pewno na miesiąc, a może nawet na dwa”- mówi. "A potem, nie wiem”. 

Kto poniesie koszty? 

Jak zauważa Liama Peacha, ekspertka z firmy badawczej Capital Economics, pokrycie kosztów przyjmowania uchodźców będzie wymagało od Polski wydania w tym roku około 3% PKB. Nasilają się pytania, kto poniesie te koszty? 

Kolejnym dużym wyzwaniem jest edukacja. "Mamy w Polsce około miliona nowych dzieci" - mówi Obremski. "Oznacza to, że natychmiast potrzebujemy 80 nowych przedszkoli i żłobków. Musimy stworzyć równoległy ukraiński program nauczania, bo dzieci bez języka polskiego nie będą miały szans w polskim systemie".

Podobnie jest z opieką zdrowotną: liczba pacjentów może wzrosnąć w tym roku o ponad 10%. Polski system opieki zdrowotnej będzie wystawiony na ciężką próbę.

Oprócz gotówki, mieszkań i infrastruktury, istnieje jeszcze inna kwestia. Czy Polacy nie zmęczą się psychicznie, gdy wojna będzie się przeciągać, a problemy mieszkaniowe się nasilą, jeśli szkoły i szpitale będą przepełnione? Co stanie się w sytuacji, gdy przyjadą kolejne miliony?

"Nie sądzę, abyśmy mogli przyjąć kolejne dwa miliony" - mówi Obremski. "Nawet jeden milion byłby trudny do przyjęcia". Jednak w ciągu ostatniego tygodnia każdego dnia przybywało ponad 20 tysięcy osób. W tym tempie w ciągu miesiąca przekroczony zostanie próg 3 milionów.

“Jasne, że będziemy zmęczeni - nie uchodźcami, ale sytuacją" - mówi Jakub Niemiec. "Ale jest to dla nas moment, w którym musimy zweryfikować, czy zachodnie wartości, w które wierzymy, są tylko wartościami na papierze - czy są one prawdziwe".

al

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

Crystal Care of Illinois

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor