Departament Sprawiedliwości rozpoczął śledztwo w sprawie praktyk zatrudnienia w Chicago po kontrowersyjnych wypowiedziach burmistrza Chicago, Brandona Johnsona, dotyczących różnorodności rasowej w jego administracji.
Śledztwo zostało wszczęte w reakcji na niedawne wypowiedzi burmistrza Johnsona w kościele Apostolic Church of God. Podczas wystąpienia podkreślił on, że wiceburmistrz, główny dyrektor operacyjny, dyrektor budżetu i inni wysokiej rangi urzędnicy to osoby czarnoskóre. Burmistrz stwierdził, że niektórzy z jego krytyków zarzucają mu, że jedyne, o czym mówi, to "zatrudnianie osób czarnoskórych".
"Mówię o tym, że zatrudniając ludzi, zawsze dbamy o wszystkich innych" - powiedział Johnson. "Posiadanie ludzi w mojej administracji, którzy będą dbać o interesy wszystkich, a wszystkich oznacza też interesy osób czarnoskórych, ponieważ tak się wcześniej nie działo. W ten sposób zapewniamy długoterminowy, zrównoważony wzrost" - dodał.
Stanowisko Departamentu Sprawiedliwości
Zastępczyni Prokuratora Generalnego Harmeet Dhillon poinformowała w liście skierowanym do Johnsona, że "autoryzowała dochodzenie" w sprawie tego, czy Chicago "angażuje się w schemat lub praktykę dyskryminacji".
"Jeśli tego rodzaju decyzje o zatrudnieniu są podejmowane dla stanowisk najwyższego szczebla w pańskiej administracji, to nasuwa się pytanie, czy takie decyzje są również podejmowane dla stanowisk niższego szczebla" - napisała Dhillon.
Reakcja Johnsona
Johnson stwierdził, że nie jest zaskoczony ogłoszeniem dochodzenia przez Departament Sprawiedliwości. Burmistrz porównał różnorodność i kwalifikacje swojej administracji z administracją Trumpa.
"Jestem bardzo dumny z faktu, że mamy jedną z najbardziej, jeśli nie najbardziej różnorodną administrację w historii Chicago" - powiedział. "Moja administracja odzwierciedla kraj, odzwierciedla miasto. Jego administracja odzwierciedla klub country".
Biuro burmistrza Chicago przedstawiło demograficzny podział urzędników: 34,3% - czarnoskórzy, 30,5% - biali, 23,8% - Latynosi, 6,7% - Azjaci.
Komentarze
Radny 15. dzielnicy Raymond Lopez skrytykował wypowiedzi burmistrza, mówiąc: "Myślę, że wiele osób w całym Chicago czuło się wykluczonych pod tą administracją".
Lopez nazwał uwagi burmistrza "politycznym prezentem" dla prezydenta Donalda Trumpa i wyraził obawy co do dalszych konsekwencji. "Burmistrz umożliwił Donaldowi Trumpowi ponowne skupienie się na nas, ponowne kopanie nas i wykorzystanie tego jako usprawiedliwienia dla odebrania nam pieniędzy" - stwierdził.
Dochodzenie wpisuje się też w szerszą kampanię administracji Trumpa przeciwko programom różnorodności, równości i włączenia. Prezydent Trump podpisał rozporządzenie wykonawcze przeciw "radykalnym i marnotrawienym" programom DEI w agencjach federalnych.
Przewodnicząca Związku Nauczycieli Chicago Stacy Davis Gates wydała oświadczenie krytykujące działania administracji Trumpa: "Prezydent, który nie widzi problemu w rzekomym obrażaniu kobiet lub publicznym przyjmowaniu łapówek, wykorzystuje wydział rządu, który ma chronić nasze prawa obywatelskie, do kontrolowania czarnoskórych urzędników publicznych".