Jezioro Michigan, perła Wielkich Jezior, co roku przyciąga miliony turystów spragnionych odpoczynku, słońca i kąpieli. Jednak za jego malowniczymi krajobrazami kryje się mroczna statystyka: to najniebezpieczniejsze jezioro w Stanach Zjednoczonych. Od 2010 roku utonęło w nim ponad 640 osób. Co gorsza, na wielu publicznych plażach, zwłaszcza po jego wschodniej stronie, brakuje ratowników.

Według organizacji Great Lakes Surf Rescue Project, niemal połowa wszystkich utonięć w Wielkich Jeziorach ma miejsce właśnie w Jeziorze Michigan. Przyczyn jest wiele: nieprzewidywalne prądy wsteczne, silne fale, ukryte spadki dna, a także brak wiedzy kąpiących się, jak reagować w sytuacji zagrożenia.
Prądy wsteczne (rip currents) – cichy zabójca
Jednym z największych zagrożeń są tzw. rip currents, czyli prądy wsteczne. Nie ciągną one pływaka pod wodę, lecz wypychają go daleko od brzegu, często ku przystaniom lub betonowym falochronom, gdzie nurt jest jeszcze silniejszy. Próbując wrócić prosto do brzegu, zmęczony i często spanikowany pływak może utonąć.
Specjaliści zalecają, by w takiej sytuacji stosować zasadę „3F”: Flip (odwróć się na plecy), Float (utrzymuj się na powierzchni), Follow (płyń wzdłuż brzegu, aż uda się wydostać z prądu). Kluczowe jest, by zachować spokój i nie walczyć z nurtem.
Brak ratowników
Największym problemem pozostaje brak odpowiedniego nadzoru ratowniczego na wielu plażach, przede wszystkim po wschodniej stronie jeziora. Od kiedy w 1993 roku stan Michigan zrezygnował z zatrudniania ratowników na plażach stanowych, większość miast poszła tym samym tropem. Powód? Koszty, odpowiedzialność prawna i rzekomy brak kandydatów. Dziś z ponad tysiąca plaż publicznych nad Jeziorem Michigan w stanie Michigan, tylko trzy mają ratowników – w St. Joseph, New Buffalo i Escanabie.
W Illinois sytuacja jest znacznie lepsza. Chicago Park District stara się zapewnić nadzór ratowników na podległych sobie plażach od Memorial Day do Labor Day w godzinach od 11.00 do 19.00. Robi to też większość miasteczek na przedmieściach z dostępem do wody, jednak nie wszystkie. Podobnie jak w stanie Michigan część zasłania się kosztami, odpowiedzialnością i trudnościami ze znalezieniem odpowiednich kadr.
W Indianie również można liczyć na nadzór ratowniczy na stanowych plażach, często odwiedzanych przez mieszkańców naszej aglomeracji, szczególnie w Parku Narodowym Indiana Dunes i Parku Stanowym Indiana Dunes, gdzie pełnią dyżur w określonych godzinach, zazwyczaj od 10:00 do 18:00 w miesiącach letnich.
Tymczasem miasta i stany zarabiają fortuny na plażowiczach: dziesiątki milionów dolarów z parkingów, zezwoleń i turystyki, a bezpieczeństwo kąpiących się pozostaje często ich prywatną sprawą. Władze zalecają jedynie obserwowanie flag: zielona oznacza bezpieczeństwo, żółta – ostrożność, a czerwona – zakaz kąpieli. Ale czy to wystarczy?
Tragiczne wydarzenia z ostatnich lat pokazały, że sama sygnalizacja to za mało. W South Haven, popularnym kurorcie nad Jeziorem Michigan, od 2001 roku, kiedy zlikwidowano stanowiska ratownicze, utonęło już 12 osób
Rodziny ofiar walczą o zmiany
Tragiczne wydarzenia z ostatnich lat pokazały, że sygnalizacja to za mało. W South Haven, popularnym kurorcie nad Jeziorem Michigan, od 2001 roku, gdy zlikwidowano stanowiska ratownicze, utonęło 12 osób. We wcześniejszych 40 latach – tylko dwie. Miasto obecnie mierzy się z dwoma procesami sądowymi wytoczonymi przez rodziny młodych osób, które utonęły przy żółtej fladze, bez ratownika na miejscu.
Jedna z nich to Lisa MacDonald, której 19-letnia córka Emily i jej chłopak Kory utonęli w 2022 roku. „Ich śmierć nie może być na darmo” – mówi kobieta, która dziś prowadzi kampanię na rzecz przywrócenia ratowników. Drugą jest Crystal LeDuke, której 18-letni syn Brandon zginął w prądzie wstecznym w 2020 roku. Jego ciało odnaleziono dopiero tydzień później.
Czy coś się zmieni?
W odpowiedzi na rosnące naciski społeczne South Haven rozważa zatrudnienie 19 ratowników do 2026 roku. Koszt programu to niemal 620 tys. dolarów w pierwszym roku. Na razie jednak miasto dopiero przygotowuje plany. Tymczasem utonięcia trwają.
Eksperci biją na alarm: obecny system nie działa. Apelują, by na najbardziej uczęszczanych plażach stanu Michigan– tych, gdzie każdego roku dochodzi do tragedii – wprowadzić stały nadzór ratowniczy. „Kiedy twoja gospodarka opiera się na plażach, musisz zadbać o bezpieczeństwo ludzi” – podkreślają.
Jezioro Michigan może być piękne i relaksujące, ale choć to nie ocean, to również nie jest to basen. Bezpieczna kąpiel wymaga wiedzy, ostrożności i – co najważniejsze – nadzoru.