Decyzja rady powiatu Cook oznacza, że osoby kupujące produkty z marihuaną w Chicago zapłacą 6 procent lokalnego podatku (miasto plus powiat), który będzie dodatkiem do już najwyższych w kraju 20-30 procent dodawanych przez stan.
Pobieranie podatków z tego tytułu zacznie się w lipcu i przedstawiciele Cook County nie spodziewają się wcześniej żadnego dochodu. Mieszkańcy natomiast spodziewali się, że powiat Cook powoła specjalną komisję w tej sprawie, jak na biurokratycznie przerośnięty powiat przystało.
Nie pomylili się. Na czwartkowej sesji obrad komisja taka została powołana w składzie 11 osób, przeznaczono na jej działalność odpowiednie pieniądze i będzie decydowała o sprawach związanych ze sprzedażą i opodatkowaniem marihuany w powiecie, mimo że sprawami takimi zajmuje się już stan i każde miasteczko, w którym sprzedaż została dopuszczona.
„Myślę, że okoliczne powiaty - DuPage, Will, Lake, Kendall – wszyscy nałożyli podatek 3%. Kane chyba 2.5% - jesteśmy więc w tym samym przedziale, co inni” – stwierdziła po głosowaniu prezydent rady, Toni Preckwinkle - „Wszystkie 52 miasta w obrębie powiatu również wprowadziły podatek na tym poziomie”.
Oczywiście gdyby mogły, wprowadziłyby wyższy. To stan wyznaczył maksymalną granicę na tym poziomie. Jak widać, mało kto zachował umiar.
Dodatkowe pieniądze uzyskane z nowych podatków trafią na cele zdrowotne i związane z bezpieczeństwem publicznym.
Czterech komisarzy powiatu nie oddało dziś głosu podczas dyskusji o podatku od sprzedaży marihuany.
Jeden z nich, prawnik, republikanin, Peter Silvestri, reprezentuje firmę sprzedającą marihuanę, więc wchodził w grę konflikt interesów. Drugi, również republikanin, Sean Morrison, zwrócił uwagę na brak jasnych wytycznych dotyczących wydawania uzyskanych w ten sposób pieniędzy. Dwie osoby nie były na obradach i podczas głosowania obecne.
RJ
