Pierwszy poniedziałek września w Stanach Zjednoczonych to nie tylko ostatni oddech lata i okazja do grillowania. Labor Day, czyli amerykański Dzień Pracy, ma za sobą historię pełną walki, solidarności i dramatycznych wydarzeń, które na zawsze zmieniły oblicze praw pracowniczych w Ameryce.
Gdy praca była prawdziwym piekłem
Wyobraź sobie, że pracujesz 12 godzin dziennie, siedem dni w tygodniu, w warunkach, które można określić mianem nieludzkich. Tak wyglądała rzeczywistość amerykańskich robotników w XIX wieku, gdy Rewolucja Przemysłowa była w pełnym rozkwicie. To właśnie te dramatyczne warunki pracy doprowadziły do powstania związków zawodowych i ruchów protestacyjnych, które w końcu zaowocowały powstaniem Labor Day.
Pierwsza celebracja Dnia Pracy odbyła się 5 września 1882 roku w Nowym Jorku. Tysiące pracowników wzięło bezpłatny urlop i wzięło udział w pierwszej paradzie. To była prawdziwa demonstracja siły - robotnicy dosłownie zostawili swoje stanowiska pracy, żeby zamanifestować swoje prawa.
Zaczęło się w Chicago, czyli strajk, który wszystko zmienił
Prawdziwym punktem zwrotnym był jednak chicagowski strajk w firmie Pullman Palace Car Company w 1893 roku. Historia brzmi jak scenariusz dramatycznego filmu: firma drastycznie obcięła pensje swoim pracownikom, ale nie zmniejszyła czynszów w należącym do niej miasteczku Pullman pod Chicago, gdzie mieszkali robotnicy. Gdy grupa pracowników odważyła się pójść do prezesa firmy z prośbą o poprawę warunków, ten po prostu ich zwolnił.
Odpowiedzią był strajk, który szybko rozlał się na cały system kolejowy. American Railroad Union zbojkotowała wszystkie pociągi Pullmana, co sparaliżowało handel i transport w całym kraju. Prezydent Grover Cleveland wysłał wojsko federalne, żeby stłumić protest - w starciach zginęło ponad 12 robotników.
Paradoksalnie, to właśnie Cleveland podpisał w 1894 roku ustawę uznającą pierwszy poniedziałek września za federalne święto. Historycy uważają, że było to jego próbą "zawarcia pokoju" z klasą robotniczą po krwawych wydarzeniach.
Więcej niż tylko długi weekend
Dziś Labor Day kojarzy się głównie z końcem lata, wyprzedażami w sklepach i rodzinnymi grillami. Miliony osób podróżuje w ten weekend, a najpopularniejsze kierunki to Seattle, Nowy Jork i Orlando na Florydzie. Ale tradycja grillowania wcale nie jest przypadkowa - barbecue było częścią obchodów Dnia Pracy już od samego początku.
Robert F. Moss, historyk kulinarny, wyjaśnia, że grillowanie było już tak głęboko zakorzenione w amerykańskiej kulturze, że gdy rozwijały się ruchy robotnicze w XIX wieku, naturalne było świętowanie w ten sposób podczas wielkich zgromadzeń. Z czasem wielkie pikniki przerodziły się w bardziej kameralne spotkania rodzinne na podwórkach, ale zachowały ten sam wspólnotowy charakter.
Moda i inne ciekawostki
Z Labor Day wiąże się też słynna zasada modowa: "nie noś bieli po Dniu Pracy". Ta reguła pochodzi z tego samego okresu co samo święto - z Pozłaconej Ery. Bogaci nowojorczycy spędzali lato w eleganckich kurortach jak Newport w Rhode Island, nosząc chłodzące, białe kreacje. Po Labor Day, wracając do miasta z jego zakurzonymi, brudnymi ulicami, chowali te delikatne, letnie stroje do szaf do następnego sezonu.
Christy Crutsinger, profesor z University of North Texas, przyznaje, że choć zasadę tę przekazywano z pokolenia na pokolenie, współczesny świat mody już się nią nie przejmuje. "Ludzie o tym myślą, mówią, ale się tym nie kierują" - stwierdza.
Ewolucja ruchu pracowniczego
Gdy Labor Day stał się świętem federalnym w 1894 roku, związki zawodowe w USA były w dużej mierze nielegalne, a sądy często uznawały strajki za bezprawne, co prowadziło do gwałtownych starć. Dopiero ustawa National Labor Relations Act z 1935 roku dała pracownikom sektora prywatnego prawo do zrzeszania się w związkach.
Todd Vachon, profesor z Rutgers School of Management and Labor Relations, zauważa, że w ostatnich latach obserwujemy renesans organizowania się pracowników i aktywizmu związkowego. Może to oznaczać, że historia Labor Day wcale się nie skończyła?
Dziedzictwo trwa
Dzisiejszy Labor Day to święto paradoksów. Z jednej strony celebruje walkę o prawa pracownicze, z drugiej stał się symbolem relaksu i konsumpcji. Parada w Nowym Jorku, gdzie wszystko się zaczęło, nadal odbywa się co roku - w tym roku dziesiątki tysięcy pracowników z ponad 200 związków przemaszeruje słynną Fifth Avenue.
To doskonała okazja, żeby zastanowić się nie tylko nad tym, jak daleko zaszliśmy od czasów 12-godzinnych zmian siedem dni w tygodniu, ale też nad tym, jakie wyzwania czekają współczesnych pracowników. Bo choć czasy się zmieniły, walka o godne warunki pracy wcale się nie skończyła.