Algorytmy coraz głębiej ingerują w nasze portfele. Już nie tylko bilety lotnicze czy ubezpieczenia są wyceniane na podstawie miejsca zamieszkania i danych o kliencie - okazuje się, że dotyczy to także zwykłych zakupów spożywczych.
Informacje o tym, że ceny tych samych produktów mogą różnić się w zależności od klienta, ponownie wywołały dyskusję po publikacji nowego raportu dotyczącego Instacart, jednej z największych amerykańskich platform do dostaw zakupów.
Firma z San Francisco, która prowadzi popularną aplikację do zamawiania artykułów spożywczych, odniosła się do zarzutów, jakoby pobierała od niektórych klientów wyższe ceny za te same produkty - w ramach eksperymentu wykorzystującego algorytmy sztucznej inteligencji.
Źródłem zarzutów jest badanie przeprowadzone wspólnie przez Consumer Reports, grupę rzeczniczą Groundwork Collaborative oraz organizację non-profit More Perfect Union. Wyniki sugerowały, że aplikacja Instacart wyświetlała różne ceny różnym użytkownikom, mimo tego, iż dodawali do koszyka identyczne produkty. Różnice miały w skrajnych przypadkach sięgać nawet 23 procent.
Groundwork Collaborative, w podsumowaniu badania, twierdzi, że Instacart i podobne firmy „opracowują i udoskonalają technologie pozwalające na eksperymenty cenowe na masową skalę”.
Według Consumer Reports, eksperyment Instacart dotyczył wykorzystania algorytmów do generowania zindywidualizowanych cen produktów w koszykach użytkowników. Badacze ustalili, że testy obejmowały kilka największych sieci spożywczych w kraju - w tym Albertsons, Costco, Kroger, Safeway, Sprouts Farmers Market oraz Target.
Dane do raportu zebrano poprzez eksperyment z udziałem 437 kupujących w czterech miastach. Uczestnicy wspólnie dodawali do koszyka te same produkty w tej samej chwili, ale zakupów nie finalizowali. Następnie porównywano wyświetlane im ceny. Badanie wykazało, że średnia różnica w wartości koszyka wyniosła około 7 procent, co - w ujęciu rocznym - mogłoby oznaczać różnicę w wydatkach rzędu nawet 1 200 dolarów.
Określając różnice cenowe jako „nieistotne”, Instacart odpowiedział na zarzuty, nie zaprzeczając jednak wprost ustaleniom zawartym w raportach. W poście opublikowanym na firmowym blogu po publikacji raportu firma przyznała, że prowadziła „losowe testy cen online” z udziałem „podgrupy” dziesięciu partnerów detalicznych. Jak podkreślono, eksperymenty mają pomóc „obniżać koszty” i uczynić usługę bardziej dostępną dla klientów.
„Te krótkoterminowe, losowe testy pomagają partnerom handlowym zrozumieć wrażliwość cenową na poziomie kategorii, aby mogli inwestować w trwałe obniżki cen tam, gdzie najbardziej zależy na tym konsumentom” — napisała firma. „Na przykład, w wyniku takich testów niektórzy klienci mogą widzieć nieco niższe ceny podstawowych produktów, jak mleko czy chleb, a nieco wyższe na artykuły specjalistyczne, jak przekąski premium czy napoje rzemieślnicze”.
Instacart podkreślił również, że w trakcie testów „ceny nigdy nie zmieniają się w czasie rzeczywistym”, ani w odpowiedzi na popyt czy podaż, porównując je do eksperymentów cenowych, jakie tradycyjne sklepy prowadzą stacjonarnie.
Rzecznik firmy zapewnił, że testy „nigdy nie są oparte na cechach osobistych ani behawioralnych użytkowników — są całkowicie losowe”.