Wśród pierwszych rozporządzeń wykonawczych prezydenta Donalda Trumpa w jego drugiej kadencji znalazło się jedno zatytułowane „Przywracanie wolności słowa i zakończenie federalnej cenzury”. Dokument głosił, że administracja Joe Bidena "deptała" prawa Amerykanów do wypowiadania się lub odmowy wypowiadania tego, czego chcieli. Jednak po zabójstwie Charlie'go Kirka - wydarzenia powszechnie potępionego przez wszystkie strony sceny politycznej jako niedopuszczalny akt przemocy - niektórzy obserwatorzy po obu stronach podziału politycznego zaczęli wyrażać obawy o przyszłość wolności słowa w USA.
Tydzień po śmiertelnym postrzeleniu 31-letniego prawicowego aktywisty Charlie'go Kirka, prezydent Trump i jego sojusznicy rozpoczęli kampanię przeciwko krytykom, którzy ich zdaniem posunęli się za daleko. Prokurator generalna Pam Bondi zapowiedziała szeroko zakrojoną akcję przeciwko „mowie nienawiści”.
„Istnieje wolność słowa, a potem jest mowa nienawiści” - powiedziała Bondi w wywiadzie. „Nie ma miejsca, szczególnie teraz, na to drugie” - dodała, zapowiadając, że rząd będzie "ścigał" ludzi za takie wypowiedzi.
Wiceprezydent Vance wezwał zwolenników do wskazywania tych, którzy „świętują morderstwo Charlie'go" i powiedział, że administracja może pozbawić statusu zwolnienia z podatków dwie prominentne fundacje, które oskarżył o finansowanie „odrażającego artykułu” o Kirku w jednym z czasopism. Departament Stanu rozpoczął globalną akcję identyfikowania obcokrajowców „chwalących, racjonalizujących lub bagatelizujących” śmierć Kirka, aby umieścić ich na liście osób, którym odmówi się amerykańskich wiz.
Podejście to stanowi odejście od wieloletniej krytyki republikanów wobec ograniczania wolności słowa przez poprzednie administracje.
Prawne kontrowersje wokół "mowy nienawiści"
Wypowiedź prokurator generalnej Bondi wzbudziła szczególne kontrowersje wśród ekspertów prawa konstytucyjnego. Jak zauważa The Hill, Bondi popełniła poważny błąd związany z Pierwszą Poprawką, tworząc iluzoryczne rozróżnienie między wolnością słowa a mową nienawiści.
Sąd Najwyższy wielokrotnie potwierdzał, że tak zwana mowa nienawiści podlega ochronie Pierwszej Poprawki, ostatnio w sprawie Matal v. Tam z 2017 roku, która została rozstrzygnięta jednogłośnie. W amerykańskim systemie prawnym nie istnieje rozróżnienie prawne między wolną mową a mową nienawiści - obie formy wypowiedzi są chronione konstytucyjnie.
Ironią jest fakt, że sam Charlie Kirk był zdecydowanym obrońcą tego stanowiska. W 2024 roku napisał na platformie X: "Mowa nienawiści nie istnieje prawnie w Ameryce. Jest brzydka mowa. Jest odrażająca mowa. Jest zła mowa. I WSZYSTKO to jest chronione przez Pierwszą Poprawkę. Utrzymajmy Amerykę wolną".
Niektórzy komentatorzy prawicowi, w tym Tucker Carlson, skrytykowali podejście Bondi. "Mam nadzieję, że śmierć Charlie'go Kirka nie zostanie wykorzystana przez grupę, którą teraz nazywamy złymi aktorami, do stworzenia społeczeństwa przeciwnego temu, nad którym on pracował" - powiedział w swoim podcaście.
Krytyka ze strony prawicy objęła również prominentnych polityków republikańskich. Republikański senator Ted Cruz podkreślił, że mowa nienawiści jest "absolutnie" chroniona przez Pierwszą Poprawkę, argumentując, że choć ci, którzy świętują morderstwo Charlie'go Kirka mogą ponieść konsekwencje, choćby zawodowe, ściganie karne za wypowiedzi jest niezgodne z konstytucją.
Bondi spotkała się z falą krytyki ze strony przedstawicieli obu krańców spektrum politycznego, których głównym argumentem było to, że nie istnieje wyjątek od Pierwszej Poprawki dotyczący mowy nienawiści. Niektórzy zwolennicy MAGA wezwali nawet do dymisji Bondi z powodu jej komentarzy.
Reakcje ekspertów i prawników
Konstytucjonaliści wyrażają głębokie zaniepokojenie zapowiedziami administracji. Erwin Chemerinsky, dziekan Szkoły Prawa Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley i czołowy ekspert od Pierwszej Poprawki, stwierdził: „Trump bardzo chce używać rządowych narzędzi, by próbować uciszyć wypowiedzi, które mu się nie podobają. To nie jest nowy scenariusz działania dla ludzi używających władzy w ten sposób, ale nigdy wcześniej nie widzieliśmy prezydenta robiącego coś takiego”.
Floyd Abrams, starszy radca prawny w kancelarii Cahill Gordon & Reindel, podkreślił: "To jedna rzecz potępiać mowę nienawiści... ale to zupełnie co innego jej zakazywać lub więzić ludzi za angażowanie się w nią. Pewne rodzaje mowy zasługują na krytykę, ale to nie oznacza, że rząd powinien ograniczać lub karać tę mowę".
Sędzia Sądu Najwyższego Sonia Sotomayor, nie wymieniając wprost Trumpa czy Bondi, jasno wyraziła swoje stanowisko podczas publicznych wystąpień: "Za każdym razem, gdy słucham reprezentanta z przygotowaniem prawnym mówiącego, że powinniśmy w jakiś sposób kryminalizować wolność słowa, myślę sobie, że ta jego szkoła prawa zawiodła".
Media i organizacje
Administracja podjęła już konkretne kroki przeciwko krytykom. Sieć ABC ogłosiła zawieszenie programu Jimmy'ego Kimmela "na czas nieokreślony" po krytyce ze strony przewodniczącego Federalnej Komisji Łączności Brendana Carra, który sugerował, że agencja mogłaby cofnąć licencje nadawcze należące do Disney.
Stephen Miller, zastępca szefa sztabu Białego Domu, zapowiedział "użycie każdego zasobu" Departamentu Sprawiedliwości i Bezpieczeństwa Krajowego do "identyfikacji, zakłócenia, demontażu i zniszczenia" sieci, które określił jako "rozległy ruch terroryzmu krajowego".
Kampania ta stanowi znaczące odejście dla ruchu konserwatywnego, którego liderzy przez lata przedstawiali się jako obrońcy wolności słowa przeciwstawiający się kulturze liberalnej cenzury.
Prawne wyzwania
Eksperci prawni są jednomyślni, że jakiekolwiek próby rozszerzenia zakresu tego, co stanowi groźbę według prawa federalnego, prawie na pewno zostałyby zaskarżone w sądach. Jeffrey M. Cohen, profesor nadzwyczajny na Boston College Law School, zauważył w odniesieniu do planów użycia ustawy RICO przeciwko protestującym: „Potrzebna jest grupa przestępcza i wzorzec działalności przestępczej. Protestowanie przeciwko komuś nie jest działalnością przestępczą".
Jak podsumował Ilya Somin, profesor prawa na Uniwersytecie George'a Masona: „Możesz karać ludzi za mowę tylko wtedy, gdy jest ona skierowana na podżeganie lub wytwarzanie bezpośredniego bezprawnego działania i prawdopodobnie podżega lub stwarza takie działanie. Jeśli ktoś mówi, że uważa, że Charlie Kirk dostał to, na co zasłużył - to jest okropne, zasługuje na potępienie - ale samo w sobie nie jest groźbą, którą rząd może karać”.
Sytuacja ta rodzi fundamentalne pytania o granice wolności słowa w Ameryce i rolę rządu w ich wyznaczaniu. Administracja przekonuje, że działa w obronie przed przemocą polityczną, natomiast krytycy ostrzegają, że takie podejście może zniechęcać obywateli do otwartego wyrażania poglądów. Eugene Volokh, emerytowany profesor prawa na UCLA, zwrócił uwagę, że tzw. „kultura anulowania” – czyli publiczne piętnowanie i wykluczanie osób za kontrowersyjne wypowiedzi – występująca zarówno po stronie lewicy, jak i prawicy, w dłuższej perspektywie poważnie szkodzi amerykańskiej demokracji.
źródła: thehill, foxnews, WaPo, FT