Chicagowska społeczność przygotowuje się na rozpoczęcie rozszerzonych operacji deportacyjnych służb imigracyjnych, które mają ruszyć w sobotę - dokładnie w momencie rozpoczęcia obchodów Dnia Niepodległości Meksyku. Gubernator Illinois JB Pritzker potwierdził, że operacje ICE (U.S. Immigration and Customs Enforcement) rozpoczną się już w najbliższą sobotę.
Według informacji przekazanych przez burmistrza North Chicago, Leona Rockinghama Jr., w bazie marynarki Naval Station Great Lakes utworzono biura dla około 300 agentów imigracyjnych, którzy mają być codziennie rozmieszczani w Chicago. Tom Homan, odpowiedzialny za działania na granicy w administracji federalnej, zapowiada bezprecedensową skalę działań: "Zatopimy tę strefę. Mamy 10 tysięcy dodatkowych agentów. Zatopimy tę strefę".
W miasteczku Broadview na zachodnich przedmieściach przygotowywane jest centrum ICE, które według burmistrza Katriny Thompson ma służyć jako główny punkt rejestrowania zatrzymanych przez co najmniej najbliższe 45 dni.
Nie tylko Chicago
Zapowiedzi masowych deportacji wywołują strach w społecznościach latynoskich w całej aglomeracji. Jak zauważa Dulce Ortiz, dyrektor wykonawczy organizacji Mano A Mano: "Kiedy dochodzi do wysokiej aktywności ICE, ludzie przestają chodzić do pracy. Przestają wysyłać dzieci do szkoły. Nie chcemy, żeby tak się stało. Jednocześnie rozumiemy, że istnieje strach".
Obawy dotyczą nie tylko Chicago, ale całego regionu. Zarówno Waukegan, jak i North Chicago odwołały zaplanowane na ten weekend uroczystości z powodu federalnej aktywności. Organizowana od prawie 30 lat parada i festiwal Fiestas Patrias w Waukegan - największa tego typu impreza w stanie, która miała odbyć się 14 września - została przełożona na listopad.
Reakcje władz lokalnych
Gubernator Pritzker jasno stwierdził, że władze stanowe nie mogą przeciwdziałać federalnym operacjom imigracyjnym: "Nie możemy stanąć im na drodze”.
Jednocześnie biuro gubernatora zapewnia, że chicagowska policja i lokalne organy ścigania są "świadome" planów służb imigracyjnych, aby "nie znajdowały się w pobliżu tych działań ani w nich nie pomagały, ale także były gotowe na protesty, które mogą wystąpić". Pritzker podkreślił, że lokalni urzędnicy pracują nad ochroną bezpieczeństwa ludzi, ale nie mogą ingerować w operacje egzekwowania prawa imigracyjnego.
"To, co próbujemy robić, to pilnować przestrzegania prawa, a kiedy nie będą przestrzegać prawa, pozwać ich do sądu i ścigać, jeśli zrobią coś naprawdę nielegalnego" - wyjaśnił Pritzker.
Urzędnicy w Chicago wezwali mieszkańców do przygotowania się na demonstracje, ale podkreślili wagę pokojowych protestów. Pritzker ostrzegł, że Trump może wykorzystać każdą konfrontację jako usprawiedliwienie dla wysłania wojsk czynnej służby do Chicago.
Policja Chicago poinformowała o anulowaniu regularnych dni wolnych i przedłużeniu służby dla funkcjonariuszy w okresie od 12 do 16 września, podkreślając jednak, że podobne środki wprowadzano również w 2023 i 2024 roku podczas obchodów Dnia Niepodległości Meksyku.
Przygotowania społeczności
Mimo atmosfery strachu, niektóre wydarzenia są kontynuowane z zachowaniem środków ostrożności. Drugi coroczny "El Grito Festival" odbędzie się w Grant Park 13 i 14 września zgodnie z planem.
Organizacje społeczne przygotowują mieszkańców na nadchodzące operacje. Chicagowski Związek Nauczycieli postuluje, aby szkoły publiczne w Chicago rozważyły oferowanie nauki zdalnej dla zainteresowanych rodzin. W piątek związek planuje zorganizować "Solidarity Walk-ins" w szkołach w całym mieście, podczas których będą rozdawane ulotki "Defend Your Rights".
Miasto Chicago uruchomiło zaktualizowaną stronę internetową i centrum informacyjne prowadzone przez Biuro Praw Imigrantów, Migrantów i Uchodźców (IMRR), które ma podkreślać usługi i ochronę dla społeczności imigrantów i uchodźców miasta.
Nie wszyscy są przeciw
Podczas gdy zapowiedzi masowych deportacji budzą kontrowersje, część chicagowskich radnych miejskich podkreśla potrzebę silniejszej obecności organów ścigania i federalnego partnerstwa w obliczu problemów z przestępczością w mieście. Prezydent Donald Trump sugerował możliwość federalnej interwencji w Chicago, która mogłaby obejmować wojska Gwardii Narodowej i służby imigracyjne, co spotkało się z ostrym sprzeciwem władz stanu i miasta.
Jednak niektórzy lokalni politycy prezentują bardziej umiarkowane stanowisko, chcąc większego wsparcia, ale bez angażowania Gwardii Narodowej.
"W 100% potrzebujemy pomocy, w 100% chcemy pomocy. Po prostu nie chcę widzieć 18, 19-letnich dzieciaków na ulicach Chicago z karabinami M-16, uważam, że to przepis na katastrofę, więc wolałbym pieniądze na zatrudnienie większej liczby policjantów" - powiedział radny Nicholas Sposato, jeden z zaledwie dwóch niezależnych w 50-osobowej radzie miasta, w której 48 członków to demokraci.
Drugi niezależny radny, Anthony Napolitano, były funkcjonariusz policji, wskazuje na "problem z gangami" w mieście, krytykując lokalnych polityków za stawianie "polityki i programu ponad ludzi w Chicago". Również demokratyczny radny Raymond Lopez wyraził poparcie dla federalnej interwencji: "Myślę, że federalna interwencja byłaby rzeczywiście pomocna. Mimo że nasze statystyki zmierzają we właściwym kierunku, kto sprzeciwiłby się temu, żeby spadały jeszcze bardziej, co oznacza mniej ofiar na ulicy".
Lopez skrytykował swoich demokratycznych kolegów, mówiąc: "To absolutnie niedorzeczne słyszeć od moich demokratycznych kolegów, że nie chcemy więcej pomocy", przypominając, że miasto zazwyczaj z zadowoleniem przyjmowało pomoc agencji federalnych, takich jak FBI czy ATF. Jako przykład skuteczności federalnego wsparcia przywołał Washington D.C., gdzie od czasu przejęcia federalnego w zeszłym miesiącu odnotowano spadek większości rodzajów przestępstw.
Donald Trump zmienia zdanie - teraz Nowy Orlean
Mimo wcześniejszych zapowiedzi dotyczących Chicago, prezydent Trump zaczął sugerować możliwość zmiany celów dla rozmieszczenia Gwardii Narodowej. 2 września stwierdził kategorycznie: "Wchodzimy. Nie powiedziałem, kiedy", jednak już dzień później jego wypowiedzi wskazywały na możliwą zmianę planów.
3 września w Gabinecie Owalnym powiedział do reporterów: "Podejmujemy teraz decyzję. Czy idziemy do Chicago, czy idziemy do miejsca takiego jak Nowy Orlean, gdzie mamy świetnego gubernatora, Jeffa Landry'ego, który chce, żebyśmy uporządkowali bardzo ładną część tego kraju, która stała się dość trudna, dość zła?". Dodał następnie: "Więc może pójdziemy do Luizjany".
Ta zmiana retoryki może wynikać z różnic w podejściu lokalnych władz - podczas gdy gubernator Illinois Pritzker i burmistrz Chicago Johnson stanowczo sprzeciwiają się federalnej interwencji, nazywając ją "nadużyciem" i "tyranią", gubernator Luizjany Jeff Landry wydaje się być otwarty na współpracę z administracją federalną.