System ochrony zdrowia w Stanach Zjednoczonych stoi w obliczu narastającego kryzysu kadrowego. Najnowsze badania pokazują, że ponad połowa pracowników medycznych aktywnie rozważa zmianę pracy lub wręcz odejście z obecnego miejsca zatrudnienia. Już dziś widać, jak niedobory personelu przekładają się na utrudniony dostęp pacjentów do leczenia i pogorszenie wyników zdrowotnych. Prognozy federalnej agencji Health Resources and Services Administration przewidują, że do 2037 roku w USA zabraknie blisko 700 tysięcy lekarzy, pielęgniarek i pielęgniarzy.
Sondaż przeprowadzony przez Harris Poll na zlecenie Strategic Education objął ponad 1 800 osób – pracowników pierwszej linii oraz pracodawców. Wyniki są alarmujące: 55 procent pracowników ochrony zdrowia planuje w ciągu roku aktywnie poszukiwać nowej pracy, przy czym część liczy na zmianę stanowiska wewnątrz organizacji, a część rozważa odejście do innego miejsca.
Aż ośmiu na dziesięciu ankietowanych przyznało, że czuje się niedocenianych, a czterech na dziesięciu twierdzi, że społeczeństwo bardziej szanuje ich zawód niż własny pracodawca. Główne powody frustracji to niskie wynagrodzenie i świadczenia, brak perspektyw rozwoju kariery, wypalenie zawodowe i zmęczenie emocjonalne.
Możliwości kształcenia w miejscu pracy wydają się szczególnie ważne dla pracowników służby zdrowia. Aż trzy czwarte badanych zadeklarowało zainteresowanie dalszą edukacją, a sześciu na dziesięciu wskazało, że mogliby pozostać u obecnego pracodawcy, gdyby ten zapewniał dofinansowanie do nauki.
Chociaż dane pokazują, że większość pracowników służby zdrowia rozważa zmianę pracy, należy pamiętać, że nie oznacza to, że mają nadzieję całkowicie odejść z sektora zdrowia, , lecz raczej poszukiwanie nowych ról w ramach szerokiego sektora medycznego – uważa Erin Fraher, profesor i dyrektor Carolina Health Workforce Research Center na Uniwersytecie Karoliny Północnej w Chapel Hill. Niemniej jednak liczba osób rozczarowanych warunkami pracy nie pozostawia złudzeń: sytuacja zmierza w stronę pogłębionego kryzysu.
Przeciążony system opieki zdrowotnej
Eksperci nie są zaskoczeni wynikami ankiety – badanie to pokrywa się z danymi krajowymi, które pokazują, że prawie 45% lekarzy zgłasza co najmniej jeden objaw wypalenia zawodowego, mimo iż wskaźniki te poprawiły się od szczytu w 2021 roku.
Wypalenie zawodowe i zmęczenie emocjonalne to zjawiska dobrze opisane w literaturze medycznej, ale to pandemia COVID-19 dramatycznie przyspieszyła ten proces. Wzrost obciążeń, ryzyko pracy w niebezpiecznych warunkach, poczucie braku wsparcia ze strony przełożonych – wszystko to sprawiło, że wielu pracowników ochrony zdrowia zaczęło mówić o wypaleniu zawodowym. Część pielęgniarek i lekarzy przyznaje, że ich „bezpieczeństwo fizyczne i fizjologiczne nie jest priorytetem dla administratorów” i że nie czują się doceniani, a w rezultacie „nie ufają już swoim pracodawcom”.
Badania wskazują, że poczucie bycia docenianym może znacząco zmniejszać ryzyko wypalenia. W 2021 roku ustalono, że pracownicy, którzy czuli się wartościowi w swoich organizacjach, byli o 40 procent mniej narażeni na wypalenie. Z kolei w 2024 roku inny raport dowiódł, że wsparcie organizacyjne podczas pandemii przekładało się na większą satysfakcję zawodową i mniejsze zmęczenie.
Starzejące się społeczeństwo i presja technologii
Na kryzys kadrowy nakładają się dwa dodatkowe czynniki. Pierwszym jest starzejące się społeczeństwo amerykańskie, w którym rosnąca liczba osób z pokolenia powojennego wyżu demograficznego potrzebuje coraz intensywniejszej opieki. Drugim – szybki rozwój sztucznej inteligencji, która zmienia sposób pracy w medycynie. Coraz więcej specjalistów czuje presję, by zdobywać nowe kompetencje, obawiając się, że brak doszkalania może oznaczać utratę pracy.
Równocześnie wielu pracodawców w branży medycznej sygnalizuje narastające problemy finansowe, szczególnie w obliczu zmian legislacyjnych i niepewności wokół finansowania systemu Medicaid.
Wynik tej sytuacji „nie jest optymistyczny” – uważa Joanne Spetz, profesor i dyrektor Instytutu Studiów nad Polityką Zdrowotną im. Philipa R. Lee na Uniwersytecie Kalifornijskim w San Francisco, dodając, że „dostęp do opieki zostanie ograniczony, a bezpieczeństwo i jakość opieki mogą być zagrożone”.
Koszty i konsekwencje
Skutki kryzysu są wielowymiarowe. Z jednej strony pacjenci mogą dłużej czekać na wizytę lub mieć trudności w umówieniu się na badania. Z drugiej – organizacje medyczne już ponoszą ogromne koszty rotacji kadr. Szacuje się, że odejście jednego pielęgniarza z oddziału szpitalnego kosztuje pracodawcę od 45 do 67 tysięcy dolarów. W przypadku lekarzy skala strat jest jeszcze większa – badania wskazują, że wypalenie i związana z nim redukcja godzin pracy kosztują amerykański system ochrony zdrowia ponad 4,6 miliarda dolarów rocznie.
Branża opieki zdrowotnej stoi zatem przed dylematem: jak utrzymać i ulepszyć warunki pracy dla specjalistów z wypaleniem zawodowym oraz spowolnić tempo niedoborów kadrowych w systemie, który jest obciążany z wielu stron.
Eksperci są zgodni: konieczne są zmiany w organizacji pracy. Mowa o redukcji biurokracji, tworzeniu warunków do rozwoju zawodowego, inwestowaniu w programy wsparcia psychologicznego i w szkolenia liderów. Wdrożenie takich działań mogłoby poprawić satysfakcję z pracy, spowolnić tempo odchodzenia z zawodu i w dłuższej perspektywie ustabilizować system.
Jeśli jednak działania nie zostaną podjęte, konsekwencje będą poważne. Ograniczony dostęp do lekarzy, przeciążone izby przyjęć, zamykane szpitale w mniejszych miejscowościach i rosnąca liczba nieubezpieczonych – wszystko to sprawia, że amerykański system ochrony zdrowia przypomina dziś bombę zegarową, której czas nieubłaganie się kończy.