10 maja 2019

Udostępnij znajomym:

Najnowszy raport Vera Institute of Justice pokazuje, że liczba osób przebywających w tymczasowych aresztach rośnie, mimo stałego spadku przestępczości w całym kraju. Coraz powszechniejszą praktyką jest bowiem ograniczanie wolności osób oskarżonych o różnego kalibru wykroczenia i przestępstwa w okresie oczekiwania na proces.

System ten ma podobno zapewnić bezpieczeństwo publiczne i zagwarantować stawienie się oskarżonych w sądzie. Jednak coraz liczniejsze badania sugerują, iż jego skuteczność została mocno zawyżona, oraz że praktyka ta powoduje poważne szkody dla setek tysięcy osób nieskazanych na żadną karę i upychanych do więzień tylko dlatego, że nie stać ich na zapłacenie wymaganej kaucji.

Chodzi zwłaszcza o i tak już zmarginalizowane grupy – najuboższych, kobiety, mniejszości etniczne – mówią eksperci.

„Ludzie, którzy nie mogą sobie pozwolić na zwolnienie za kaucją - w szczególności ludzie z biednych społeczności - pozostają w więzieniu aż do zakończenia ich spraw” – piszą autorzy raportu – „W tym czasie osoby, które mają dostęp do środków finansowych, są w stanie zapewnić sobie wolność bez problemu”.

To nie wszystko, bo prowadzone przez lata badania wykazały, iż wtrącani do więzienia przed procesem, a więc nieposiadający środków na zapłacenie kaucji, są później częściej skazywani i otrzymują surowsze wyroki od tych, którzy nie są zobowiązani do zapłacenia takiej opłaty lub bez problemu znajdują środki na jej uiszczenie.

Co więcej, raport sugeruje, iż tymczasowe aresztowanie nie zwiększa bezpieczeństwa publicznego, ani nie ma większego wpływu na liczbę osób stawiających się na wyznaczonych przez sąd rozprawach, o czym więcej nieco później.

Przy okazji zaczęto przyglądać się metodom działania tzw. bounty hunters, ludzi polujących na osoby poszukiwane listem gończym, które nie stawiły się na rozprawie i naraziły na potencjalną stratę firmy gwarantujące kaucję. Okazuje się, że to kompletnie niekontrolowana dziedzina, kierująca się własnymi prawami lub bezprawiem, jak mówią niektórzy.

Legalny napad

Eugene Mitchell i jego żona, Shayleen, z miejscowości Lolo w stanie Montana, spali spokojnie we własnym domu wraz z 6-letnią córką, gdy nagle drzwi wejściowe zostały wyrwane z zawiasów.

„Kilka sekund później sześciu mężczyzn w pełnym ekwipunku bojowym i z kilkoma rodzajami odbezpieczonej broni wpadło do naszej sypialni” – wspomina Mitchell.

Do ubrania przypięte mieli odznaki, choć nie byli policjantami, nie przysięgali żadnej instytucji publicznej, nie byli certyfikowani w jakikolwiek sposób.

Byli to tzw. łowcy nagród, czyli bounty hunters, tak przynajmniej mówili o sobie i zostali wysłani w celu ujęcia Eugene’a Mitchella, który kilka dni wcześniej przegapił wyznaczoną datę rozprawy sądowej.

W całej historii tragiczne, a dla niektórych śmieszne było to, iż jego przestępstwo, a właściwie w świetle prawa tylko wykroczenie – za które wyznaczono mu spotkanie z sędzią – polegało na prowadzeniu pojazdu mechanicznego bez aktualnego prawa jazdy.

Sześcioletnia córka Mitchellów do dziś leczy się u psychologa w związku z doświadczeniami tej nocy, rozpoznano u niej Zespół Stresu Pourazowego, znany lepiej jako PTSD i spotykany zwykle u żołnierzy powracających z frontu. Shayleen, żona porwanego przez łowców nagród mężczyzny, do dziś boi się sama przebywać w domu. Poza tym mimo upływu prawie dwóch lat drzwi ich domu wciąż nie są do końca naprawione.

Archaiczny system

Sprawa tak brutalnego potraktowania za niewielkie przecież wykroczenie od początku wywołała wiele kontrowersji i w końcu trafiła do sądu. Reprezentujące rodzinę Mitchell organizacje mają nadzieję, że pomoże ona w regulacji rynku i odsłoni kulisy działalności takich firm. Rynek sądowych obligacji poręczeniowych (bail bonds industry) to według większości prawników archaiczny i należący do przeszłości system stosowany już tylko w dwóch krajach świata- na Filipinach i w USA.

Organizacja ACLU uważa, że zgoda na komercyjne, prywatne wykorzystywanie systemu sądownictwa do zarabiania pieniędzy nie powinno mieć miejsca. Niektóre stany zaczynają zwalczać system sądowych obligacji i pracujących dla nich łowców nagród. Przodują w tym New Jersey i Kalifornia. W pozostałych stanach, zwłaszcza takich jak Montana, to w dalszym ciągu mało kontrolowany obszar.

Jak to działa

Zwykle wygląda to tak: osoba zatrzymana jest przez policję z podejrzeniem dokonania określonego wykroczenia lub przestępstwa. Na wstępnej rozprawie sędzia wyznacza kaucję jako gwarancję stawienia się oskarżonego na rozprawie właściwej, kiedy to pieniądze te są oddawane.

Ponieważ większość oskarżonych nie jest w stanie zapłacić wyznaczonych sum – średnia krajowa w przypadku przestępstwa wynosi 12 tys. dolarów – zwracają się do prywatnej agencji mającej wyłożyć tę sumę i zagwarantować stawienie się oskarżonego w wyznaczonym czasie na rozprawie.

W zamian agencja pobiera bezzwrotną opłatę, zwykle w wysokości 10 proc. całości. Jeśli oskarżony stawi się, firma wystawiająca poręczenie zarabia wspomniane 10 proc., jeśli nie, to traci poręczenie i wynajmuje „łowców” w celu dostarczenia klienta przed wymiar sprawiedliwości, odzyskania inwestycji i zgarnięcia nagrody.

W przypadku opisanego wcześniej Mitchella jego kaucja wynosiła $1,610, za co zapłacił on firmie pokrywającej tę sumę $228. O takie pieniądze chodziło, gdy sześciu uzbrojonych mężczyzn wdarło się nocą do jego mieszkania.

Wstępne ustalenia sądowe wykazały, że nie był on uciekinierem, nie ukrywał się, ale służbowo wyjechał na kilka dni i nie wrócił na czas rozprawy. Dokumenty sądowe pokazują, że przypadki rzeczywistych ucieczek i ukrywania się przed wymiarem sprawiedliwości są niezmiernie rzadkie. Większość ludzi zapomina lub nie zdając sobie sprawy z ewentualnych konsekwencji, po prostu nie przywiązuje do tych dat zbyt wielkiej uwagi.

„Zachowanie tzw. łowców nagród wobec większości tych ludzi jest absurdalne” – twierdzą prawnicy.

W niektórych miejscach, jak Montana, nie ma prawie żadnych praw regulujących kto może zostać „łowcą” i z jakich metod może korzystać. Dlatego nocne ujęcie Mitchella był przykładem, do jak absurdalnych sytuacji może dochodzić, gdy do tego typu zleceń wynajmuje się ludzi bez przygotowania, doświadczenia i wiedzy. W sądzie mężczyźni przyznali, że nie wiedzieli za co poszukują mężczyzny - czy jest groźnym przestępcą, czy też dokonał niewielkiego wykroczenia. Nawet już po zatrzymaniu, odstawili go do złego więzienia.

W tych samych dokumentach sądowych jeden z „łowców nagród”, Larry Wallace, zaangażowany w nocne włamanie do domu rodziny Mitchell przyznał, że w zawodzie tym najbardziej podoba mu się to, że jest uzbrojony, wykonuje pracę podobną jak w policji, a przecież żadne wyszkolenie nie jest od niego wymagane.

Eugene Mitchell pamięta, że wioząc go do więzienia mężczyźni przechwalali się liczbą sztuk posiadanej broni palnej i różnymi przestępstwami popełnionymi w innych stanach.

„To leśne prostaki noszące broń i włamujące się do domów normalnych ludzi” – uważa Mitchell.

Lokalni prokuratorzy zgadzają się z nim, przynajmniej w kwestii broni i włamań do domów. Dlatego pięciu z nich odpowie za napaść, włamanie i nielegalne posiadanie broni. Jeszcze nie wiadomo, kto zapłaci za zniszczone drzwi.

To dochodowy biznes

Byśmy w pełni byli w stanie ocenić sytuację, musimy wiedzieć, że sądowe poręczenia to niezły interes. Firmy je wystawiające i ubezpieczalnie gwarantujące wypłacalność zarabiają na tym rocznie nawet do 2.5 mld. dolarów.

Może dlatego w tak wielu stanach system ten wciąż funkcjonuje. Według raportu Very, liczba osób zatrzymywanych i wtrącanych do krótkoterminowych aresztów przed procesem wzrosła od lat 70. aż o 433 procent. Z 740 tysięcy osób przebywających obecnie w aresztach w całym kraju, około 2/3 stanowią osoby, które nie zostały jeszcze za nic skazane w procesie sądowym i dopiero na taki oczekują. Liczby tej nie należy mylić z prawie 3 mln. osób, które przebywają we wszystkich zakładach penitencjarnych w całym kraju, w tym długoterminowych więzieniach stanowych i federalnych.

Jedną z przyczyn takiego stanu jest wymaganie przez większość lokalnych jurysdykcji, by osoby zatrzymane i oskarżone nawet o drobne przestępstwa, z góry wpłacały kaucję w zamian za swe zwolnienie. Część na to stać, inni dają w zastaw swój majątek. Reszta musi korzystać z pomocy firm oferujących obligacje, ale większość z braku jakichkolwiek środków pozostaje w areszcie do zakończenia rozprawy. Raport opracowany w ubiegłym roku przez organizację Hamilton Project mówi, że okres ten może trwać od 5 do nawet 200 dni. Należy pamiętać, że bardzo wiele z tych osób zostaje uznanych niewinnymi lub ich wykroczenie nie wymaga odsiadki. W związku z tym jedynym powodem przebywania w więzieniu jest u nich brak pieniędzy na kaucję i automatyzacja procesów, w których sędziowie wyznaczają wysokie opłaty często bez zastanowienia nad ich zasadnością.

Kiedyś było inaczej. Kaucji nie trzeba było płacić od razu, choć oskarżony lub ktoś z rodziny zobowiązywał się do jej zapłacenia lub oddania majątku w razie złamania umowy z sądem. Jednak z czasem ukochanych i bliskich, gotowych poświadczyć za zatrzymanych było coraz mniej, wprowadzono więc prywatne poręczenia finansowe, których uwieńczeniem jest system obowiązujący dziś.

Wprawdzie w 1966 r. Kongres zadecydował, że osoba powinna być zwolniona na „jak najmniej restrykcyjnych warunkach” gwarantujących jej pojawienie się w sądzie w późniejszym terminie. Ale w latach 70. i 80. obawa przed wzrostem przestępczości doprowadziła do podpisania kolejnego aktu prawnego, który pozwalał sędziom na tymczasowe aresztowanie w imię bezpieczeństwa publicznego. Postanowiono jednak, że mają to być „starannie rozpatrzone i ograniczone wyjątki”. No cóż, ponad 30 lat później mało kto pamięta zalecenie dotyczące wyjątków. Każdemu – od podejrzanych za morderstwo, po zatrzymanych za jazdę z nieważnym prawem jazdy – wyznacza się kaucję i w razie jej niewpłacenia, stosuje tymczasowy areszt.

Problem w tym, że kolejne badania potwierdzają tezę, iż system ten w najmniejszym stopniu nie wpływa na liczbę osób powracających przed oblicze sądu w wyznaczonym czasie. „To, że cię stać na kaucję nie znaczy przecież, że nie jesteś zagrożeniem dla społeczeństwa. To nie ma sensu” – mówią prawnicy z różnych organizacji zajmujących się prawami skazanych.

W 2013 r. w stanie Kolorado przeanalizowano kilka tysięcy przypadków i nie stwierdzono, by nakaz zapłacenia kaucji wpływał na podwyższenie liczby osób stawiających się na rozprawie. Obserwacje te potwierdzono niedawno w badaniach na University of Pennsylvania i George Mason Uniersity. Tam w kontrolowany sposób całkowicie zlikwidowano kaucje w sądach i okazało się, że nie miało to żadnego wpływu na stawiennictwo na rozprawach.

Wniosek jest jeden – system nie działa i jest okazją do nadużyć. Pomysłów na zmiany jest kilka, wszystkie na razie w fazie planów.

Na podst.: vox.com, attorneys.com, guardian.com, Wikipedia,
opr. Rafał Jurak

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

KD MARKET 2024

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor