----- Reklama -----

Rafal Wietoszko Insurance Agency

26 listopada 2025

Udostępnij znajomym:

Stany Zjednoczone produkują ogromne ilości odpadów żywnościowych. W kraju, który od dekad słynie z dużych porcji i pełnych koszyków zakupowych, nawet 30–40 procent wyprodukowanej żywności trafia do kosza. Ted Jaenicke, ekonomista rolnictwa z Penn State, który od lat bada nawyki konsumentów, porównuje to do sytuacji, w której ktoś kupuje trzy torby zakupów i jedną z nich wyrzuca jeszcze po drodze do samochodu.

Z każdym rokiem szczególnie bolesny staje się okres świąteczny. To wtedy, przy stołach uginających się od potraw, skala problemu rośnie jeszcze bardziej. Według Natural Resources Defense Council Amerykanie wyrzucają samego tylko Dnia Dziękczynienia około 200 milionów funtów mięsa z indyka. To właśnie ten dzień jest w USA symbolem maksymalnego marnowania żywności.

Większość tej żywności ląduje później na wysypiska śmieci, gdzie staje się jedną z głównych części stałych odpadów. I gdzie, jak zauważa Jaenicke, wyrządza podwójną szkodę: nie tylko marnuje zasoby, ale jeszcze zamienia się w metan – gaz cieplarniany wielokrotnie bardziej szkodliwy niż dwutlenek węgla. Amerykańska Agencja Ochrony Środowiska szacuje, że metan zatrzymuje w atmosferze nawet 28 razy więcej ciepła niż CO₂. Nic dziwnego, że eksperci podkreślają, iż gdyby marnowana żywność była państwem, byłaby trzecim największym emitentem gazów cieplarnianych na świecie.

Oprócz ilości wyrzucanej przez konsumentów żywności, kolejnym istotnym czynnikiem przyczyniającym się do problemu marnowania żywności w kraju jest poziom produkcji. Duża część strat powstaje jeszcze zanim jedzenie trafi na półki sklepowe. Czasem decydują o tym przyzwyczajenia Amerykanów, którzy nie chcą kupować owoców i warzyw odbiegających od „idealnego” wyglądu. Innym razem powodują to zjawiska pogodowe niszczące plony. W tegorocznym raporcie American Farm Bureau wspomniano, że ceny słodkich ziemniaków wzrosły o 37 procent między innymi przez skutki huraganu, który spustoszył uprawy w Karolinie Północnej.

Efektem jest błędne koło: jedzenie marnuje się na polach, potem na stołach, a gdy trafia na wysypiska, uwalnia metan przyczyniający się do kolejnych ekstremalnych zjawisk pogodowych, które niszczyć będą kolejne uprawy.

Jednym z najprostszych sposobów przerwania tego cyklu jest przekierowanie odpadów żywnościowych z wysypisk do kompostowania. I to właśnie próbuje zrobić Nowy Jork, rozbudowując zakład kompostowy na Staten Island. To miejsce, gdzie ogromne hałdy jedzenia przechodzą przez poszczególne etapy rozkładu, aż zamieniają się w żyzny kompost, który mieszkańcy mogą odbierać bezpłatnie, a firmy – za symboliczną opłatą.

Jennifer McDonnell, zastępca komisarza ds. gospodarki odpadami w Nowym Jorku, mówi o tym miejscu z nieskrywaną dumą. Dla niej kompost to nie tylko produkt – to symbol obiegu zamkniętego, w którym miasto samo przetwarza to, co wcześniej trafiało na wysypiska. Zaznacza, że w przeciwieństwie do tradycyjnych składowisk taka kompostownia nigdy nie osiąga limitu pojemności. Zamiast końca drogi jest tu ciągły proces: coś trafia na początek taśmy, coś innego z niej schodzi już jako gotowy produkt.

Nowy Jork jest jednym z nielicznych amerykańskich miast, które wprowadziły obowiązkowy system segregacji odpadów organicznych. To ważna, historyczna decyzja, bo dotyczy miejsca, w którym mieszka ponad osiem milionów ludzi. Choć udział mieszkańców w programie nie przekroczył jeszcze 10 procent, władze zapowiadają egzekwowanie przepisów i nakładanie kar, by przyspieszyć zmianę nawyków.

Na drodze do rozbudowy takich programów stoją jednak poważne przeszkody. Pierwsza z nich to infrastruktura – kosztowna i trudna do utrzymania. Druga, równie wymagająca, to edukacja. McDonnell podkreśla, że większość miast potrzebuje około dekady, by osiągnąć wysoki poziom uczestnictwa. Dlatego Nowy Jork inwestuje w kampanie informacyjne, szkolenia i programy takie jak Trash Academy – miejską „szkołę” uczącą, jak właściwie postępować z odpadami.

Nawet jeśli mieszkańcy nie zaangażują się w pełni, urzędnicy wskazują, że już niewielkie zmiany mogą przynieść ogromne efekty. W typowym nowojorskim gospodarstwie domowym odpady żywnościowe i ogrodowe to aż jedna trzecia wszystkich śmieci. A każdy kilogram, który trafi do kompostowni zamiast na wysypisko, oznacza mniej metanu, mniej strat i bardziej zrównoważone miasto.

W świecie, który wytwarza nadmiar odpadów już przez sam fakt codziennego życia, Nowy Jork stara się pokazać, że można inaczej. Że marnowania nie trzeba traktować jak czegoś oczywistego. Że kierunek można zmienić – nawet jeśli wymaga to czasu, konsekwencji i wspólnej pracy milionów ludzi.

----- Reklama -----

WYBORY 2026 - PRACA W KOMISJACH 950 X 300

----- Reklama -----

WYBORY 2026 - PRACA W KOMISJACH 950 X 300

----- Reklama -----

WYBORY 2026 - PRACA W KOMISJACH WYBORCZYCH 300 X 600

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor