Największe miasto Illinois przeżywa bezprecedensowy boom czynszowy. W październiku ceny wynajmu wzrosły tu bardziej niż w jakimkolwiek innym amerykańskim mieście. Eksperci ostrzegają: Chicago może stracić swoją największą przewagę – przystępność cenową.
Popołudniowa scenka przy basenie w szklanym wieżowcu w River North wygląda jak z reklamy luksusowego stylu życia. Mieszkańcy pracują na laptopach z widokiem na panoramę śródmieścia, inni relaksują się na leżakach. To relaks, który kosztuje – studio w tym kompleksie (One Chicago i 23 West) wynajmuje się od 2700 dolarów miesięcznie (plus opłaty), a trzypokojowe apartamenty osiągają cenę 13 192 dolarów.
Październikowe dane z Chicago zaskoczyły: czynsze wzrosły tu o 6 procent rok do roku – więcej niż w jakiejkolwiek innej metropolii USA, wynika z raportu Zillow. Miasto, które przez dekady przyciągało ludzi właśnie dostępnymi cenami, spadło w rankingu przystępności mieszkaniowej Zillow na 39. miejsce wśród 50 największych aglomeracji kraju.
Nowa klasa najemców
Rynek luksusowy bije własne rekordy. Średni czynsz za mieszkanie klasy A w śródmieściu – a mowa o 28 500 lokalach w 85 budynkach wzniesionych od 2016 roku – wzrósł w trzecim kwartale o 6,3 procent rok do roku, osiągając średnio 3 228 dolarów miesięcznie. Dane firmy maklerskiej Luxury Living pokazują, że River North, jedna z najdroższych dzielnic, odnotowała skok aż o 13 procent – do średniej 3 738 dolarów.
Kim są ci, którzy płacą takie kwoty? Aaron Galvin, założyciel Luxury Living, rysuje portret współczesnego chicagowskiego luksusowego najemcy: zarabia ponad 100 tysięcy dolarów rocznie, wynajmuje od co najmniej trzech do pięciu lat i wcale nie myśli o kupnie własnego mieszkania. To młodzi profesjonaliści, ale nie na początku kariery – raczej ci, którzy już osiągnęli stabilizację zawodową.
Znaczna część tej grupy to osoby przeprowadzające się z Nowego Jorku, Kalifornii, Florydy i Teksasu, które pracują zdalnie. Dla nich Chicago to wciąż okazja – apartament za 3 200 dolarów w centrum to wciąż prawie o połowę mniej niż ponad 5 000 dolarów w Nowym Jorku.
Pustka budowlana
Za wzrostem cen stoi przede wszystkim dramatyczny niedobór nowych mieszkań. W budowie jest obecnie zaledwie 9 800 lokali, co stanowi 1,7 procent całego zasobu mieszkaniowego metropolii liczącej miliony mieszkańców. Do końca roku ma być ukończonych tylko 1 500 jednostek. To dramatycznie mało.
Ludzie wynajmują też dłużej niż kiedykolwiek – średni wiek pierwszego nabywcy domu w USA wzrósł do rekordowych 40 lat, wynika z danych National Association of Realtors. Niepewność ekonomiczna i wciąż wyższe stopy procentowe sprawiają, że elastyczność wynajmu staje się coraz bardziej atrakcyjna.
Klasa średnia wypierana z miasta
Najgorsze jest to, że wraz z drożejącym luksusem znika też zwykła dostępność. Nowe inwestycje trafiają niemal wyłącznie do segmentu premium – zwłaszcza gdy buduje się ich tak mało. Deweloperzy przerzucają rosnące koszty budowy i kredytów bezpośrednio na najemców.
Geoff Smith, dyrektor wykonawczy Institute for Housing Studies na DePaul University, ostrzega przed znikaniem tzw. naturalnie dostępnych mieszkań – tych, które są tańsze bez dotacji rządowych. W zamożnych dzielnicach jak Lincoln Park, Lakeview czy North Center kupowane są budynki dwu- i czterorodzinne, by przerobić je na jednorodzinne rezydencje za miliony dolarów.
Kiedy długoletni właściciele sprzedają kamienice w popularnych okolicach jak Logan Square, nowi nabywcy wykorzystują okazję do renowacji i podwyżek czynszu do poziomu, jaki tylko wytrzyma rynek.
Eksperci ostrzegają: jeśli Chicago straci swoją przewagę w przystępności cenowej, może mieć problem z przyciąganiem talentów. Tymczasem dane Bureau of Labor Statistics pokazują, że wzrost płac w regionie Chicago spowalnia od połowy 2023 roku, podczas gdy czynsze rosną w zawrotnym tempie.
na podst: Crain's Chicago Business