25 maja 2023

Udostępnij znajomym:

Stany Zjednoczone nie są jedynym krajem próbującym rozwiązać ten dylemat. Podobnie dzieję się w Wielkiej Brytanii, Hiszpanii, Francji i innych krajach posiadających coraz starsze społeczeństwa. Państwa te stoją w obliczu podobnych burz politycznych: o to, jak przejąć kontrolę nad falą migrantów gotowych zaryzykować uwięzienie, deportację, przemoc, zdrowie, a nawet życie, aby uciec z kraju, w którym się urodzili.

Ekonomicznym imperatywem w przypadku USA i jemu podobnych krajów jest większa imigracja. Ale polityka wymaga, by ją ograniczać. Czy rządy mogą rozwiązać ten paradoks?

Czy to się da zrobić?

Pierwsze wyzwanie to sprawienie, by rozwiązania problemu nie były krótkoterminowe. Na przełomie tysiącleci około 175 milionów ludzi na całym świecie żyło poza swoimi ojczystymi krajami. Obecnie liczba ta zbliża się do 300 milionów. Jest to fala wezbrana przez wojny, prześladowania, brutalność autokratów, dysfunkcyjne lub upadłe państwa, nasilające się skutki zmian klimatu i po prostu brak podstawowych możliwości ekonomicznych w wielu częściach świata.

Wyzwaniem numer dwa jest starzenie się krajów rozwiniętych. Ich gospodarki potrzebują pracowników w wielu usługach i branżach. Potrzeba ta napędza również inflację i podnosi stopy procentowe. A gospodarka XXI wieku, w której innowacyjność ma kluczowe znaczenie, korzysta też z naukowców - imigrantów i biznesmenów, którzy mają na swoim koncie nieproporcjonalny wkład w osiągnięcia swoich nowych krajów zamieszkania.

Połączenie tych dwóch wyzwań jest trudne, ale możliwe do realizacji – mówią eksperci.

Kontrola granicy to nie wszystko

Problemem nie są obowiązujące przepisy. Istnieje szeroki konsensus wśród umiarkowanej części społeczeństwa i polityków co do tego, co jest potrzebne: polityka imigracyjna, która pozwala na przybywanie osób z umiejętnościami korzystnymi i niezbędnymi dla ich nowych krajów, połączenie silnego zabezpieczenia granic ze skutecznym systemem rozpatrywania ich spraw, oraz inicjatywy mające na celu poprawę warunków w krajach, z których oni uciekają.

To, co powstrzymuje takie podejście, to polityka: coraz bardziej stronniczy, populistyczny i nacjonalistyczny ton zabarwia debatę o imigracji w Stanach Zjednoczonych i innych zachodnich demokracjach.

Przejawia się to choćby w wypowiedziach niektórych polityków na temat „inwazji” migrantów. I chociaż wielu ludzi rzeczywiście martwi się zmieniającym się przekrojem etnicznym ich społeczności, obawy te są zaostrzane przez teorie spiskowe, takie jak sugestia, że jest to celowe działanie mające na celu wymianę chrześcijańskiej rasy białej na społeczeństwo multikulturowe i wieloreligijne.

W efekcie pogłębiają się negatywne postawy nie tylko wobec migrantów przybywających pontonem lub przemierzających pustynię, ale ogólnie wobec wszystkich, już zamieszkałych od lat w kraju imigrantów.

Chęci a rzeczywistość

Kiedy Brytyjczycy głosowali za opuszczeniem Unii Europejskiej, jednym z najważniejszych argumentów było to, że Londyn będzie w stanie powstrzymać wschodnioeuropejskich hydraulików, robotników budowlanych oraz sezonowych zbieraczy owoców i warzyw, którzy jako obywatele UE cieszyli się prawem pracy w Wielkiej Brytanii.

Po Brexicie zamiast europejskich imigrantów pojawili się nowi przybysze - głównie z Indii, Filipin, Nigerii i Zimbabwe – podkreślając realia rynkowe. Bo te wszystkie prace nadal muszą być wykonywane, a Brytyjczycy albo nie mogą, albo nie chcą tego robić.

Również w USA stronnicza debata na temat południowej granicy nie pozwoliła na osiągnięcie porozumienia w szerszych kwestiach imigracyjnych.

Były prezydent Donald Trump prowadził twardą kampanię dotyczącą bezpieczeństwa granic przed wyborami w 2016 roku. Jego obecnie najgroźniejszy konkurent do nominacji w 2024 r., Ron Desantis, opowiada się za równie twardą polityką. Przemawiając w zeszły weekend powiedział, że po wygranej „natychmiast zamknie granicę”.

Jednak podobnie jak w przeszłości, rzeczywiste potrzeby kraju prawdopodobnie – w końcu – skłonią rządzących do przyjęcia polityki łączącej lepiej finansowany, lepiej zorganizowany system kontroli migracji z ekonomicznie ukierunkowanym przyjmowaniem nowo przybywających pracowników.

W Wielkiej Brytanii kanclerz skarbu Jeremy Hunt odpiera apele o ograniczenie imigracji, argumentując, że zaszkodziłoby to wzrostowi gospodarczemu. Wręcz jest otwarty na rozszerzenie listy „zawodów deficytowych” – czyli takich, których biznesy w tym kraju bezskutecznie poszukują najbardziej i pozwolenie na migrację ich przedstawicieli.

W Stanach Zjednoczonych coraz bardziej narastający podział partyjny wydaje się udaremniać jakikolwiek przełom w polityce względem imigracji, przynajmniej na razie. Ostatnio zdarzyło się to w 1986 roku, za czasów ówczesnego prezydenta Ronalda Reagana: rozprawiono się z nielegalną imigracją w połączeniu z amnestią dla dziesiątek tysięcy imigrantów już przebywających w Ameryce.

W swoich końcowych uwagach jako prezydent, Reagan wybrał imigrację jako temat przewodni. Mówiąc o „wielkiej sile życia każdego pokolenia nowych Amerykanów” powiedział, że siła Ameryki opiera się na przyciąganiu ludzi „z każdego kraju i każdego zakątka świata”.

na podst. csmonitor
rj

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

KD MARKET 2024

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor