Prezydent Donald Trump realizuje swoje wieloletnie marzenie - 14 czerwca przez ulice Waszyngtonu przejdzie największa parada wojskowa od dziesięcioleci. W paradzie z okazji 250. rocznicy powstania amerykańskiej armii, a także w dniu 78. urodzin prezydenta, weźmie udział prawie 7 tysięcy żołnierzy oraz 7 milionów funtów sprzętu wojskowego.
Choć organizatorzy podkreślają znaczenie historyczne i patriotyczne parady, nie brakuje głosów, że całość przypomina bardziej projekt propagandowy niż święto narodowe. Krytycy zauważają, że wydarzenie odbywa się kosztem podatników, w czasie gdy administracja tnie fundusze na kluczowe programy federalne i w ramach oszczędności zwalnia dziesiątki tysięcy osób. W ich ocenie parada, której koszt może sięgnąć 45 milionów dolarów, to kaprys prezydenta. Dodatkowo, niepokój budzi fakt, że całość zbiega się z 78. urodzinami Trumpa, co nadaje uroczystości wymiar osobistego spektaklu przypominającego raczej pokaz siły znany z autorytarnych reżimów niż z demokratycznych tradycji USA.
Gigantyczna skala przedsięwzięcia
Na trasie od Lincoln Memorial do rogu 15th Street i Independence Avenue pojawi się 28 czołgów Abrams, 28 transporterów opancerzonych Stryker i 28 bojowych wozów piechoty Bradley. Paradę uzupełni historyczny sprzęt - od jeepów Willys z II wojny światowej po czołgi Sherman i "muły" z wojny wietnamskiej. W powietrzu pojawi się ponad 50 śmigłowców, w tym bojowe Apache i transportowe Chinook. Zwieńczeniem będzie skok spadochronowy zespołu Golden Knights, który przekaże prezydentowi amerykańską flagę.
Astronomiczne koszty budzą kontrowersje
Całkowity koszt przedsięwzięcia może sięgnąć 45 milionów dolarów. Samo zabezpieczenie ulic przed uszkodzeniami to miliony dolarów - wojsko już układa stalowe płyty na trasie przejazdu 70-tonowych czołgów Abrams.
Korpus Inżynieryjny Armii współpracuje z licznymi agencjami i firmami użyteczności publicznej, aby zminimalizować szkody. Stalowe płyty zabezpieczają szczególnie miejsca, gdzie czołgi będą skręcać. Na każdy pojazd założono specjalne gąsienice, które mają zmniejszyć nacisk na asfalt. Podczas parady maszyny będą poruszać się z prędkością spacerującego człowieka.
Mimo tego władze miasta wyrażają obawy, że zabezpieczenia te nie zniwelują szkód dla infrastruktury i końcowy koszt będzie wyższy.
Krytycy wskazują, że miliony dolarów można by przeznaczyć na pilniejsze potrzeby kraju - edukację, opiekę zdrowotną czy infrastrukturę cywilną. Zarzucają także, że tego typu pokazy siły kojarzą się bardziej z reżimami dyktatorskimi niż z demokratycznymi Stanami Zjednoczonymi.
"To coś, co spodziewałbyś się zobaczyć w krajach takich jak Korea Północna, dawny Związek Radziecki czy dzisiejsza Rosja" - argumentują przeciwnicy.
Prezydent Trump po raz pierwszy próbował zorganizować wielką paradę wojskową już w pierwszej kadencji, ale plan został porzucony z powodu szacowanych kosztów sięgających 100 milionów dolarów i obaw o zniszczenie ulic stolicy. Obecna parada, skupiona wyłącznie na armii, jest skromniejsza i tańsza od pierwotnych zamierzeń obejmujących wszystkie rodzaje sił zbrojnych.
Echa z 1991 roku
Ostatnia duża parada wojskowa w Waszyngtonie odbyła się 8 czerwca 1991 roku po zwycięstwie w wojnie w Zatoce Perskiej. Kosztowała 12 milionów dolarów i również budziła podobne kontrowersje. Trwała trzy godziny, wzięło w niej udział 10 tysięcy żołnierzy pod dowództwem generała Normana Schwarzkopfa, a oglądało ją 200 tysięcy widzów. Wieczorem fajerwerki nad Potomakiem przyciągnęły 800 tysięcy osób.
Już wtedy krytycy porównywali paradę do sowieckich pokazów na Placu Czerwonym, zarzucając brak "gracji i godności przystającej wielkiemu narodowi". Jeden z komentatorów napisał wówczas, że najbliższym odpowiednikiem amerykańskiej parady są "stare sowieckie parady pierwszomajowe". Inny dziennikarz porównał oba wydarzenia - waszyngtońskie i nowojorskie (które odbyło się dwa dni później) - do "wieców norymberskich dla republikanów". Podobnie jak dziś, krytykowano wówczas koszty, obawy budziły także szkody w infrastrukturze.
Przygotowania w pełni
Obecnie sprzęt wojskowy dociera koleją z bazy Fort Cavazos w Teksasie do stacji w Jessup w Maryland, skąd zostanie przewieziony ciężarówkami do Waszyngtonu. Planowanie obchodów z okazji 250. rocznicy armii rozpoczęto przed dwoma laty, ale miały one wyglądać inaczej. Dodanie elementu paradnego to pomysł administracji Trumpa sprzed dwóch miesięcy.
Wojsko konsultowało trasę z Narodową Służbą Parków, Federalną Administracją Drogową, przedsiębiorstwami wodociągowymi i gazowymi oraz innymi instytucjami. Większość podziemnych instalacji biegnie pod chodnikami, nie pod jezdniami, co zmniejsza ryzyko uszkodzeń. "Jeśli będziemy jeździć po chodnikach, to znaczy, że coś poszło bardzo źle" - żartuje pułkownik Jesse Curry z Korpusu Inżynieryjnego.
Parada ma opowiedzieć historię amerykańskiej armii od wojny o niepodległość po czasy współczesne. Trump będzie obserwował z bezpiecznej trybuny, podobnie jak George H.W. Bush 34 lata temu.