W całych Stanach Zjednoczonych coraz więcej rodziców staje przed tym samym wyzwaniem: co zrobić z dzieckiem, gdy kończą się zajęcia w szkole, a dzień pracy trwa jeszcze kilka godzin. Opcje opieki popołudniowej, które przez lata stanowiły ratunek dla pracujących rodzin, kurczą się, drożeją albo całkowicie znikają. W efekcie miliony dzieci zostają bez zorganizowanej opieki, a rodzice muszą łatać codzienny grafik, prosząc o pomoc znajomych, korzystając z dorywczych opiekunów albo rezygnując z części obowiązków zawodowych. To zjawisko obnaża rosnącą lukę między systemem edukacji a realiami rynku pracy, która coraz mocniej obciąża rodziny.
System opieki pozaszkolnej w Stanach Zjednoczonych od lat zmaga się z niedofinansowaniem, brakami kadrowymi i cięciami budżetowymi. W wielu miejscach programy ograniczają liczbę miejsc lub po prostu znikają, a rodzice zostają z niewielkim wyborem. W Utah na listach oczekujących znajduje się średnio 80 dzieci na każdy program. Jeszcze przed pandemią korzystało z nich 32 tysiące uczniów, a dziś liczba ta spadła do 17 tysięcy.
Źródła finansowania stają się coraz mniej pewne. Federalny program 21st Century Community Learning Centers przez lata zapewniał stabilne wsparcie, ale ostatnie decyzje administracji prezydenta Trumpa – w tym zamrożenie grantów i zapowiedź konsolidacji programów z mniejszymi środkami – pogłębiły niepewność. Dodatkowo plan likwidacji Departamentu Edukacji, z którego pochodzą te fundusze, wywołał w środowisku prowadzącym zajęcia popołudniowe atmosferę paniki.
Wielu dostawców opierało swoje działania na środkach ratunkowych z czasów pandemii. Te pieniądze – łącznie ponad 3 miliardy dolarów przeznaczonych na zajęcia letnie i pozaszkolne – właśnie się kończą. Skutki są widoczne w całym kraju. W Ohio Boys and Girls Club musiał zamknąć aż 17 lokalizacji. W Illinois sieć ACT Now ostrzega, że bez alternatywnych źródeł finansowania wiele programów zniknie.
Problemem są też koszty pracy. Zatrudnianie opiekunów i prowadzących zajęcia nigdy nie było łatwe, bo oferowano im niskie stawki i nietypowe godziny pracy. Pandemia pogłębiła kryzys – wielu pracowników wybrało stabilniejsze i lepiej płatne zajęcia w sieciach handlowych czy usługowych. Federalne pieniądze pozwoliły tymczasowo podnieść pensje, ale po ich wyczerpaniu programy znów nie mogą konkurować na rynku pracy.
Rodziny zostają więc same. W Beacon w stanie Nowy Jork programy prowadzone przez Parks & Recreation rozdziela się na zasadzie loterii. Na pięciodniową opiekę dostaje się tylko trzydzieścioro dzieci, choć w okolicznych szkołach uczy się ponad siedmiuset uczniów. Reszta rodziców musi korzystać z przypadkowych opiekunów, prywatnych ofert w zaporowych cenach lub po prostu zwalniać się z pracy, by odebrać dzieci.
Eksperci podkreślają, że inwestowanie w zajęcia po szkole to nie tylko pomoc dla rodzin, lecz także korzyści dla gospodarki. Badania pokazują, że dzieci korzystające z takich programów osiągają lepsze wyniki w nauce i rzadziej sprawiają problemy wychowawcze. Jednocześnie dzięki opiece rodzice mogą pracować na pełen etat, co wzmacnia lokalny rynek pracy. W sytuacji, gdy wiele kobiet zniknęło z rynku zatrudnienia w 2025 roku, brak dostępu do opieki po lekcjach może być jedną z przyczyn tego zjawiska.
Szacuje się, że w Stanach Zjednoczonych około 7,8 miliona dzieci korzysta z zajęć pozalekcyjnych, ale aż 25 milionów rodziców deklaruje chęć zapewnienia swoim dzieciom takich zajęć, jednak nie ma do nich dostępu, zgodnie z danymi z 2020 roku zebranymi przez Afterschool Alliance, organizację non-profit działającą na rzecz zwiększenia liczby dostępnych opcji dla rodziców przed i po szkole. Wiele dzieci tych 25 milionów rodziców, w tym 850 000 uczniów szkół podstawowych, korzysta z tych zajęć po szkole, jak wynika z raportu.
Bez tych programów wiele rodzin uważa, że praca obojga rodziców w pełnym wymiarze godzin jest niemożliwa, a wielu samotnym rodzicom trudno jest utrzymać zatrudnienie. Według danych rządowych, w 2024 roku około 50% małżeństw miało oboje małżonków pracujących. To niewielki wzrost w porównaniu z 48% w 2014 roku, co świadczy o tym, że coraz więcej rodzin dostrzega konieczność posiadania dwóch źródeł dochodu w obecnej sytuacji gospodarczej.
Problem polega również na tym, że rynek pracy nie dostosowuje się do godzin pracy w systemie szkolnym i nigdy tego nie zrobi. Wielu pracujących rodziców musi pracować od 9:00 do 17:00 przez większość dni, ale nie mają też wolnego lata, tak jak ich dzieci, i muszą pracować w święta, podczas których dzieci mają przerwę.
Programy pozalekcyjne oferują dzieciom wiele korzyści, zapewniając wolną od presji przestrzeń do rozwijania swoich zainteresowań, niezależnie od tego, czy są to sporty, w których nie są wystarczająco dobrzy, by dostać się do drużyny, czy projekty rolnicze, których nie będą mogli realizować w szkole. Dzięki funduszom federalnym więcej miejsc mogłoby oferować takie programy pozalekcyjne, mówi, na przykład biblioteki, muzea czy parki.
Niektóre miejsca pokazują, że można inaczej. W Belmont pod Bostonem działa organizacja non-profit, która zatrudnia pełnoetatowych pracowników z pełnym pakietem świadczeń i dzięki temu przyjmuje wszystkie dzieci. Oferuje zajęcia sportowe, naukowe czy ekologiczne, ale koszt rocznej opieki pięć dni w tygodniu przekracza 7 tysięcy dolarów – to wydatek dostępny tylko dla części rodzin.
Większość rodziców musi więc codziennie szukać rozwiązań – prosić znajomych, zatrudniać dorywczo opiekunów, zmieniać godziny pracy.
Brak powszechnie dostępnych programów to nie tylko problem logistyczny. To także kolejny obszar, w którym dzieci z zamożnych rodzin mają przewagę – ich rodziców stać na prywatne zajęcia, które poszerzają horyzonty i dają szansę na lepszy start. A dla reszty pozostaje niepewność, improwizacja i codzienny lęk, co zrobić z dzieckiem po dzwonku zwalniającym z ostatnich lekcji.