Minęło 40 lat, odkąd dwa koncerty Live Aid w Londynie i Filadelfii odmieniły debatę na temat globalnego ubóstwa. Szacuje się, że koncerty obejrzało 2 miliardy ludzi w 150 krajach. Był to moment przełomowy - globalna mobilizacja przeciwko klęsce głodu w Afryce, w wyniku której udało się zebrać 125 milionów dolarów i wpłynąć na politykę międzynarodową. Ale ten duch działania, który kiedyś poruszał całe pokolenie, dziś wydaje się zanikać.
Prawda jest bolesna: liczba głodujących rośnie, a finansowanie, które mogłoby temu zapobiec, jest systematycznie ograniczane. To paradoks naszych czasów - kryzys narasta, ale reakcja świata jest coraz słabsza.
Dramatyczna forma niedożywienia dzieci, nazywana przez ekspertów „wasting” (wyniszczeniem), staje się globalną katastrofą humanitarną. W danym momencie cierpi na nią 45 milionów dzieci na całym świecie. W regionach, gdzie zjawisko to występuje najczęściej, głód nie jest jedynym problemem. Pogłębiają się konflikty zbrojne, bieda staje się coraz bardziej rozpaczliwa, systemy ochrony zdrowia są na granicy wydolności, a przemoc domowa - codziennością. Najmłodsi, najbardziej bezbronni, cierpią najdotkliwiej.
Prognozy są niepokojące: liczba przypadków niedożywienia może gwałtownie wzrosnąć, zwłaszcza w ogarniętych wojną regionach, takich jak Sudan czy Gaza. Tam, gdzie brakuje dostępu do placówek medycznych, większość dzieci nie otrzymuje nawet podstawowej pomocy. To nie tylko tragedia - to milcząca porażka globalnej solidarności.
Na te dramaty nakłada się jeszcze jeden czynnik: cięcia w pomocy humanitarnej. W połączeniu z wojną, kryzysem klimatycznym i spiralą zadłużenia w krajach ubogich tworzy to sytuację, którą Międzynarodowy Komitet Ratunkowy (IRC) określa jako podwójną tragedię — zarówno na masową skalę, jak i niedostatecznie zaadresowaną.
Z szacunków IRC wynika, że w społecznościach objętych pomocą tej organizacji w danym momencie 18 milionów dzieci cierpi na ostre niedożywienie. W skali roku to setki milionów przypadków. A przecież to tylko fragment światowego obrazu.
Od lat Stany Zjednoczone były filarem walki o przeżycie najmłodszych. Ocenia się, że pokrywają od 35% do 40% światowych wydatków na ten cel. Administracja rządowa ma rację mówiąc, że inni darczyńcy powinni zrobić więcej. Ale wprowadzenie cięć, zanim do tego dojdzie, oznacza dramatyczne skutki — na życie najbardziej bezbronnych dzieci.
Międzynarodowa pomoc nie ogranicza się do żywności. Finansuje dostarczanie terapeutycznych past z orzeszków ziemnych, które w kilka tygodni przywracają dzieciom zdrowie. Utrzymuje pracowników medycznych działających w najbardziej niebezpiecznych miejscach. Wzmacnia punkty opieki tam, gdzie państwowa służba zdrowia już się załamała.
W roku budżetowym 2024 finansowanie z USA stanowiło ponad 25% całkowitych środków IRC na programy żywieniowe w 22 krajach objętych kryzysem. Ale ta współpraca jest teraz zagrożona. W styczniu 2025 roku administracja wydała decyzję o zawieszeniu niektórych działań, co wywołało wstrząs w całym środowisku humanitarnym. Choć wprowadzono czasowe wyjątki dla najważniejszych programów, pokazało to, jak krucha stała się ta pomoc.
Co gorsza, kolejne miesiące mogą przynieść nowy kryzys. Wiele dotacji wygasa i jeśli nie zostaną przedłużone, konsekwencje będą natychmiastowe. Nikt nie jest gotów, by wypełnić lukę po USA na tak dużą skalę.
IRC przewiduje, że już ogłoszone cięcia oznaczają, iż w 2025 roku pomoc otrzyma 43 tysiące dzieci mniej niż pierwotnie planowano. W 2026 roku ta liczba może wzrosnąć do 150 tysięcy. A to dane tylko jednej organizacji, obejmującej około 3% całego budżetu humanitarnego.
Stany Zjednoczone odgrywają też kluczową rolę w podstawowej opiece zdrowotnej w krajach objętych kryzysem. Dzieci cierpiące na wyniszczenie często mają też inne problemy - zapalenie płuc, biegunkę, brak szczepień. Jeśli systemy zdrowia upadną, a programy żywieniowe zostaną zawieszone, nie będzie już jak ratować tych dzieci na czas.
To nie tylko tragedia, że dzieci umierają. Tragedią jest również to, że wiemy, jak je ratować — i umiemy to robić taniej i skuteczniej niż kiedykolwiek wcześniej. Pilotażowe programy IRC pokazały, że proste protokoły leczenia, realizowane przez lokalnych pracowników i oparte na diagnozie za pomocą kolorowej opaski na ramię do diagnozowania stanu wyniszczenia, pozwalają osiągnąć wskaźnik wyzdrowień powyżej 90% przy kosztach niższych o 20–30%. Te innowacje powstały m.in. przy wsparciu USA.
Ludzkie życie nie powinno być tanie, ale interwencje, które je ratują — już tak. Leczenie umiarkowanego niedożywienia to koszt rzędu 60–73 dolarów na dziecko. W przypadku ciężkiego wyniszczenia koszt rośnie, ale wciąż pozostaje relatywnie niski w porównaniu do skuteczności i uratowanego życia.
USA nie tylko finansowały walkę z niedożywieniem - pomogły ukształtować jej globalną strategię. To dziedzictwo, z którego można być dumnym. Ale to również zobowiązanie, którego nie wolno porzucić. Jeśli Kongres i administracja przedłużą kluczowe dotacje, uda się uniknąć humanitarnej katastrofy i stworzyć bardziej zintegrowany, tańszy i skuteczny system pomocy. Jeśli tego nie zrobią - konsekwencje poniosą setki tysięcy dzieci.
na podst. Time.com