Choć może się to wydawać absurdalne, w ostatnich dniach Internet zawrzał po informacji, że jedno z europejskich zoo szukało „niechcianych zwierząt domowych”, by karmić nimi drapieżniki. Ale zanim ktoś zacznie się martwić o los psów i kotów w Chicago – uspokajamy: ani Lincoln Park Zoo, ani Brookfield Zoo nie przyjmują takich darowizn. I nie zamierzają.
Wszystko zaczęło się od posta opublikowanego przez zoo w Aalborgu w Danii, które poprosiło o przekazywanie padłych królików, kur, świnek morskich i małych koni — podkreślając, że chodzi wyłącznie o zwierzęta, które zakończyły już swoje naturalne życie. Mimo to lawina komentarzy oburzenia – i niedokładnych tłumaczeń – wywołała międzynarodową burzę, a zoo ostatecznie wyłączyło możliwość komentowania, tłumacząc się „nienawistną i złośliwą retoryką”.
A jak to wygląda w Chicago? Stacja WTTW News zapytała przedstawicieli Lincoln Park Zoo i Brookfield Zoo, jak naprawdę wygląda polityka żywieniowa w chicagowskich ogrodach zoologicznych. Odpowiedź? Żaden z ogrodów zoologicznych nie chce twoich zwierząt.
Lincoln Park Zoo: każdy kęs pod kontrolą
W tym słynnym miejskim zoo pracuje pełnoetatowy specjalista ds. żywienia, który układa indywidualne diety dla ponad 750 mieszkańców ogrodu. Drapieżnikom - w zależności od gatunku - podaje się całe ofiary, takie jak myszy, ryby, małże, przepiórki, a także kości, skóry i tusze.
„Liczy się nie tylko wartość odżywcza, ale też sposób podania” - tłumaczy Siga Lapinskas, kierująca Nutrition Center. „Dla dzikich psów afrykańskich ważna jest możliwość wspólnego ‘polowania’ w grupie. Lwy mogą gonić kawałki mięsa zaczepione na linach, a sowy śnieżne potrzebują całych ofiar, które potem zwracają w postaci tzw. wypluwki.
Wszystkie produkty pochodzą od sprawdzonych dostawców — zoo nie przyjmuje żadnych darowizn żywnościowych, by mieć pełną kontrolę nad jakością i bezpieczeństwem.
Co więcej, nawet wstęp zwierzaków domowych na teren zoo jest zakazany — z wyjątkiem psów przewodników. Powód? Bioasekuracja, czyli ochrona zwierząt przed chorobami, które mogłyby przenieść się z odwiedzających pupili. Jak tłumaczy dr Kathryn Gamble, szefowa opieki weterynaryjnej, niektóre dzikie zwierzęta mogłyby też uznać psa czy kota za drapieżnika i zachować się nerwowo.
Brookfield Zoo: liście tak, ale nie mięso od darczyńców
Na obrzeżach miasta, w Brookfield Zoo, sytuacja wygląda podobnie. Tu również pracuje pełnoetatowy dietetyk zwierzęcy, a wszystkie składniki – mięso, owoce, warzywa, pasze, suplementy – są starannie pozyskiwane od zaufanych firm, mówi dr Sathya Chinnadurai, wiceprezes ds. zdrowia i dobrostanu zwierząt.
Jest jednak jeden wyjątek. Zoo przyjmuje darowizny „zielone”, w postaci gałęzi, liści i pędów krzewów i drzew - nie jako pokarm dla drapieżników, ale dla roślinożerców, takich jak żyrafy, nosorożce czy goryle. Część takiej zieleniny pochodzi bezpośrednio z terenu ogrodu, na przykład choinki po świętach Bożego Narodzenia, które stają się zabawkami dla dużych kotów.
Większość tych naturalnych przysmaków dostarcza jednak firma energetyczna ComEd, która od 2011 roku przekazuje ogrodowi ścinki z przycinanych drzew. W ten sposób nie tylko wspiera zoo, ale także zmniejsza odpady organiczne — rozwiązanie korzystne dla wszystkich stron.
Podsumowując?
Chicagowskie ogrody zoologiczne nie szukają „niechcianych” zwierząt, by karmić nimi lwy. Wszystko, co trafia na talerze drapieżników, jest dokładnie przebadane, starannie dobrane i pochodzi z bezpiecznego źródła. Psy i koty – ani żywe, ani martwe – nie są, nie były i nie będą częścią tego łańcucha pokarmowego.
Nie warto więc wierzyć we wszystko, co krąży w mediach społecznościowych. W przypadku takich kontrowersji — zawsze warto sprawdzić fakty u źródła.