22 grudnia 2017

Udostępnij znajomym:

Reforma systemu podatkowego staje się faktem. Gotowa ustawa, przyjęta przez Senat oraz Izbę Reprezentantów, czeka już tylko na podpis prezydenta. W jej wyniku zdecydowana większość Amerykanów zapłaci w przyszłym roku niższe podatki, podobnie wielkie korporacje i mniejsze biznesy. Dlaczego więc cieszy się poparciem zaledwie jednej trzeciej społeczeństwa?

Republikanie przekonują, że w przyszłym roku prawie każdy zauważy różnicę na rozliczeniu podatkowym i doceni prezent, jaki kraj właśnie otrzymał na święta. Na razie jednak ustawa nie cieszy się zbyt dużym poparciem, co może wydać się dziwne w kraju, w którym niemal każdy stara się oddać jak najmniej z zarobionych pieniędzy. To nawet nie paradoks, ale raczej oksymoron, bo przecież obniżka podatku zawsze była i jest popularna. Dlaczego nie tym razem?

Może to wina demokratów od wielu miesięcy krytykujących proponowane zapisy, wskazujących na błędy i przekonujących, że największe korzyści odniosą wyłącznie najbogatsi. Może samych republikanów, z szybkością pociągu ekspresowego przepychających ustawę w Kongresie i niezwracających uwagi na opinię publiczną. Może wreszcie samego społeczeństwa, zrażonego do polityków i niewierzących już w żadne obietnice. Przyczyn może być wiele.

Liderzy partii konserwatywnej przekonują, iż w miarę upływu czasu poglądy na temat podatków będą się zmieniać:

„Jeśli nie potrafimy tego sprzedać mieszkańcom naszego kraju, to może powinniśmy poszukać innej pracy” – mówił w środę rano Mitch McConnell, przewodniczący większości senackiej. Prawdopodobnie tak się nie stanie, ale mimo wszystko brak poparcia dla cięć podatkowych jest zaskakujący.

Większość (choć nie wszyscy) zaoszczędzą nieco pieniędzy w wyniku przegłosowanych właśnie zmian. Wielkość tych oszczędności będzie różna dla poszczególnych grup, ale według wstępnych wyliczeń ok. 80% gospodarstw domowych w USA skorzysta na reformie w 2018 r. Z biegiem czasu korzyści będą się kurczyć, by w 2027 r. dla większości indywidualnych podatników zniknąć całkowicie.

Nie chodzi jednak już nawet o to, że według ostatniego sondażu Wall Street i NBC News większość badanych uważa cięcia podatków za zły pomysł (41% zły-24% dobry-35% na razie nie ma zdania), ale problemem jest to, że zaledwie 17% Amerykanów wierzy, iż w wyniku wprowadzanych właśnie zmian zobaczy jakieś dodatkowe pieniądze. Inne sondaże pokazują to samo, zwłaszcza gdy chodzi o wiarę w indywidualne korzyści płynące z reformy.

Z jednej strony za zaistniałą sytuację winione są media. Prezydent Trump i wysocy rangą republikanie nie mają wątpliwości, że społeczeństwo jest błędnie informowane w tych kwestiach i za wszystkim stoją demokraci. Rzeczywiście, planowana od miesięcy reforma nie miała najlepszej prasy, ale mówiąc szczerze nie tylko w mediach uznawanych za sprzyjające demokratom. Krytykowano nie tyle obniżkę samych podatków, ale przede wszystkim wiążący się z nią gwałtowny wzrost krajowego deficytu, oceniany na dodatkowy bilion dolarów w okresie najbliższych 10 lat. To z kolei przełożyć się może w niedalekiej przyszłości na ograniczenie wielu programów federalnych, włączając w to social security, inwestycje w infrastrukturę, programy badawcze i opiekę socjalną. Wygłaszanie takich opinii na pewno nie pomogło w sprzedaży obniżki podatków opinii publicznej, ale obarczanie winą wyłącznie mediów jest sporą przesadą. Nie są one aż tak wszechwładne, a poza tym jest to przymykanie oczu na naprawdę mało popularne zapisy w ustawie. Niektóre podważają zasady działania Affordable Care Act, znanego jako Obamacare, od niedawna coraz bardziej popularnego programu ubezpieczeń zdrowotnych. Prawda jest jednak taka, że nieliczni zostaną tymi zmianami dotknięci. Być może planowane wygaszanie obniżek w okresie najbliższych kilku lat wywołuje negatywne opinie? Może, ale w końcu powinniśmy się cieszyć nawet okresowymi oszczędnościami.

Prawdopodobnym czynnikiem decydującym o krytycznym stosunku społeczeństwa do reformy jest brak wiedzy na jej temat. W porównaniu do innych, wielkich ustaw z przeszłości, choćby wcześniejszych zmian podatkowych, tegoroczna została przepchnięta w Kongresie w rekordowym tempie. Zrobiono to z dwóch powodów:

Po pierwsze, republikanie chcieli osiągnąć legislacyjny sukces jeszcze w tym roku, który należał do chaotycznych i frustrujących dla partii rządzącej w Kongresie i Białym Domu. Poza tym chciano wypełnić polecenie prezydenta, który domagał się podpisania ustawy przed świętami.

Po drugie, liderzy partii konserwatywnej słusznie przewidzieli, iż szybkie jej podpisanie nie pozwoli przeciwnikom na zbytnie zwarcie szeregów i przeciągnięcie na swą stronę tak bardzo potrzebnych do jej przyjęcia głosów w Senacie. Kilka miesięcy wcześniej obserwowali, jak w miarę upływu czasu demokraci skutecznie wytykali błędy w proponowanych zmianach do Affordable Care Act i każdego dnia zyskiwali nowych, wpływowych sprzymierzeńców.

W wyniku tego pośpiechu mało kto miał więc okazję, by z proponowanymi zmianami się zapoznać, zwłaszcza że pojawiały się nieoczekiwanie i w ostatniej chwili. Trudno jednak winić zwykłych mieszkańców, skoro ustawy nie znają politycy głosujący w jej sprawie. We wtorek dziennikarze HuffPost musieli przepytać aż 18 członków Kongresu, by w końcu trafić na takiego który potrafił wymienić progi podatkowe nowej ustawy. Na przykład Kevin Brady, przewodniczący komisji Ways and Means, która zajmowała się przecież tworzeniem przyjętych właśnie zmian podatkowych, powiedział że wie jakie są, ale ich nie wymieni; senator Bob Corker, początkowo krytykujący reformę, następnie po wprowadzeniu korzystnych dla niego zmian głosujący za nią, przyznał że jeszcze nie miał okazji przeczytać ustawy; inni zasłaniali się brakiem pamięci i czasu, lub szybko zmieniali temat. Zrozumiałe, że przeciętny mieszkaniec kraju może nie znać szczegółów skomplikowanych zmian legislacyjnych, ale jeśli nie znają ich sami twórcy, to zrozumiały jest wyczuwalny w społeczeństwie niepokój.

Innym powodem braku poparcia dla ustawy były dziwne i nieprawdopodobne, często motywowane politycznie klauzule dołączane do dokumentu na różnych etapach jego powstawania. Choćby wyeliminowanie możliwości odliczania podatków płaconych na poziomie stanowym i lokalnym, czy zakupów dokonywanych na potrzeby szkół przez nauczycieli. Ta druga propozycja spotkała się ze zdecydowanym sprzeciwem wielu środowisk i w końcu została wykreślona z projektu, pierwsza natomiast przetrwała, choć maksymalny odpis SALT nie może przekraczać 10 tysięcy dolarów. Takie i inne propozycje sprawiały, że sprzeciw wobec reformy był coraz większy, a wśród wielu podatników narastało przekonanie, iż wprowadzane zmiany zamiast pomóc tylko zaszkodzą finansowo.

Demokraci nie mogli powstrzymać prac nad ustawą, więc robili wszystko, by uwypuklić jej najmniej popularne elementy. Udało im się przekonać opinię publiczną, iż dokument ten przede wszystkim daje spore, stałe obniżki podatku korporacjom, wyłącznie tymczasowe prywatnym osobom, a największe zyski trafią w zdecydowanej większości do i tak już najbogatszych. Przekaz ten jest w większości prawdziwy, tak przynajmniej wynika z wyliczeń pozarządowych, pozapartyjnych organizacji zajmujących się tematem podatków, i dlatego przyćmił głosy republikańskich polityków, którzy zajęci pisaniem ustawy dość niezdarnie próbowali sprzedać swe pomysły w mediach. Faktem jest, że po 2025 r. najmniej zarabiający oraz niższa klasa średnia będą płacić wyższy podatek, niż obowiązuje teraz, a to w związku ze sposobem jego naliczania powiązanym z inflacją. Wyższa klasa średnia i najlepiej zarabiający w dalszym ciągu płacić będą mniej.

Demokraci na promowanie swego przekazu mieli mnóstwo czasu, gdyż całkowicie wyłączeni byli z procesu przygotowań ustawy. Zwykle w przypadku tak poważnych prac legislacyjnych rządząca partia stara się przyciągnąć na swoją stronę choć kilku przedstawicieli opozycji, by sprawiało to wrażenie wspólnego dzieła i wytrącało z rąk krytyków część argumentów. Jednak posiadający większość w obydwu izbach kongresu republikanie nawet nie próbowali tego robić wiedząc, że własnymi głosami są w stanie przyjąć ustawę. Podobną strategię przyjęli w 2010 r. demokraci podczas przygotowań Affordable Care Act, który przepchnięty został w Senacie i Izbie Reprezentantów wyłącznie głosami polityków tej partii. Dlatego podobnie jak przed siedmiu laty było z Obamacare, tak i tym razem można było przewidzieć krytyczny odbiór społeczny ustawy opracowanej wyłącznie przez jedną partię.

Jeszcze jednym powodem słabego poparcia dla reformy podatkowej są niskie notowania GOP. Zarówno kongresmani jak i prezydent cieszą się ograniczoną sympatią w społeczeństwie. O ile legislatorzy obydwu partii w ostatnich latach nie mogli liczyć na zbyt duży kredyt zaufania, o tyle niepopularność prezydenta bije rekordy. Już w momencie zaprzysiężenia wynosiła ok. 45%, ale w listopadzie i grudniu spadła do nieco ponad 30%, co jest najniższym wynikiem w powojennej historii USA w pierwszym roku urzędowania. We wspomnianym na początku sondażu Wall Street Journal/NBC osoby bardziej ufające demokratom w sprawach podatkowych przewyższały ufających republikanom o 4%. To zaskakujący wynik, gdyż przez lata właśnie republikanie postrzegani byli jako bardziej odpowiedzialni fiskalnie i dążący do ograniczenia podatków.

Z historycznego punktu widzenia powszechnie panująca opinia, iż jakaś reforma nie przyniesie odczuwalnych korzyści nie jest wyjątkiem. W przeszłości miało to miejsce wielokrotnie. Ostatnio za czasów poprzedniej administracji większość ludzi przez pierwsze lata nastawiona była negatywnie do Affordable Care Act, czy też Obamacare, spodziewając się gwałtownego wzrostu kosztów i braku korzyści. Dziś jest to bardzo popularny program wśród wyborców obydwu partii, którzy wspólnie przeciwstawili się próbom jego likwidacji. Mało kto pamięta, że Obama też nieznacznie obniżył podatki, jednak w późniejszych sondażach zauważyło to 12% badanych, a 25% uznało, że się podniosły.

Liczby te nie są zbyt wielką pociechą dla republikanów, którzy właśnie przepchnęli reformę podatkową. Gdy ludzie nabiorą przekonania, że jakaś ustawa nie jest dla nich korzystna, trudno jest wpłynąć na zmianę ich opinii. Przez najbliższe tygodnie poznawać będziemy szczegóły przyjętego dokumentu, łącznie z komentarzami i opiniami ekspertów na jego temat. Lepiej, by były pozytywne, gdyż w innym przypadku niezadowoleni ze zmian wyborcy mogą zadecydować o przetasowaniach w obydwu izbach Kongresu, jeszcze zanim sami przekonają się o obiecanych korzyściach płynących z reformy.

Przez 8 najbliższych lat obowiązywać będą wprowadzone właśnie zmiany. Prawdopodobnie w lutym, po przestawieniu sposobu automatycznego potrącania podatku od wynagrodzenia, część z nas zauważy różnice na czekach otrzymywanych w pracy. Inni dopiero podczas rozliczeń w 2019 r. Specjaliści namawiają, by zapoznać się ze zmianami i już teraz się do nich dostosować. Niektórzy powinni jeszcze w tym roku zapłacić przyszłoroczny podatek od nieruchomości, by uniknąć wprowadzonego ograniczenia tej sumy w odpisach. Zależnie od wysokości płaconego podatku mogą to być spore oszczędności. Osoby traktujące zwroty podatkowe jako formę oszczędności powinni uważnie przyglądać się otrzymywanym sumom, by stwierdzić, czy reforma okazała się dla nich korzystna i czy w pełni wykorzystują przysługujące im świadczenia.

Na podst.: businessisider, theatlantic, christian science monitor,
opr. Rafał Jurak

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

Crystal Care of Illinois

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor