W 2025 roku wydarzyło się coś, co jeszcze 25 lat temu wydawało się niemożliwe. Po raz pierwszy w historii ludzkości więcej dzieci na świecie zmaga się z otyłością niż z niedowagą. To historyczny moment, który zmusza nas do przewartościowania tego, jak myślimy o głodzie, bogactwie i zdrowiu w XXI wieku.
Liczby są uderzające: według najmowego raportu UNICEF aż 9,4% dzieci w wieku szkolnym (5-19 lat) cierpi na otyłość, podczas gdy 9,2% ma niedowagę. Jeszcze w roku 2000 proporcje były mocno odwrócone – prawie 13% dzieci miało niedowagę, a tylko 3% było otyłych. Te linie zbiegły się i przecięły, tworząc nową rzeczywistość globalnego żywienia.
Na pierwszy rzut oka może się wydawać dziwne, że eksperci ds. zdrowia publicznego umieszczają otyłość i niedowagę w tej samej kategorii problemów zdrowotnych. Przecież jedna była zawsze postrzegana jako problem niedoboru, druga jako problem nadmiaru. Ale współczesna definicja niedożywienia obejmuje trzy wymiary: zbyt mało jedzenia, zbyt dużo niewłaściwego jedzenia i ukryty głód spowodowany niedoborami mikroelementów. Oznacza to, że zarówno chude dziecko z Etiopii, jak i otyłe z Meksyku są równie źle odżywione – tylko w różny sposób.
Jest w tym przełomie jedna jasna strona – mniej dzieci niż dwie dekady temu jest niebezpiecznie wychudzonych. Ten spadek ma ogromne znaczenie, ponieważ niedowaga może oznaczać zahamowany wzrost, upośledzone rozwój mózgu, słabą odporność, a w najgorszych przypadkach wyższe ryzyko śmierci. Nie ma wątpliwości, że głód to wciąż bardziej bezpośrednie zagrożenie dla życia – dziecko może umrzeć z głodu w ciągu tygodni, podczas gdy konsekwencje otyłości rozwijają się latami. Fakt, że liczby niedożywionych dzieci spadają, to prawdziwy postęp.
Ale ten sukces przyćmiewa tempo, w jakim rośnie otyłość. Obecnie 188 milionów dzieci żyje z tym problemem, choć jego rozmieszczenie geograficzne jest bardzo nierównomierne. Otyłość dziecięca to nie tylko kwestia wyglądu – zwiększa ryzyko cukrzycy typu 2, nadciśnienia, chorób sercowo-naczyniowych, a nawet niektórych nowotworów w późniejszym życiu. A gdy problem zaczyna się tak wcześnie, koszty są jeszcze wyższe.
Jak doszliśmy do tego punktu?
Żywność. Supermarkety, szkolne sklepiki i wszystkie inne punkty sprzedaży pękają w szwach od produktów bogatych w kalorie, dodany cukier, nasycone tłuszcze i sól. Napoje gazowane, przekąski w opakowaniach, zupki instant – produkty zaprojektowane tak, by były tanie, wygodne i smaczne. I to jest celowe.
Firmy spożywcze to nie organizacje charytatywne ani agencje zdrowia publicznego – to biznesy z akcjonariuszami. Ich zadaniem jest sprzedawać więcej swoich produktów, bez względu na wpływ na zdrowie. I w przeciwieństwie do sytuacji sprzed pokolenia, te produkty nie są już ograniczone do bogatych krajów – są teraz szeroko dostępne w krajach o niskich i średnich dochodach, coraz częściej wypierając tradycyjne diety.
Ruch. Drugie zjawisko ostatnich 25 lat to fakt, że dzisiejsze dzieci są znacznie mniej aktywne niż jeszcze pokolenie temu. W globalnych badaniach ankietowych ponad 80% nastolatków nie osiąga zalecanej przez Światową Organizację Zdrowia godziny dziennych ćwiczeń – ten siedzący tryb życia pogłębia skutki złej diety.
Rezultatem jest świat, gdzie żaden region nie pozostał nietknięty, ale obraz wygląda bardzo różnie w zależności od miejsca. Bogate kraje szczególnie mocno odczuwają problem otyłości – w USA aż 21% dzieci jest otyłych, czyli ponad dwukrotnie więcej niż średnia globalna wynosząca 9,4%. Podobnie dramatyczne liczby notują Chile (27%) czy Zjednoczone Emiraty Arabskie (21%). W niektórych częściach wysp Pacyfiku więcej niż jedna trzecia dzieci cierpi na otyłość, co wiąże się z rosnącą zależnością od importowanych przetworzonych produktów zamiast tradycyjnych diet.
Niektóre regiony wciąż walczą ze zbyt małą ilością jedzenia, inne z zbyt dużą ilością niewłaściwego rodzaju, a wiele zmaga się z obydwoma problemami jednocześnie. To mozaika postępu i kryzysu, który redefiniuje znaczenie niedożywienia w XXI wieku.