03 kwietnia 2020

Udostępnij znajomym:

W dniach, kiedy doktor Cory Deburghgraeve zgłasza się do pracy w szpitalu University of Illnois w Chicago, najpierw sprawdza parametry pacjentów, których leczył podczas swojej poprzedniej zmiany - ludzi doświadczających problemów z oddychaniem w związku z COVID-19, który powoduje, że ich płuca puchną i wypełniają się płynem.

Jest zdruzgotany, gdy odkrywa, że osoby, które według niego powinny mieć szansę na poprawę, nie czują się lepiej lub ich stan się pogarsza. Bardzo często dotyczy to pacjentów, których opinia publiczna nie uważa za najbardziej zagrożonych i dotkniętych pandemią koronawirusa. 

"Nie są to ludzie, których w ogólnym rozrachunku uważam za chorych" - powiedział Deburghgraeve, opisując osoby po trzydziestce, czterdziestce czy pięćdziesiątce, nawet cierpiące na inne schorzenia, które jednak do tej pory nie utrudniały im szczególne normalnego funkcjonowania, typu łagodne lub umiarkowane nadciśnienie i astmę.

"Czuję frustrację, gdy ludzie mówią: zostań w domu dla starszych i najbardziej narażonych populacji. Nie. Zostań też w domu dla siebie, to jest zupełnie nieprzewidywalne" - powiedział. "Ten wirus może dotknąć każdego i trudno jest przewidzieć, kto przeżyje, a kto umrze".

Deburghgraeve jest anestezjologiem - specjalność, której wielu może nie kojarzyć z byciem na pierwszej linii walki z COVID-19, jednak okazuje się, że tego rodzaju specjaliści są również bardzo zaangażowani w opiekę nad chorymi.

Ze względu na wiedzę anestezjologów w zakresie intubacji - mechanizmu stosowanego do umieszczania rurki oddechowej w jamie ustnej pacjenta i doprowadzania jej do płuc - Deburghgraeve jest wzywany, kiedy pacjent podejrzewany o zarażenie COVID-19 musi zostać podłączony do respiratora. Wczesnym etapem tego procesu jest intubacja pacjenta.

Deburghgraeve zwykle pracuje na oddziale położniczym, specjalizując się w ciążach wysokiego ryzyka. Ponieważ specjalizacja ta wiąże się ze skomplikowanymi intubacjami opuchniętych dróg oddechowych kobiet w ciąży, został on przydzielony do leczenia pacjentów z koronawirusem. Pracuje teraz przez 14 godzin, na nocnych zmianach, pięć lub sześć dni w tygodniu.

Ma szczęście, że w dalszym ciągu ma do dyspozycji środki ochrony osobistej, chociaż coraz częściej słyszy o innych szpitalach i innych miejscach w kraju, gdzie tego typu wyposażenia już brakuje. Deburghgraeve powiedział, że zawsze ma na sobie odpowiednie środki ochronne, kiedy leczy pacjentów z COVID-19. Inaczej byłoby to zbyt niebezpieczne - dodaje. Kiedy intubuje pacjentów, jego twarz znajduje się bardzo blisko nich. Pracuje przy otwartych ustach chorego, a podczas umieszczania rurki pacjent może kaszleć lub w inny sposób uwolnić powietrze i kropelki zawierające wirusa.

"Jako anestezjolog uważam, że ludzie powinni zrozumieć, co robimy i że znajdujemy się na pierwszej linii" - powiedział.

Zajmując się pacjentami z kornawirusem, Deburghgraeve nie myśli zbyt wiele o potencjalnym ryzyku. Skupia się na pacjentach. Podczas gdy niektórzy z tych, których intubował, dochodzą do siebie, wielu nie jest w stanie samodzielnie oddychać nawet po upływie kilku tygodni. Widział także, jak z powodu tej choroby umierają ludzie, często młodzi i uznawani za zdrowych.

"Mamy tu do czynienia z tragiczną, nieuleczalną chorobą" - powiedział. "Długie godziny pracy... mogą być trudne, ale tak naprawdę dla mnie najtrudniejsze jest to, że młodzi, zdrowi ludzie chorują tak ciężko".

JM

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

Crystal Care of Illinois

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor