Chicago szykuje się na trudny rok pod względem finansów miejskich. Według głównej dyrektorki finansowej miasta, Jill Jaworski, podwyżka podatku od nieruchomości jest „prawdopodobna”, ponieważ luka budżetowa w roku 2026 wynosi aż miliard dolarów.
Choć burmistrz Brandon Johnson stara się łagodzić przekaz i unikać bezpośrednich deklaracji, jego urzędnicy nie kryją, że sytuacja finansowa miasta jest poważna. A jak wiadomo – żaden polityk nie chce mówić o podnoszeniu podatków, dopóki nie musi.
Biorąc pod uwagę opór Rady Miasta w zeszłym roku, zapowiada to poważną bitwę budżetową tej jesieni.
Burmistrz przegrał walkę o podwyżkę podatku od nieruchomości w zeszłym roku, kiedy przewidywany deficyt budżetowy nie był tak dotkliwy, jak ten, z którym obecnie się mierzy. Teraz przygotowuje się na kolejny sezon negocjacji, który po wakacyjnej przerwie w Radzie Miasta może przybrać naprawdę ostry ton.
„Szczerze mówiąc, nie sądzę, by mieszkańcy Chicago ufali burmistrzowi, jeśli chodzi o zarządzanie finansami” – powiedział radny Marty Quinn z 13. okręgu. „U mnie w dzielnicy nie ma żadnego poparcia dla podnoszenia podatku od nieruchomości”.
W odpowiedzi na zamieszanie wokół wypowiedzi swojej dyrektorki finansowej, burmistrz Johnson próbował tonować nastroje. „Mamy grupę roboczą, która rozważa różne scenariusze. Niektóre z nich zostały już przedstawione do dalszej analizy, ale za wcześnie, by przesądzać, jakie rozwiązanie ostatecznie wybierzemy” – powiedział dziennikarzom.
Opcja automatyczna: podwyżka powiązana z inflacją
Jednym z możliwych wyjść dla burmistrza jest skorzystanie z tzw. automatycznej podwyżki podatku, która powiązana jest ze wskaźnikiem inflacji, ale ograniczona do maksymalnie 5%. Choć pozwalałoby to uniknąć bardziej kontrowersyjnych propozycji, nie wiadomo, czy wystarczy to, by przekonać sceptycznych radnych.
„Musimy znaleźć sposób na cięcia w tym budżecie. Mieszkańcy nie mogą wciąż ponosić ciężaru kolejnych podatków i opłat. Jesteśmy zmęczeni – zawsze to my płacimy rachunek, i nie zamierzamy robić tego poprzez podatek od nieruchomości” – podkreśliła radna Silvana Tabares.
W zeszłym roku burmistrz próbował wprowadzić podwyżkę na poziomie 300 milionów dolarów, ale Rada Miasta jednogłośnie ją odrzuciła stosunkiem głosów 50 do 0. Choć potem próbował zmniejszyć skalę podwyżki, ostatecznie musiał całkowicie z niej zrezygnować.
Podatki, podatki, podatki
„To jest stanowcze ‘nie’. Burmistrz nie przedstawił żadnej listy reform. To tylko: wydawaj, wydawaj, podnoś, podnoś. Wierzę, że mieszkańcy Chicago mają już tego dość” – mówi Quinn.
Wśród mieszkańców miasta emocje są równie silne. Wielu z nich ma już dość – zwłaszcza że ceny mieszkań, żywność i inne koszty życia nieustannie rosną.
„To straszne. Wydaje mi się, że większość ludzi już teraz ledwo wiąże koniec z końcem i walczy o utrzymanie swoich domów” – mówi Nicole Loury z dzielnicy Austin. „Klasa robotnicza powinna dostać ulgę podatkową. To ciągle nowe podatki, nakładane jeden na drugi, bez końca”.
Grupa robocza burmistrza – złożona z przedstawicieli organizacji społecznych, biznesu i związków zawodowych – ma przedstawić swoje rekomendacje do końca sierpnia. Na ich podstawie Johnson wygłosi jesienią przemówienie budżetowe.
Mieszkańcy domagają się przejrzystości. „Jeśli burmistrz pokaże konkretny plan, przedstawi harmonogram i jasno powie, na co idą nasze pieniądze, to może ludzie poczują, że płacą te podatki z jakiegoś powodu” – mówi Hamidou Drammeh z South Loop.
Do tego czasu wiadomo jedno: Chicago czeka gorąca jesień – nie tylko na termometrze, ale i w ratuszu.