09 kwietnia 2018

Udostępnij znajomym:

Wymiana handlowych ciosów pomiędzy USA i Chinami trwa, a w środę przyjęła nowy, niespodziewany obrót. W odpowiedzi na plany Waszyngtonu, władze w Pekinie ogłosiły gotowość wprowadzenia wyższych ceł na towary wartości ok. 50 mld. dolarów importowane ze Stanów Zjednoczonych.

Decyzja Chin została ogłoszona w zaledwie kilkanaście godzin po tym, jak USA przedstawiły własną listę towarów, które potencjalnie objęte mogą być wyższymi cłami. To już trzecia taka wymiana gróźb pomiędzy obydwoma krajami w ostatnim czasie, bo w niedzielę dowiedzieliśmy się o wprowadzeniu wyższych ceł na eksportowane z USA owoce, wino czy wieprzowinę.

Lista towarów po obydwu stronach jest długa. O wojnie handlowej na razie mówić jednak jeszcze nie można, bo nie wskazują na to ani wchodzące w grę sumy, ani wypowiedzi polityków i ekonomistów. Wydaje się, że znajdujemy się na etapie prężenia muskułów, który jednak może zamienić się w coś poważniejszego.

Ostatnia podwyżka ceł na amerykański eksport do Chin dotyczy 14 różnych kategorii. Wśród najważniejszych towarów znalazły się między innymi samochody, samoloty, środki chemiczne oraz produkty rolne, przede wszystkim soja. Na wszystkie w każdej chwili nałożona może być 25 procentowa opłata.

W kontaktach handlowych pomiędzy obydwoma krajami widać eskalację agresywnych zachowań, choć przerwać to może w każdej chwili ewentualna umowa, nad którą za kulisami pracują przedstawiciele Waszyngtonu i Pekinu. Na razie niewiele wskazuje jednak, by miało to szybko nastąpić. Chiny zapowiedziały, iż realizacja ogłoszonych podwyżek uzależniona jest od posunięć USA i ewentualnego wprowadzenia w życie ceł na pochodzące z tego kraju towary. Decyzja w tej sprawie zapadnie prawdopodobnie dopiero w maju, gdyż wcześniej ma odbyć się seria konsultacji z przedstawicielami rodzimego przemysłu i biznesu. Zajmujące się tym biuro potwierdziło, że do 22 maja przyjmować będzie opinie i komentarze na ten temat. Możemy więc spodziewać się, że do tego czasu nic nowego się nie wydarzy.

Błąd w założeniach

Wielu ekonomistów uważa, iż nie doceniono ryzyka, jakie są w stanie podjąć Chiny w starciu handlowym. Stany Zjednoczone wyszły z założenia, że na pewne kroki kraj ten nie może sobie pozwolić. Przykładem może być soja, której ponad połowę eksportuje się do Chin, lub sorgo, aż w 80% uprawiane na tamtejszy rynek. Obydwie rośliny stanowią główny składnik pasz, obydwie znajdują się na liście towarów zagrożonych podwyżką cła.

Chiny to największy w świecie producent i jednocześnie konsument wieprzowiny, który nie jest w stanie utrzymać wielkich hodowli bez importu surowców służących do wyrobu paszy. Amerykański eksport niezbędnych składników jest znaczący i ograniczając dostawy lub podnosząc ceny trudno byłoby utrzymać produkcję wieprzowiny w Chinach na dotychczasowym poziomie, nie mówiąc o wzroście kosztów. Okazało się jednak, że ewentualną lukę w eksporcie lub odpowiednią cenę są w stanie zapełnić i zapewnić producenci tych roślin z innych krajów. Głównie Brazylii, z którą Chiny są w doskonałych kontaktach handlowych. Planiści w Waszyngtonie spodziewali się odpowiedzi, nie sądzili jednak, iż zagrożone podwyżką ceł będą na przykład uprawy soi. Właśnie dlatego na chicagowskiej giełdzie towarów, środowe notowania potencjalnie objętych wyższymi cłami produktów rolnych gwałtownie straciły na wartości. Swoje zaniepokojenie wyrazili już ich producenci, czyli stany, w których prezydent mógł do tej pory liczyć na znaczące poparcie. Czy będą mieli wpływ na decyzje Waszyngtonu, przekonamy się w krótce.

Kolejna rzecz, to myśl techniczna. U podstaw planowanych podwyżek na towary importowane z Chin leży między innymi ochrona amerykańskich technologii. Trzeba uczciwie przyznać, że straty wynikające z kradzieży i nieautoryzowanego jej wykorzystania są w tej dziedzinie dla USA olbrzymie. Z drugiej strony, Chiny stawiając na przyszłość w dużym stopniu uniezależniły się w ostatnich latach od obcych technologii. Seria wysokich taryf celnych nie zmieni tego, co już się wydarzyło i w niewielkim stopniu zmusi Chiny do uległości. Kraj ten przestał być niedoświadczonym graczem, który wszelkimi sposobami, legalnymi i nie, kupował obcą myśl techniczną i kopiował ją we własnych fabrykach. Dziś należy do potentatów technologicznych, o czym świadczą ostatnie dokonania.

Chińska firma DJI kontroluje 75 proc. światowego rynku zaawansowanych dronów, kraj ten przewodzi w badaniach nad sztuczną inteligencją, czy tworzy nowoczesne ekosystemy elektronicznych płatności przewyższające wszystko, co jest dostępne na amerykańskim rynku. Dlatego w opinii fachowców nakładanie dziś wysokich ceł mających chronić własność intelektualną jest posunięciem dość anachronicznym.

Jeszcze 30 lat temu można było powiedzieć, że swój rozwój Chiny zawdzięczają w dużym stopniu kradzieży technologii i kopiowaniu pomysłów. Dziś jest to nieaktualne, bo kraj ten dzięki inwestycjom w branże technologiczne dogonił światową czołówkę i w dużym stopniu zaczął jej przewodzić. To, że w prace nad sztuczną inteligencją wpompowano tam miliardy dolarów, wynika oczywiście z planów militarnych, ale nie zmienia to jednak faktu, że żaden inny kraj nie jest w tej dziedzinie tak zaawansowany.

Kogo zaboli bardziej?

Choć podwyżki ceł dotyczą dwóch największych gospodarek świata i są znaczące, to żaden z krajów nie odczuje obecnej wymiany ciosów zbyt dotkliwie. USA chodzi o zmniejszenie deficytu handlowego, Chinom zależy na utrzymaniu chłonnego rynku.

Ekonomiści z Morgan Stanley przewidują, że amerykańskie cła będą miały minimalny wpływ na chińską gospodarkę, która w ich wyniku zmniejszy eksport o ok. 0.8 proc, a jej roczny produkt brutto spadnie o zaledwie 0.1 proc.

“Biorąc to pod uwagę, odpowiedź Chin będzie prawdopodobnie stonowana” – napisali pracownicy tej firmy w liście do klientów, którzy zaniepokojeni zmianami zaczęli zastanawiać się nad bezpieczeństwem swych inwestycji.

Specjaliści z Chin zapatrują się na problem podobnie, uważając, że obecne groźby celne po obydwu stronach to element negocjacji, w związku z czym wybuch wojny handlowej jest mało prawdopodobny.

Również w niewielkim stopniu odczuje zapowiadane podwyżki cła cała amerykańska gospodarka, choć w niektórych dziedzinach nieco zaboli. Choćby rolników. 62% całego eksportu wspomnianej wcześniej soi trafia do Chin. Dodatkowe cło spowoduje straty w wysokości od 1.7 do 3.3 mld. dolarów – oblicza Purdue University. 50 miliardów w towarach objęte zapowiedzią podwyżek, stanowi nieco poniżej 30 proc. całego ubiegłorocznego eksportu USA do Chin, więc jest to suma, z którą powinniśmy się liczyć. Z drugiej strony w skali całej gospodarki, wycenianej na 19 bilionów dolarów, to zaledwie 0.25 proc.

Eksperci z obydwu krajów zgadzają się również, że na potencjalnych zmianach najbardziej ucierpią firmy z mieszanym kapitałem. Wiąże się z tym prawdopodobny spadek inwestycji firm z USA w Chinach i przeniesienie produkcji w inne miejsca. Choć nie jest to wcale pewne.

„Zdecydowana większość biznesów postanowi wchłonąć wyższe koszty i przenieść je na klientów. Produkcja w dzisiejszych czasach wymaga doświadczenia i sporych pieniędzy, a przygotowanie jej w nowym miejscu naraża na straty wszystkich zainteresowanych” – mówią specjaliści branży medycznej, która produkcję większości urządzeń już dawno przeniosła do Azji.

Ekonomista Paul Krugman, laureat Nobla w swej dziedzinie, w artykule dla NY Times tak wyjaśnia zamieszanie wynikające z eskalacji ceł w obecnych czasach:

„Począwszy od lat 90. USA stawiały na globalizację i kontynuację otwartych rynków, zachęcając do tworzenia łańcuchów handlowych ponad granicami. Laptop, na którym piszę te słowa, został zaprojektowany w Kalifornii, złożony w Chinach z wielu komponentów pochodzących z Japonii, Korei Południowej i kilku innych krajów. Apple mogłoby w całości wyprodukować ten laptop w USA, i pewnie zrobiłoby to w obliczu 30% cła. Jednak fabryki, w których można by to zrobić jeszcze nie istnieją.

Te, które istnieją w innych krajach, zbudowane zostały w duchu globalizacji, by służyć całej sieci producentów i dostawców. W obliczu wysokich ceł spadłaby ich wartość, system zostałby przerwany”.

Oczywiście nie chodzi wyłącznie o fabryki, ich właścicieli i kapitał. Zmiany dotyczyłyby pracowników i całych rodzin. Skutki takich zmian odczuwalne byłyby przez światową gospodarkę. Ewentualny konflikt handlowy na linii USA – Chiny miałby wpływ na kilkadziesiąt innych krajów. Nikt tego nie chce, dlatego z nadzieją obserwujemy poczynania polityków.

Donald Trump i jego przedstawiciele w administracji sygnalizują gotowość do rozmów. Sekretarz Skarbu USA, Steven Mnuchin, powiedział w ubiegłym tygodniu, iż obydwa kraje negocjują i głównym celem Stanów Zjednoczonych jest obniżenie deficytu w handlu z Chinami o ok. 100 miliardów w przyszłym roku.

„Chcemy wyeliminować konieczność wchodzenia w spółki z chińskimi firmami i dzielenia się technologiami” – powiedział Mnuchin. Ostrzegł jednak, iż podwyżki ceł nie będą odkładane na później, chyba że „pojawi się konkretna umowa podpisana przez prezydenta”.

Chiny z kolei zasugerowały w środę, że trudno będzie znaleźć wspólny mianownik, choć “drzwi do negocjacji są zawsze otwarte”. Pekin gotowy jest rozwiązać wszelkie spory z USA z zachowaniem wzajemnego szacunku pomiędzy partnerami – zapowiedział tamtejszy minister handlu. Wcześniej rząd chiński zgodził się przyjrzeć dokładnie obowiązującemu prawu, zmuszającemu zagranicznych inwestorów do wchodzenia w spółki typu joint-venture z lokalnymi partnerami. Strona Chińska zaznaczyła jednak wyraźnie, że zmniejszenie deficytu handlowego o 100 mld. jest „nie do zaakceptowania”.

Na razie na wszelkie informacje dotyczące rozmów handlowych nerwowo reaguje giełda. W środę rano większość rynków światowych gwałtownie i negatywie zareagowała na zapowiedź chińskiego odwetu celnego. I choć pod koniec dnia sytuacja nieco ustabilizowała się, to atmosfera pozostała nerwowa. Tak pewnie będzie jeszcze przez chwilę, przynajmniej do czasu zakończenia rozmów.

Na podst.:  politico, theguardian, wired, Bloomberg
opr. Rafał Jurak

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

Crystal Care of Illinois

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor