02 czerwca 2022

Udostępnij znajomym:

Amerykanie dość długo nie myśleli o wojnie jądrowej. Zimna wojna zakończyła się ponad 30 lat temu, gdy Związek Radziecki został rozebrany i zastąpiony przez Federację Rosyjską oraz kilkanaście innych krajów. Chiny nie były wówczas jeszcze znaczącą potęgą jądrową, a bomba w Korei Północnej stanowiła jedynie hipotetyczne zagrożenie. Strach przed wielką wojną w Europie, która przerodzi się w konflikt nuklearny, zniknął ze świadomości opinii publicznej – przypomina Tom Nichols na łamach The Atlantic.

Dziś chiński arsenał jądrowy mógłby zniszczyć większą część Stanów Zjednoczonych. Korea Północna ma zapasy bomb, a Rosja, która odziedziczyła sowiecki arsenał jądrowy, rozpoczęła wojnę z Ukrainą. Już na samym początku konfliktu Władimir Putin rozkazał postawić siły jądrowe swojego kraju w stan podwyższonej gotowości i ostrzegł zachód, że jakakolwiek ingerencja w inwazję będzie miała "konsekwencje, jakich nie doświadczyli nigdy w swojej historii". Nagle to, co niewyobrażalne, znów wydaje się możliwe.

Widmo wojny nuklearnej

W historii był taki czas, że Stany Zjednoczone przywiązywały dużą wagę do broni jądrowej. Widmo konfliktu nuklearnego było stale obecne, a nawet nabrało apokaliptycznego znaczenia. Wizja ta przedostała się do świadomości Amerykanów nie tylko za pośrednictwem wiadomości i polityki, ale także filmów.

Zagrożenie nuklearne było także przedmiotem rozważań w okresie zimnej wojny. Wtedy to naukowcy, politycy oraz aktywiści debatowali nad tym, ile mamy broni jądrowej. Media przedstawiały analizy skomplikowanych zagadnień związanych z jej zapasami. Na przykład stacja CBS wyemitowała w 1981 roku serial dokumentalny o obronie narodowej. Z kolei telewizja ABC wyemitowała film "Pojutrze" - o konsekwencjach globalnej wojny w małym miasteczku w Kansas.

Koniec zimnej wojny zaowocował jednak mniejszą uwagą w kwestiach nuklearnych. Zapomnieliśmy o wojnie jądrowej i skoncentrowaliśmy się głównie na tym, by nie dostała się ona w "niepowołane ręce".

Ta zmiana miała w pewny sensie niepokojące skutki uboczne. W 2010 roku admirał Michael Mullen ostrzegł, że amerykańskie instytucje obronne nie kształcą już strategów nuklearnych. "W naszym wojsku nie ma już nikogo, kto by się tym zajmował" - powiedział Mullen.

Po zakończeniu zimnej wojny było chyba nieuniknione, że poważne rozważania na temat broni jądrowej znikną. Koniec zimnej wojny nie rozwiązał jednak najważniejszego pytania, które dręczy strategów jądrowych od 1945 roku. Co broń jądrowa tak naprawdę daje tym, którzy ją posiadają? W połowie lat 50. amerykański analityk ds. bezpieczeństwa Bernard Brodie oświadczył, że broń jądrowa stanowi "koniec strategii", ponieważ żaden cel polityczny nie może usprawiedliwić wyzwolenia tak apokaliptycznie i niszczycielskiej siły. W latach 80. politolog i badacz kwestii odstraszania nuklearnego Robert Jervis wzmocnił tę tezę, zauważając, że "racjonalna strategia użycia broni jądrowej jest sprzecznością samą w sobie".

Amerykańscy przywódcy nie mogli jednak pozwolić sobie na uznanie wojny jądrowej za szaleństwo, a następnie zignorować tego tematu. Początek zimnej wojny i narodziny bomby nastąpiły niemal dokładnie w tym samym czasie, gdy Związek Radziecki, niegdyś nasz sojusznik, stał się naszym wrogiem i wkrótce jego arsenał nuklearny został wycelowany w nas, tak jak nasz został wycelowany w nich.

Bardzo mądre pytanie zadał brytyjski strateg Michael Howard, zastanawiając się nad wybuchem wojny jądrowej: „O co miałaby toczyć się taka wojna? Dlaczego w ogóle miałaby się wydarzyć?”.

Historia dostarcza odpowiedzi i przypomina nam, że niebezpieczeństwa z przeszłości są z nami aż po dziś dzień. Amerykański arsenał jądrowy powstawał w czasie, kiedy Stany Zjednoczone radziły sobie z serią powojennych kryzysów. Od blokady Berlina po gorącą wojnę w Korei - komunistyczne zagrożenia zdawały się rozprzestrzeniać bez kontroli po całej planecie. Do 1950 r. blok komunistyczny rozciągał się od Zatoki Fińskiej po Morze Południowochińskie. W sytuacji, gdy Ameryka i jej sojusznicy mieli przewagę liczebną i militarną, broń jądrowa i groźba jej użycia wydawały się jedynym wyjściem dla zachodu.

Planowanie nuklearne w tym okresie było niemal nieuniknione

Związek Radziecki rozciągał się na dwóch kontynentach i obejmował 11 stref czasowych. Stany Zjednoczone były względnie bezpieczne, z wyjątkiem radzieckiego ataku jądrowego. Ale jak Waszyngton mógł chronić państwa członkowskie NATO w Europie i innych sojuszników rozrzuconych po całym świecie?

Gdyby w Europie Środkowej rozpoczęła się wojna, wydarzenia potoczyłyby się kaskadowo i brutalnie – sugeruje Tom Nichols na łamach The Atlantic. Jedynym sposobem, w jaki Stany Zjednoczone mogłyby powstrzymać taki atak, byłoby natychmiastowe użycie niewielkiej broni jądrowej krótkiego zasięgu. W miarę posuwania się naprzód sił sowieckich, uderzyliby na terytorium NATO tą "taktyczną" bronią. Sowieci odpowiedzieliby tym samym. Następnie uderzylibyśmy na kolejne cele w Europie Wschodniej z użyciem większej broni o większym zasięgu, mając nadzieję, że uda nam się powstrzymać Sowietów. I znów Sowieci odpowiedzieliby tym samym. Przy takiej ilości broni jądrowej, chaosie i panice ogarniającej przywódców państw, jedna lub druga strona mogłaby obawiać się większego ataku i ulec pokusie przeprowadzenia uderzenia w sercu USA lub ZSRR. Nastąpiłaby wojna jądrowa na całego. Miliony ludzi zginęłyby natychmiast. Kolejne miliony zginęłyby później.

Fakt, że wojna jądrowa oznaczałaby całkowite zniszczenie dla obu stron, doprowadził do powstania zasady wzajemnego gwarantowanego zniszczenia (mutual assured destruction - MAD). Początkowo MAD była nie tyle polityką, co zwykłym faktem. Na początku lat 70. Stany Zjednoczone zaproponowały, aby obie strony przekształciły ten fakt w określoną politykę. Supermocarstwa uznałyby, że mają wystarczającą ilość broni i nadszedł czas na ustalenie limitów. Sowieci, z pewnymi zastrzeżeniami, zgodzili się.

Dziś MAD pozostaje podstawą strategicznego odstraszania. Na mocy traktatu Waszyngton i Moskwa ograniczyły się do 1,550 głowic. Podstawowym założeniem jest to, że taka liczba głowic uniemożliwia obu stronom zlikwidowanie arsenału drugiej strony w pierwszym uderzeniu. W świecie broni jądrowej to już postęp.

Jeśli amerykański arsenał nuklearny istnieje wyłącznie po to, by powstrzymać użycie broni jądrowej przez wroga, to czas zacząć o tym głośno mówić.

Upadek Związku Radzieckiego zmienił wiele rzeczy, ale nie kwestie jądrowe. W tej dziedzinie nie zmieniło się prawie nic. Rakiety i ich głowice pozostały tam, gdzie były. Załogi silosów, okrętów podwodnych i bombowców składają się obecnie z wnuków i prawnuków ludzi, którzy zbudowali pierwszą broń jądrową i stworzyli plany jej użycia. A jednak prowadzona od lat polityka międzynarodowa wygląd tak, jak gdyby problem wojny jądrowej był już rozwiązany.

W ciągu 30 ostatnich lat liczba państw objętych gwarancjami została podwojona. Rozmawialiśmy o wycofywaniu sił w miejscach takich jak Korea Południowa i unikaliśmy kosztownych decyzji o zwiększeniu naszej potęgi morskiej i uznaliśmy, że samo istnienie broni nuklearnej ustabilizuje sytuację. Obawy o to, czy poleganie na odstraszaniu nuklearnym nie grozi eskalacją i wojną nuklearną, wydają się wielu osobom przestarzałe. Wspomnienia z czasów zimnej wojny stanowią rodzaj "bagażu", który utrudnia prowadzenie odważnej polityki.

Ukraina i cztery mocarstwa

To prowadzi nas oczywiście na Ukrainę. Wojna na Ukrainie może postawić na polu bitwy cztery mocarstwa dysponujące bronią jądrową - Rosję, Stany Zjednoczone, Wielką Brytanię i Francję. Prezydent Joe Biden zwołał globalną koalicję przeciwko Moskwie, ale jednocześnie jest zdeterminowany, by uniknąć bezpośredniego konfliktu zbrojnego z tym krajem. Odmówił podniesienia gotowości USA w kwestii obrony jądrowej. Zrobił to za to Putin. Prezydent USA podąża tą ostrożną drogą, jednocześnie narażając się na wezwania do bardziej agresywnej konfrontacji z Rosją, w tym żądania ustanowienia strefy zakazu lotów nad Ukrainą.

Jak napisał na początku tego roku profesor z Uniwersytetu Harvard Graham Allison, w przypadku wojny między supermocarstwami nuklearnymi "droga od eskalacji do momentu ostatecznej globalnej katastrofy, jaką jest wojna nuklearna, może być zaskakująco krótka". Ostrzeżenie Allisona jest szczególnie aktualne dziś, gdy Rosja i NATO zamieniły się miejscami: Rosja jest teraz słabsza i grozi użyciem broni jądrowej w przypadku zagrażającej reżimowi porażki na polu bitwy.

Nasza zbiorowa amnezja - nasze nuklearne Wielkie Zapomnienie - osłabia amerykańskie bezpieczeństwo narodowe.

Amerykańscy przywódcy polityczni są odpowiedzialni za edukowanie społeczeństwa na temat tego, w jaki sposób i w jakim stopniu Stany Zjednoczone polegają na broni jądrowej w celu zapewnienia sobie bezpieczeństwa – twierdzi Tom Nichols. Jeśli mamy zamiar zredukować amerykańskie siły konwencjonalne i powrócić do korzystania z broni jądrowej jako czynnika wyrównującego szanse na polu bitwy, to opinia publiczna powinna o tym wiedzieć i zastanowić się nad tym – dodaje dziennikarz.

Na podst. The Atlantic
al

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

KD MARKET 2024

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor