28 czerwca 2019

Udostępnij znajomym:

Znów nadszedł czas debatowania na scenie politycznej. W okresie dwóch dni aż 20 kandydatów partii demokratycznej spotkało się publicznie po raz pierwszy, by omówić najważniejsze dla wyborców zagadnienia. Czy im się udało, to osobny temat, który z pewnością w nieokreślonej przyszłości poruszymy. Dziś spróbujmy zastanowić się nad historią spotkań, których w ciągu najbliższego roku obejrzymy wiele, najpierw w ramach prawyborów w każdej z partii, następnie między wybranymi już kandydatami do Białego Domu.

Zanim pojawiło się radio i telewizja, politycy debatowali na żywo przed nieliczną publicznością. Pierwszymi byli najprawdopodobniej Abraham Lincoln i Stephen Douglas, którzy ubiegali się o fotel senatora z Illinois. To była, jak na ówczesne czasy, dość dobrze nagłośniona kampania polityczna. Lincoln podążał śladem swego przeciwnika i podczas każdego wiecu starał się mu przeszkadzać wykrzykując trudne pytania i zgryźliwe komentarze z miejsca dla widowni. W końcu zaproszony został na podium, gdzie przez 3 godziny toczył z Douglasem dyskusję na temat moralnych i ekonomicznych konsekwencji niewolnictwa.

Warto dodać, że wybory wygrał Douglas, a Lincoln podczas późniejszej kampanii prezydenckiej, wygranej zresztą w 1860 r., unikał już publicznych starć z przeciwnikami.

Przez kolejnych 15 cykli wyborczych o debatach nie mówiło się wiele, czasami jacyś kandydaci stoczyli pojedynek na słowa, ale ta forma zdobywania głosów nie zyskała wielkiej popularności, w dalszym ciągu najważniejsze były przemówienia na wiecach.

Tak było do 1948 r., gdy dyskusję na temat swych programów wyborczych poprowadzili na antenie radiowej republikańscy kandydaci - Thomas Dewey i Harold Stassen. Historycy oceniają, że audycji tej słuchało od 40 do 80 milionów osób, a jej głównym tematem okazał się pomysł wprowadzenia zakazu rejestracji organizacji komunistycznych i głoszenia tego światopoglądu w USA.

Mimo wszystko debaty prezydenckie nie odgrywały jeszcze tak ważnej roli jak dziś. Nawet po wprowadzeniu telewizji i wykorzystaniu tego medium w wyborach. Wszystko zmieniło starcie Kennedy – Nixon.

Debata, która zmieniła oblicze wyborów

Spotkanie tych dwóch polityków uznawane jest do dziś za jedną z najważniejszych debat w historii kraju. Po raz pierwszy głównych kandydatów można było oglądać w telewizji i słuchać w radiu. Po drugie, obydwaj w końcu zostali prezydentami - w czasie debaty John F. Kennedy był młodym senatorem z Massachusetts, a Richard Nixon już doświadczonym wiceprezydentem. Po trzecie, od tamtej pory wizerunek zaczął odgrywać wielką rolę w amerykańskiej polityce.

Do dziś wiele osób przekonanych jest, iż Nixon przegrał wybory, ponieważ wyglądał na starszego i zmęczonego podczas debaty z Kennedym, który miał na twarzy makeup, wyglądał świeżo, młodo i tryskał energią. Mówi się, że ludzie oglądający debatę w telewizji przekonani byli o zwycięstwie senatora, ale słuchający jej w radiu uznali argumenty wiceprezydenta. 

To dość uproszczona wersja wydarzeń sprzed lat i nie do końca prawdziwa – mówią historycy. Przede wszystkim przed telewizorami zasiadła całkiem inna grupa demograficzna niż słuchający debaty w radio. Na przykład: większość słuchaczy radia stanowili farmerzy, z których część przysłuchiwała się rozmowie pracując na traktorach. Byli to inni wyborcy niż mieszkańcy wielkich miast i pracownicy biur. Do nich po prostu bardziej przemawiały argumenty Nixona, niezależnie od medium przekazującego debatę. Zbyt wiele elementów odgrywało rolę podczas tych wyborów, by sprowadzać wszystko wyłącznie do wyglądu kandydatów, ale...

Racjonalne tłumaczenia zdały się na nic. Odbiorcy/wyborcy uznali, iż Kennedy prezentował się lepiej i to wystarczyło.

„Kennedy był senatorem, ale także bohaterem wojennym. Ale Nixon był już w Białym Domu i to na stanowisku wiceprezydenta. Wiele osób uważało, że Kennedy jest niedoświadczony, jednak kiedy stanęli na scenie obok siebie, ludzie odebrali ich jak równych” – mówi William Benoit z University of Alabama – „Już nikt nie postrzegał ich jako statecznego polityka i młodego szczeniaka. Debata zrównała ich w oczach wyborców”.

To wystarczyło. Uznano, że wygląd i prezencja odebrały Nixonowi szansę na prezydenturę, w związku z czym żaden późniejszy kandydat nie zaniedbał tych elementów kampanii wyborczej. Jak mówi prof. Julian Zelizer, historyk z Princeton University – “To wyznaczyło standard. Od tamtej pory w debacie przestała liczyć się wyłącznie treść, ale również prezencja”.

Wygrywa ten, kto wygląda i kłamie lepiej

Dziś powszechnie już wiadomo, że debaty prezydenckie mogą być kluczowe dla wyborów, a w okresie kilkudziesięciu lat przybrały na znaczeniu jeszcze bardziej. Kandydaci stoją obok swoich przeciwników, ale przede wszystkim przed największą widownią podczas całej swojej kampanii politycznej - pierwszą debatę prezydencką Trump – Clinton w 2016 r. obejrzało przecież aż 84 miliony osób.

Prof. Mitchell McKinney z University of Missouri mówi, że debaty pozwalają kandydatom zaprezentować swoje stanowisko w wielu kwestiach, dają szansę opowiedzenia o sobie, zyskania sympatii wyborców, przedstawienia wizji dla kraju. Jednocześnie mogą stać się okazją do zepsucia wszystkiego, co kandydat zbudował do tej pory.

Wizerunek to nie wszystko, ale w amerykańskiej polityce stanowi wiele. Od logo i podpisu kandydata, jego ubioru, sposobu w jaki pije wodę, przez najmniejszy gest, wyraz twarzy, po dobór kolorów, wszystko może się stać tematem intensywnej analizy. Nic więc dziwnego, że od czasów wynalezienia telewizji i organizowania debat na stanowisko prezydenta, często wybierani są kandydaci nie tylko dobrze się prezentujący, ale mający przygotowanie filmowo telewizyjne, choćby niewielkie.

Przez lata miejsce debaty nie miało wielkiego znaczenia. Zwykle było to studio telewizyjne, w którym kandydaci zasiadali przy stole. Bywało, że źle dobrany kolor garnituru zlewał się z tłem i kandydat już na starcie, nie ze swojej winy, odbierane miał punkty przez publiczność. Występowały problemy z dźwiękiem, nie pozwalając niektórym płynnie przekazywać treści. Z czasem stół zastąpiony został podium, dyskusja przerodziła się w pojedynek.

W 1976 r. organizująca i sponsorująca debatę prezydencką Liga Kobiet zrezygnowała ze studia telewizyjnego na rzecz sceny teatralnej. Demokrata Jimmy Carter i urzędujący prezydent, republikanin Gerald Ford, po raz pierwszy debatowali poza budynkiem telewizyjnym. Stojąc na niebieskim dywanie w Walnut Street Theatre w Filadelfii mężczyźni przemawiali do około 500 osób na miejscu (200 stanowili dziennikarze) oraz kilkudziesięciomilionowej rzeszy widzów. Choć po 81 minutach musieli przerwać ze względu na problemy techniczne, to od tamtej pory spotykanie się w studio telewizyjnym odłożono do lamusa. Nową sceną politycznych debat stały się teatry, audytoria, uniwersytety, etc.

Wielkie przedstawienie

Gdy w 1992 na scenie w Washington University stanęli: starający się o reelekcję prezydent George W. Bush, kandydujący z ramienia demokratów Bill Clinton oraz polityk niezależny Ross Perot, debaty organizowane były już inaczej. Wciąż jednak utrzymywano niewielkie dekoracje i minimalistyczne ozdoby sceny. Najważniejsze były mównice dla kandydatów, poza nimi pojawiał się w różnych miejscach motyw flagi. Ta debata również była historyczna, bo ostatnia tak uboga.

W latach 90. wielkie sieci telewizyjne zaczęły wykorzystywać na potęgę zdobycze techniki. Była to również pierwsza dekada w pełni kolorowej telewizji, bo w 1992 r. sprzedaż czarno-białych odbiorników tv została całkowicie wstrzymana. Była to nowa era, nowe pokolenie, nowe wizje. Dlatego debaty polityczne zaczęto traktować jak programy rozrywkowe i przykładać do nich podobną miarę. Mamy wielu kandydatów, ale który pokona pozostałych, który okaże się zwycięzcą? – pytał w reklamie lektor na tle trójwymiarowych grafik, słupków sondażowych i powiewających flag. Scenarzyści posuwali się coraz dalej, treść zaczęła schodzić na plan dalszy, bo przede wszystkim chodziło o prezentację. Już nawet nie kandydatów, ale walczących o widzów sieci telewizyjnych.

W 2015 r. debata kandydatów partii republikańskiej odbyła się na tle samolotu Air Force One. Nie był to samolot znajdujący się w użytku, ale emerytowany odrzutowiec wykorzystywany przez administrację Ronalda Reagana. Telewizja CNN chciała oddać klimat i nawiązać do historii partii republikańskiej przygotowując dekoracje. Chciała również robić coś większego niż podczas wcześniejszej debaty zrobił Fox, gdy sponsorem programu był Facebook. Dlatego zbudowano specjalne podwyższenie, by 11 kandydatów przemawiało z wysokości skrzydła samolotu.

W dalszym ciągu przekonuje się nas, że najważniejsi są kandydaci, jednak coraz bardziej rozrywkowy charakter debat sprawia, że widzowie coraz mniej uważnie wsłuchują się w treść, a coraz bardziej zwracają uwagę na grę aktorską i prezentację produktu. Bo polityk tym właśnie jest. Produktem.

Jeśli ktoś zwrócił uwagę na reklamy zapowiadające debaty 20 demokratycznych polityków w środę i czwartek to na pewno nie mógł oprzeć się wrażeniu, że nie chodzi o wybory prezydenckie, ale może jakiś nowy program, w którym kilkadziesiąt osób walczyć będzie o jakąś nagrodę. Wystarczyło zamienić w myślach słowo „kandydat” na „uczestnik” i wszystko stawało się jasne. Sposób promowania debat niczym nie różnił się, od reklam programu „Bachelorette” czy „Survivor”.

Z drugiej strony wszystko to podyktowane jest zmianami kulturowymi i pokoleniowymi. Trudno wyobrazić sobie, by dzisiejszy dwudziestoparolatek był w stanie wysiedzieć przed telewizorem wpatrując się w nieruchome sylwetki kandydatów na jednolitym tle. Nic dziwnego, że w 2016 r. Donald Trump wychodził zwycięsko z takich prezentacji, gdyż jego często niecenzuralne zwroty, obelgi pod adresem innych i ogólny styl bycia bardziej przypominał popularne teleturnieje telewizyjne niż tradycyjne debaty prezydenckie.

Od lat dokonywane są próby ujednolicenia debat. By wszyscy kandydaci pokazani byli w ten sam sposób, na tym samym tle. To na razie ma niewielkie szanse powodzenia. Tymczasem różne osoby podrzucają własne pomysły. W 1992 r. zapytany o to znakomity dziennikarz Tom Brokaw pół żartem, pół serio zasugerował, by kandydaci odwiedzili go w domu: „Zrobimy wszystkim martini, a potem posłuchamy, co mają do powiedzenia”.

Na podst. theweek, time, latimes, wired
opr. Rafał Jurak

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

KD MARKET 2024

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor