Setki tysięcy mieszkańców Gazy głoduje, a międzynarodowa krytyka izraelskiej polityki humanitarnej narasta. Po raz pierwszy głosy sprzeciwu padają także w samym Izraelu, gdzie coraz więcej osób dostrzega moralny wymiar kryzysu.
Gaza to dziś miasto ruin, namiotów i czekania. Na jedzenie, na ciszę, na koniec. Na ulicach, w obozach, wśród gruzów pada to samo pytanie: "Kiedy ostatnio jadłeś?" Dla jednej trzeciej z 2,3 miliona mieszkańców Strefy Gazy odpowiedź brzmi: kilka dni temu. Dla innych: nie pamiętam.
Według danych ONZ sytuacja humanitarna osiągnęła poziom, który Światowa Organizacja Zdrowia określiła jako "ludzką, zaplanowaną katastrofę głodową". Setki organizacji pomocowych ostrzegają, że ich pracownicy dosłownie "nikną w oczach", a niektóre agencje medialne przyznają, że po raz pierwszy w historii tracą dziennikarzy nie w wyniku ostrzału, ale z powodu głodu. Zdjęcia wynędzniałych dzieci i chaotyczne sceny przy punktach dystrybucji żywności obiegają świat, wywołując międzynarodowe oburzenie.
Życie na krawędzi przetrwania
W prowizorycznym obozie w Deir al-Balah Merhan Abu Qinas wypieka cienkie placki z ostatniej torby mąki przesłanej przez matkę. Dla niej i szóstki dzieci to jedyny posiłek tego dnia. Kilka dni wcześniej przyłapała swoje małe dzieci na jedzeniu przypalonej mieszanki ryżu i soczewicy przeznaczonej dla kota sąsiada. Ostatnio przyniosły do namiotu kilka fig – czarnych od pleśni i robaków. "Możemy to zjeść?" – zapytały. Pozwoliła.
"To gorsze niż śmierć" – mówi kobieta, która z rodziną leży bezwładnie w cieniu namiotu. "Nie mamy sił nawet wstać." Na pobliskim targu kilogram cukru kosztuje 180 dolarów, pomidorów – 29. Nie ma oleju, mleka, jajek. Wielu czeka na pomoc, choć jej odbiór często kończy się śmiercią.
Randa Abu Amra śpi z rodziną pod gołym niebem. Uciekli w nocy, bez ostrzeżenia, przed izraelskimi czołgami. Od tego czasu nie zjedli ani jednego pełnego posiłku. "Pijemy słoną wodę, żeby coś czuć w żołądku" – mówi kobieta. Większość Gazy – niemal cała jej populacja – została stłoczona na 12% powierzchni enklawy, około 17 mil kwadratowych. 70% budynków zostało zniszczonych lub uszkodzonych. Ludzie żyją w namiotach lub ruinach, często bez dachu nad głową.

Polityka pozbawienia i jej konsekwencje
Pod presją międzynarodową premier Benjamin Netanjahu zmienił kurs — wstrzymał bombardowania części enklawy, nakazał lotnictwu zrzuty żywności z powietrza i pozwolił na podobne działania innych krajów. Jordania koordynuje zrzuty z samolotów cargo innych państw, choć eksperci podkreślają, że każdy taki transport to zaledwie ułamek tego, czego potrzeba. Takie dostawy nie zatrzymają nadchodzącej katastrofy.
"Nigdy nie było polityki głodzenia" — twierdzi Chuck Freilich, starszy badacz z Instytutu Studiów nad Bezpieczeństwem Narodowym w Tel Awiwie i były zastępca izraelskiego doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego. "Była polityka pozbawienia, czyli czynienia życia w Gazie bardzo nieprzyjemnym dla ludzi".
Ta strategia działała sporadycznie od początku wojny. Przełomowy moment nastąpił na początku marca, gdy Izrael nagle zakończył zawieszenie broni z Hamasem i całkowicie wstrzymał dostawy dużych ilości pomocy humanitarnej, które wcześniej wpuszczał podczas dwumiesięcznego rozejmu. "Zrobiliśmy to, bo Hamas kradnie zapasy i uniemożliwia mieszkańcom Gazy ich otrzymanie" – tłumaczył wówczas Netanjahu. To wstrzymanie pomocy trwało do maja, prowadząc do obecnego kryzysu głodowego.
Izraelski minister ds. strategicznych Ron Dermer broni podejścia rządu. Izrael "bardzo dokładnie" monitoruje sytuację w Gazie i "za każdym razem, gdy widzimy oznaki prawdziwego zagrożenia, ciężarówki wjeżdżają" – mówił w niedawnym wywiadzie podcastowym. Alternatywą miała być Gaza Humanitarian Foundation (GHF) — kontrowersyjna, prywatna organizacja amerykańska zarządzana przez amerykańskich kontrahentów bezpieczeństwa i działająca pod nadzorem izraelskiego wojska.
GHF prowadzi zaledwie cztery punkty dystrybucji, otoczone wojskiem i krytykowane za trudną dostępność dla większości mieszkańców Gazy. Według ONZ, od początku ich działalności zginęło tam co najmniej 766 Palestyńczyków – wielu podczas prób zdobycia jedzenia. "Gdy mój syn idzie po jedzenie, boję się, że nie wróci” – mówi matka pięciorga dzieci.
Izraelski sprzeciw wewnętrzny narasta
W niedzielę Yonit Levi, prowadząca najchętniej oglądane w Izraelu wieczorne wiadomości w Kanale 12, wypowiedziała rzadkie w izraelskich mediach słowa o głodzie w Gazie: "Może czas zrozumieć, że to nie porażka dyplomacji publicznej, ale porażka moralna i zacząć od tego".
Jej komentarz wywołał kontrowersje, ale sygnalizuje zauważalną zmianę w nastrojach społecznych. Na ulicach pojawiły się protesty z obrazami wygłodzonych ludzi, czuwania, podczas których protestujący trzymają puste miski w niemym proteście, oraz duży marsz arabskich obywateli w północnym Izraelu. List otwarty pięciu rektorów uniwersytetów stwierdza, że Izrael ma obowiązek zapewnić, by Palestyńczycy w Gazie nie głodowali. Około 1 400 izraelskich naukowców podpisało inny list przeciwko "masowemu mordowaniu, głodzeniu i zniszczeniu, które Izrael szerzy w Gazie". Pojawił się nawet list artystów i wykładowców wzywający społeczność międzynarodową do nałożenia sankcji na Izrael.
Iris Shelhav, była mieszkanka kibucu Nahal Oz, jednej z przygranicznych społeczności zaatakowanych 7 października, mówi: "To, co dzieje się teraz w Gazie, jest przerażające". Przyznaje, że jej nastawienie zmieniło się od początku wojny: "Byłam wściekła. Nie mogłam czuć niczego innego i nie obchodziło mnie, co się z nimi dzieje po tym, jak nas gwałcili, ścinali głowy, mordowali i porywali. Ale im dłużej trwa ta wojna, tym więcej jest tragedii — tu i tam".
Międzynarodowa presja wzrasta
W obliczu rosnącego oburzenia Wielka Brytania zagroziła uznaniem państwa palestyńskiego, jeśli Izrael nie zaprzestanie działań wojennych. "Żądamy natychmiastowego zawieszenia broni, swobodnego dostępu pomocy humanitarnej i uwolnienia zakładników" – ogłosiło biuro premiera Keira Starmera. Podobny krok rozważa Francja. Nawet Kanada poinformowała o potencjalnym uznaniu Palestyny, wywołując cierpkie reakcje w Waszyngtonie.
"Świat jest oburzony, widząc, jak dzieci giną z głodu, próbując dosięgnąć do miski z jedzeniem" – powiedział brytyjski minister spraw zagranicznych David Lammy na forum ONZ. Dla Izraela i jego sojuszników to bolesna zmiana tonu – jeszcze kilka miesięcy temu Londyn i Paryż deklarowały pełne poparcie dla izraelskiej operacji militarnej w odpowiedzi na atak Hamasu z 7 października 2023 roku.
Po raz pierwszy republikańska kongresmenka Marjorie Taylor Greene nazwała sytuację w Gazie "ludobójstwem". "Najprostszą i najbardziej prawdziwą rzeczą jest powiedzieć, że 7 października był horrorem i wszyscy zakładnicy muszą wrócić do domów, ale tak samo jest z ludobójstwem, kryzysem humanitarnym i głodem w Gazie" – napisała w mediach społecznościowych. Nawet Donald Trump przyznał w poniedziałek: "To prawdziwy głód. Musimy nakarmić te dzieci".
Trauma, wyczerpanie i pytania o przyszłość
Guy Hochman, profesor psychologii z Uniwersytetu Reichman pod Tel Awiwem, tłumaczy izraelski brak empatii wobec cywilów z Gazy. Izraelczycy, podobnie jak ludzie na całym świecie, przede wszystkim troszczą się o własną populację. Gdy doda się do tego traumę i prawie dwa lata wojny bez widoków na koniec, wyczerpanie psychiczne pogłębia deficyt współczucia.
"Nie ma wartości moralnej, która mówi, że muszę umrzeć albo moi żołnierze muszą umrzeć, żeby dostarczyć wrogowi jedzenie" – mówi rabin David Stav. Według niego za sytuację w Gazie odpowiada Hamas, a społeczność międzynarodowa powinna rozliczyć tę organizację.
Ale Amos Harel, analityk wojskowy lewicowej gazety "Haaretz", zauważa, że izraelska opinia publiczna "wciąż skupia się głównie na zakładnikach i życiu żołnierzy", jednak "sprawy rozwijają się szybko, a cała kwestia staje się tak ogromna, że uwaga skupiona na głodzie może gwałtownie wzrosnąć".
Gisha, izraelska organizacja praw człowieka działająca na rzecz palestyńskich cywilów w Gazie, opisuje całą politykę rządu jako "karną i strategiczną". "Pomoc została użyta jako broń i celowo wykorzystana jako narzędzie wywierania presji na ludność cywilną, co stanowi rażące naruszenie prawa międzynarodowego" – mówi rzecznik organizacji Shai Grunberg.
Gaza stoi na krawędzi klęski głodu. Międzynarodowe instytucje biją na alarm, rozmowy pokojowe utknęły w martwym punkcie. W namiotach i ruinach domów dzieci jedzą spleśniałe owoce i piją słoną wodę. A ich matki modlą się nie o pokój – ale o jedną miskę zupy. W szpitalach i na gruzach miasta kilkanaście osób dziennie umiera z głodu.
Polityka "pozbawienia" okazała się katastrofą humanitarną, której konsekwencje mogą kosztować Izrael więcej niż tylko międzynarodowe poparcie. W listopadzie 2024 roku Międzynarodowy Trybunał Karny wydał nakazy aresztowania Netanjahu za "zbrodnię wojenną głodzenia jako metodę prowadzenia wojny". Rosnące głosy krytyki w samym Izraelu pokazują, że społeczeństwo zaczyna dostrzegać moralny wymiar kryzysu humanitarnego w Gazie – nawet jeśli wciąż priorytetem pozostają izraelscy zakładnicy i żołnierze.

na podst. csmonitor, nbcnews, nytimes, vox