Amerykanki rodzą coraz mniej dzieci. Według najnowszych danych opublikowanych w czwartek przez amerykańskie Centrum Kontroli i Prewencji Chorób (CDC), współczynnik dzietności w USA spadł w 2024 roku do 1,599 dziecka na kobietę – to najniższy poziom w historii.
Stany Zjednoczone były kiedyś jednym z niewielu krajów rozwiniętych, które utrzymywały poziom dzietności pozwalający na tzw. zastępowalność pokoleń, czyli około 2,1 dziecka na kobietę. Jednak od prawie dwóch dekad wskaźnik ten w Ameryce spada, ponieważ coraz więcej kobiet czeka z posiadaniem dzieci dłużej lub w ogóle nie decyduje się na ten krok. Dziś USA są na równi z większością krajów Europy Zachodniej, gdzie niska dzietność jest normą od lat.
Choć spadek liczby urodzeń wywołuje niepokój niektórych polityków i komentatorów, zdaniem ekspertów nie jest to jeszcze powód do paniki. „Obserwujemy raczej kontynuację długotrwałego trendu opóźniania decyzji o dziecku niż trwały spadek płodności” – mówi Leslie Root, badaczka polityki demograficznej z Uniwersytetu Kolorado w Boulder. – „Populacja USA wciąż rośnie, a urodzeń jest nadal więcej niż zgonów”.
Polityczne odpowiedzi: zapłodnienie in vitro i „baby bonusy”
Administracja prezydenta Donalda Trumpa już zareagowała na te dane. W ostatnich miesiącach podjęto kroki mające zachęcić Amerykanów do posiadania dzieci. Wśród nich znalazły się m.in. rozporządzenie wykonawcze rozszerzające dostępność i obniżające koszty zapłodnienia in vitro, a także wsparcie dla pomysłu tzw. „baby bonusów” – jednorazowych gratyfikacji finansowych dla rodzin decydujących się na dziecko.
Jednak nie wszyscy eksperci są przekonani, że to wystarczy. „To gesty o charakterze symbolicznym, które nie rozwiązują realnych problemów rodzin” – mówi Karen Guzzo, dyrektorka Carolina Population Center na Uniwersytecie Północnej Karoliny. „Ludzie potrzebują przede wszystkim płatnego urlopu rodzicielskiego i taniej opieki nad dziećmi. Bez tego nie podejmą decyzji o powiększeniu rodziny”.
Nowy raport CDC opiera się na pełniejszej analizie aktów urodzenia niż wstępne dane publikowane wcześniej w tym roku. Zaskakująco – mimo spadającego współczynnika dzietności – liczba urodzeń w USA w 2024 roku wzrosła o 1%, co oznacza około 33 tysiące więcej dzieci niż rok wcześniej. W sumie na świat przyszło ponad 3,6 miliona noworodków.
Z czego więc wynika pozorna sprzeczność między wzrostem liczby urodzeń a spadkiem współczynnika dzietności?
CDC tłumaczy to korektą metodologii. W obliczeniach uwzględniono najnowsze dane z amerykańskiego spisu powszechnego, które pokazały, że liczba kobiet w wieku rozrodczym wzrosła, głównie dzięki imigracji. Oznacza to, że mimo iż urodziło się więcej dzieci, to jeszcze szybciej rosła liczba potencjalnych matek – stąd obniżenie wskaźnika dzietności.
Wstępne dane sugerowały wzrost urodzeń wśród kobiet po trzydziestce. Tymczasem aktualny raport pokazuje spadki wśród kobiet w wieku 20–34 lata i brak zmian w grupie 35–39. To także wynik wspomnianych zmian w danych ludnościowych, które przesunęły statystyki.
Dla demografów nie jest to niespodzianka. „Wzrost liczby kobiet w wieku rozrodczym może maskować niewielkie wzrosty liczby urodzeń w tych grupach” – mówi Leslie Root. – „To potwierdza, jak ważne są dokładne dane w analizach demograficznych”.
Dlaczego Amerykanie nie decydują się na dzieci?
Zdaniem ekspertów, przyczyn jest wiele. Ludzie później wchodzą w związki małżeńskie, obawiają się o finanse, brakuje im ubezpieczenia zdrowotnego i pewności jutra. „Obawa o przyszłość to nie jest dobry moment na decyzję o dziecku” – mówi Guzzo. I właśnie dlatego – mimo licznych dyskusji o wspieraniu rodzin – wskaźniki urodzeń nie rosną.
Wydaje się, że amerykańska dzietność nie powróci w najbliższym czasie do poziomu zastępowalności pokoleń. Niska płodność nie musi jednak oznaczać kryzysu, o ile towarzyszy jej rozsądna polityka migracyjna i społeczna.