Kilka miesięcy temu eksperci polityczni zastanawiali się, jak wielka będzie „czerwona fala” podczas zbliżających się listopadowych wyborów w połowie kadencji. Miała ona wymazać przewagę demokratów w Izbie Reprezentantów i Senacie. Tymczasem według sondaży, wyników uzupełniającego głosowania w kilku stanach, a także opinii rosnącej liczby działaczy obydwu partii, demokraci mogą uzyskać znacznie lepsze wyniki od do niedawna spodziewanych.
W centrum uwagi wyborców znalazły się dwa wydarzenia: nalot FBI na rezydencję Donalda Trumpa oraz decyzja Sądu Najwyższego w sprawie aborcji. Obydwa, jak się okazuje, wzmacniające demokratów. Jednocześnie spada zainteresowanie tematami poruszanymi przez GOP, bo inflacja zwalnia, ceny benzyny spadają, demokratom udało się przegłosować kilka istotnych ustaw, a popularność Bidena ponownie zaczęła wzrastać.
Sondaże i wyniki wyborów specjalnych wskazują na poprawiającą się sytuację demokratów na nieco ponad 2 miesiące przed wyborami. Nie jest ona lepsza na tyle, by mówić o utrzymaniu przewagi w Izbie, ale coraz więcej wskazuje na to, że republikanom może nie udać się przejęcie władzy w Senacie. Nawet Mitch McConnell, były przywódca większości w tej izbie przyznaje, że szanse, by ponownie objął tę funkcję, są niepewne.
W Nowym Jorku, ku wielkiemu zaskoczeniu obydwu partii, Pat Ryan - demokrata i weteran wojny w Iraku –wygrał wynikiem 52-48 z republikaninem Marco Molinaro w specjalnych wyborach do Kongresu, mimo że sondaże przedwyborcze określały go jako słabszego kandydata. Wszystko zmieniła decyzja Sądu Najwyższego. Ryan prawa kobiet uczynił jednym z głównych punktów kampanii, podczas gdy jego przeciwnik skupiał się na gospodarce.
„To ogromne zwycięstwo demokraty w dystrykcie, gdzie Biden uzyskał zaledwie 1.5% więcej głosów i gdzie spodziewano się zmiany sympatii wyborców” - mówi Dave Wasserman, nestor wśród obserwatorów wyborów kongresowych. Dodaje, że konserwatywne próby przekształcenia głosowania w referendum dotyczące inflacji i popularności demokratów nie powiodły się.
Zresztą większość wyborów specjalnych od czasu decyzji aborcyjnej wypada na korzyść partii demokratycznej, nie tylko w stanie NY. Do tego mamy referendum aborcyjne w Kansas, gdzie ku zaskoczeniu konserwatywnych polityków wyborcy zdecydowanie odrzucili zaostrzenie prawa aborcyjnego.
Fala słabnie
Teraz inflacja spada, podobnie ceny paliwa, a liczba utworzonych miejsc pracy w zeszłym miesiącu, która wyniosła ponad pół miliona, zaskoczyła wszystkich w Waszyngtonie. Do tego zamiast o republikańskim programie naprawy gospodarki i błędach demokratycznych rządów, po raz kolejny mówi się tylko o Donaldzie Trumpie.
O ile temat nalotu na rezydencję na Florydzie dobry jest dla Donalda Trumpa, bo zwiera szeregi jego zwolenników i wzmacnia jego pozycję w partyjnych sondażach, o tyle dla reszty partii republikańskiej niekoniecznie jest to dobra informacja. Bo zamiast skupić uwagę i fundusze na setkach kampanii wyborczych kandydatów rozsianych po całym kraju i wspomóc polityków konserwatywnych broniących miejsc w Kongresie, uwaga partii zwrócona jest ponownie na byłego prezydenta, a jej działania na pomoc w sytuacji, w jakiej się znalazł.
To wszystko sprawia, że temat ponownego startu Trumpa w 2024 r. lub oficjalnie ogłoszenia tego przed listopadowym głosowaniem sprawiłoby, iż frekwencja w ich czasie bardziej przypominałaby rok wyborów prezydenckich niż mniej popularną wśród wyborców połowę kadencji. A to może oznaczać kłopoty dla republikanów, bo chociaż prawdą jest, że Trump zdobył więcej głosów niż jakikolwiek inny kandydat republikanów w historii, to Joe Biden pobił wszystkie poprzednie rekordy, pokonując urzędującego prezydenta ponad siedmioma milionami głosów. Sondaże wskazują, że gdyby wybory odbyły się jutro, republikanie nie przejęliby Senatu, a ich przewaga w Izbie byłaby niewielka.
Wybory za dwa miesiące z rozgrzanym politycznie elektoratem demokratycznym bardziej przypominałyby rok 2018 lub 2020, czyli przyniosłyby korzyści niebieskiemu zespołowi.
Każda chwila spędzona w mediach na rozmowach o byłym prezydencie, a nie o inflacji i rosnących kosztach życia, pomaga broniącym swych miejsc w Kongresie demokratom i osłabia spodziewaną czerwoną falę.
2022 może być inny
Zazwyczaj wybory w połowie prezydenckiej kadencji oznaczają katastrofę dla partii rządzącej, która kontroluje Biały Dom. Tak było w 2018, kiedy straty odnotowali republikanie. Wygląda na to, że 2022 może być inny.
Istnieje wyraźny sprzeciw wobec odbierania obywatelom przez Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych kolejnych praw, zwłaszcza dotyczących kobiet i aborcji. Zniesienie decyzji Roe v Wade okazało się nie być politycznym błogosławieństwem, na które czekali republikanie. Patrząc wstecz, porażka referendum antyaborcyjnego w Kansas nie była jednorazowym wydarzeniem. Wyborcy widzą zmiany – w Teksasie nie ma wyjątków dla kazirodztwa i gwałtu, a lekarzowi za zabieg grozi dożywocie. Na Florydzie sąd uznaje, że nieposiadająca rodziców 16-latka jest wystarczająco dorosła, by urodzić, utrzymać i wychować dziecko – ale nie jest wystarczająco dojrzała, by zadecydować, czy przerwać 10 tygodniową ciążę. Jest jeszcze Tudor Dixon, republikańska kandydatka na gubernatora stanu Michigan, która w wywiadzie wskazywała na pozytywne strony gwałtu na 14-latce mówiąc, że ciąża, jej donoszenie i późniejsze przyjście na świat dziecka to potencjalnie „wspaniała więź” łącząca te dwie osoby, mogąca pomóc w leczeniu ran.
Im bliżej jesieni i wyborów, demokraci będą również korzystali z odbijającego od dna poparcia dla Bidena. Według niedawnego sondażu NBC, w którym pytano o największe problemy, zagrożenie dla amerykańskiej demokracji wyprzedziło koszty życia.
na podst. foxnews.com, theguardian
rj