11 maja 2018

Udostępnij znajomym:

Choć nie brakuje osób zadowolonych z zerwania przez USA podpisanej w 2015 r. umowy z Iranem, to zdecydowana większość wypowiadających się na ten temat uważa decyzję za lekkomyślną i potencjalnie niebezpieczną. Stany Zjednoczone izolują się na arenie międzynarodowej i jednocześnie podnoszą ryzyko wybuchu kolejnego konfliktu na Bliskim Wschodzie – czytamy w pojawiających się komentarzach.

Do niedawna to samo można było powiedzieć o działaniach prezydenta Trumpa w stosunku do Korei Północnej. Zaledwie kilka miesięcy temu byliśmy świadkami infantylnej wymiany zdań pomiędzy przywódcami obydwu krajów na temat wielkości ich pocisków nuklearnych. Dziś mieszkańcy Korei Południowej zaczynają wierzyć, że po raz pierwszy od 60 lat istnieje szansa na pokój na półwyspie. Co miało wpływ na tę zmianę i czy możemy spodziewać się podobnego rozwoju sytuacji w przypadku Iranu?

To nowo wybrany prezydent Korei Płd, Moon Jae-In, przejął inicjatywę i rozpoczął niedawno negocjacje z północnym sąsiadem, który ku zaskoczeniu świata, zgodził się na rozmowy, a nawet spotkanie w cztery oczy. To Moon zaproponował, a następnie przyjął rolę pośrednika w planowanym szczycie Donald Trump – Kim Jong Un. I choć amerykański prezydent uważa, że to dzięki jego twardej postawie władze północnokoreańskie zgodziły się na ustępstwa, to według południowokoreańskich dziennikarzy, ekspertów ds. polityki zagranicznej oraz polityków, trzy rzeczy miały wpływ na zmianę:

Po pierwsze Kim Jong Un zakończył prace nad skonstruowaniem broni atomowej, w związku z czym wstrzymał testy, gdyż ich więcej nie potrzebuje. Korea Płn. jest już bowiem mocarstwem nuklearnym.

Po drugie przywódca ten wierzy, że posiadanie tego typu broni chroni jego kraj przed niespodziewanym atakiem, a także jest mocną kartą przetargową w rozmowach na temat zniesienia sankcji gospodarczych, które w wielkim stopniu blokują jakikolwiek rozwój Korei Płn.

Wreszcie po trzecie, w Korei Południowej przeważa opinia, iż autorem zachodzących zmian jest cieszący się wielką popularnością w społeczeństwie nowy prezydent tego kraju, który wkroczył na arenę międzynarodową, by przejąć inicjatywę i wypełnić lukę stworzoną przez niekompetentnego prezydenta USA.

W tej chwili to Moon dyktuje warunki procesu pokojowego na półwyspie – mówią eksperci – nie Donald Trump, czy nowy sekretarz stanu Mike Pompeo, ani tym bardziej nowy doradca ds. bezpieczeństwa, John Bolton, który jest zwolennikiem zbrojnego uderzenia w ten kraj.

Nie można jednak odrzucić tezy, iż groźby ze strony prezydenta USA sprowokowały kilka krajów zaangażowanych w sytuację polityczną w tamtym rejonie do działania. Oprócz Korei Płd. to również Rosja i Chiny, które niedawno odwiedził Kim Jong Un podczas ujawnionej dopiero po zakończeniu podróży. Być może agresywna postawa Białego Domu w stosunku do reżimu Kim Jong Una sprawiła, iż kraje te obawiając się wybuchu konfliktu zbrojnego u swych granic przystąpiły do działania, czego nie mogli wymusić na nich wcześniejsi prezydenci. W końcu prez. Trump wielokrotnie powtarzał, iż rozwiązanie problemu na półwyspie należy do Chin. Niezależnie od tego, komu przypisać należy sukces (choć chyba nieco za wcześnie na używanie tego określenia), ważne jest, iż sytuacja zaczyna się nieco normować.

Co ciekawe, decyzja o jednostronnym zerwaniu umowy z Iranem tylko wzmacnia pozycję Kim Jong Una w potencjalnych negocjacjach, bo w porównaniu do rządu w Teheranie jawi się on w tej chwili jako przywódca niemal pokojowy i gotowy do rozmów. Jednocześnie administracja w Waszyngtonie bardzo potrzebuje międzynarodowego sukcesu dyplomatycznego, który pokazałby światu skuteczność prowadzonej polityki. Paradoksalnie, wraz z zaostrzaniem się sytuacji z Iranem mamy więc coraz większą szansę na umowę z Koreą Płn., choć jak zaznaczają to wszyscy, będzie ona bardzo podobna do umowy zerwanej właśnie przez Biały Dom.

Słabnie zaufanie wobec USA

Porozumienie z Iranem, choć oczywiście dalekie od ideału, było najlepszym jakie udało się osiągnąć w okresie ostatniej dekady. Przewidywało bardzo dokładne inspekcje międzynarodowych specjalistów od energii atomowej. Wszystkie dotychczas przeprowadzone wskazywały, że kraj te wywiązuje się z podpisanej umowy. Potwierdzają to również amerykańskie służby i agencje wywiadowcze.

Czy porozumienie to mogło być lepsze, wymagać więcej i obowiązywać dłużej? Oczywiście, ale w wyniku prowadzonych przez lata negocjacji nie udało się na tym etapie osiągnąć więcej. Oczekiwanie więc, że po zerwaniu tej umowy Iran nagle zgodzi się na większe ustępstwa jest mało realne.

Iran zniszczył kilkanaście tysięcy wirówek do wzbogacania uranu, zalał betonem rdzeń swego reaktora w Arak, pod kontrolą międzynarodową pozbył się wielu ton fluorku uranu wykorzystywanego w procesie wzbogacania tego pierwiastka, a także zamroził swój program badawczy na co najmniej 15 lat. W wyniku tych działań połączonych z ciągłymi kontrolami Iran nie jest w stanie, nawet łamiąc zawarte w umowie zobowiązania, wyprodukować broni nuklearnej przez co najmniej kolejne dwie dekady.

Władze USA jako oficjalną przyczynę zerwania umowy z Iranem wskazują potajemne rozwijanie prac nad bronią atomową. Według wielu ekspertów chodzi o co innego, między innymi o podejmowane przez Iran działania, mające na celu porzucenie petrodolara oraz coraz bardziej dominującą pozycję w regionie. To nie przypadek, że decyzja prezydenta Trumpa spotkała się z aprobatą władz Izraela i sunnickiej Arabii Saudyjskiej, które obawiają się rosnącego w siłę Iranu.

Porozumienie, podobne do zerwanego właśnie z tym krajem, trudne będzie do osiągnięcia w przypadku Korei Płn., która osiągnęła znacznie więcej, gdy chodzi o broń nuklearną i raczej ze swych zdobyczy nie zrezygnuje. Może jednak pozwolić na kontrole arsenału i zaplecza, a także ocieplenie kontaktów z sąsiadami, ale pod wieloma warunkami. W interesie USA nie leży podobno walka o jak najmniejsze ustępstwa, ale wręcz zapewnienie temu krajowi jak najlepszych możliwości rozwoju, by nie było w jego interesie oszukiwać. To może okazać się trudne, gdyż po zerwaniu porozumienia z Iranem, wcześniejszym wystąpieniu z umowy paryskiej, czy poddaniu renegocjacjom porozumienia NAFTA, w oczach innych przywódców USA nie jest już tak godnym zaufania parterem, gdy chodzi o umowy międzynarodowe.

Według ostatnich sondaży 63 proc. Amerykanów przeciwnych było złamaniu tej umowy. Do wstrzymania się z decyzją namawiali prezydenta Trumpa przywódcy pozostałych krajów podpisanych na dokumencie. Przeciwne temu były służby wywiadowcze Izraela, choć odmienną opinię prezentował rząd tego kraju. Sekretarz Obrony USA, gen. James Mattis, również wyraził pozytywną opinię o porozumieniu i lobbował za utrzymaniem go w mocy. W ubiegłym miesiącu, podczas przesłuchań przed komisją senacką i po zapoznaniu się ze 140 stronicowym dokumentem przyznał, że pozytywnie zaskoczony jest przyjętymi przez strony metodami kontroli. Przeciwni decyzji byli dyplomaci reprezentujący USA za granicą, wielu byłych i obecnych polityków, a nawet konserwatywny przewodniczący działającego przy Izbie Reprezentantów Armed Services Committee. Międzynarodowa Komisja Energii Atomowej 10-krotnie potwierdzała wywiązywanie się Iranu z warunków umowy. Podobne zdanie wyraziły amerykańskie służby wywiadowcze.

Nie powinno więc nikogo dziwić, że opinie na temat podjętej przez prezydenta decyzji są na świecie oraz w kraju w większości negatywne. Mówi się, że albo dokument nie został zrozumiany, albo chodziło wyłącznie o storpedowanie kolejnego osiągnięcia poprzedniej administracji. Bo o żadnych „oszustwach” nie mogło być mowy.

Możliwe scenariusze

Skoro wydaje się, że kryzys na półwyspie koreańskim został zażegnany, to czy mamy prawo sądzić, iż podobnie będzie na Bliskim Wschodzie? W tamtym rejonie nie ma takich potęg jak Rosja i Chiny, a także żywo zainteresowanej pokojem z sąsiadem Korei Płd. Są natomiast kraje od lat uwikłane w konflikty zbrojne i dyplomatyczne. Według ekspertów spodziewać się możemy dwóch scenariuszy.

W pierwszym, w wyniku decyzji USA władze Iranu decydują się również na odejście od porozumienia, po czym na nowo rozpoczynają prace nad bronią nuklearną. To z kolei może spowodować, iż czująca zagrożenie ze strony Teheranu Arabia Saudyjska zapoczątkuje własne prace nad stworzeniem broni atomowej. Wcześniej jednak zwolennicy rozwiązań militarnych, wśród których znajduje się premier Izraela Netanyahu, czy obecny doradca ds. bezpieczeństwa Bolton, naciskać będą na zastosowanie wyprzedających działań militarnych, podobnie jak miało to miejsce w Iraku. Gdyby do tego doszło to warto pamiętać, że Iran ma prawie 3 razy więcej mieszkańców od Iraku, ponad dwa razy wyższy dochód i znacznie silniejszą, lepiej uzbrojoną armię.

Drugi scenariusz i jednocześnie sposób na uniknięcie ewentualnego konfliktu, to sprzeciw pozostałych sygnatariuszy porozumienia wobec polityki USA. Francja, Niemcy, Wielka Brytania, Chiny i Rosja już negatywnie oceniły decyzję Białego Domu. Większość tych krajów od czasu osiągnięcia porozumienia zainwestowało sporo pieniędzy w tym kraju, do wielu z nich płynie irańska ropa naftowa. Utrzymanie przez te kraje umowy z pominięciem Stanów Zjednoczonych pozwoli Iranowi na renegocjację z nimi niektórych punktów, choćby zadośćuczynienie za planowane przez USA sankcje gospodarcze. Takie rozwiązanie pozwoliłoby ma utrzymanie status quo w regionie, ale na dłuższą metę nie byłoby korzystne dla Stanów Zjednoczonych. Znaleźlibyśmy się bowiem poza kręgiem współpracujących ze sobą krajów, z których większość stanowią bliscy sojusznicy. Rząd USA może zdecydować się na sankcje wobec krajów wciąż utrzymujących kontakty z Iranem, co wywołałoby kolejną falę zawirowań ekonomicznych.

Zresztą delikatne wahania na rynkach już są widoczne. W ciągu 90 dni zostaną wycofane pozwolenia na eksport wielu towarów do Iranu. Sankcje obejmą m.in. branżę motoryzacyjną, aluminium, stal czy węgiel. Do tego wejdzie w życie zakaz kupowania przez Iran dolarów. Za pół roku USA ma też nałożyć sankcje na transakcje związane z handlem ropą naftową, a Iran jest jednym z bardziej znaczących graczy na tym rynku. Wizja ta zaniepokoiła inwestorów. W związku z tym w górę idą ceny surowców. W ciągu kilku godzin od decyzji Trumpa notowania baryłki ropy naftowej na giełdach skoczyły o kilka dolarów. Wyraźna zwyżka cen ropy skutkuje nowymi rekordami, bo tak drogi surowiec ten nie był od listopada 2014 r. Eksperci od rynku paliw w Stanach Zjednoczonych przewidują, że jeśli zapowiadane scenariusze zostaną zrealizowane, to latem tego średnia cena za galon benzyny wynosić może powyżej $3.50. Oby się na tym skończyło.

Na podst.: huffington post, slate, theatlantic, money.pl,

Rafał Jurak

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

KD MARKET 2024

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor