31 stycznia 2020

Udostępnij znajomym:

Mówiło się o tym od dawna, choć nie było konkretnych dowodów. Cztery lata temu Newsweek donosił, iż Chiny handlują organami swych więźniów politycznych, lecz świat niewiele z tą informacja zrobił. Choć Chiny zobowiązały się do zaprzestania procederu, ubiegłoroczny raport informował, że dzieje się wręcz odwrotnie, mordowanych jest w tym celu coraz więcej osób. Czy uda się ten kraj powstrzymać przed kontynuowaniem tego, co niektórzy nazywają zbrodnią stulecia?

Informacje zawarte w potężnym artykule Newsweeka pokrywały się z wynikami dochodzenia komitetu Izby Reprezentantów, który dyskutował na ten temat w 2012 r. To samo zrobił Parlament Europejski rok później. W kolejnych latach inne kraje na podstawie otrzymywanych wiadomości dochodziły do podobnych wniosków.

Początek.

Pod koniec lat 90. Komunistyczna Partia Chin zaczęła postrzegać praktykę religijną Falun Gong jako potencjalne zagrożenie w związku z jej popularnością, niezależnością od państwa i naukami duchowymi. Rozpoczęto represje, aresztowania. Podjęta została decyzja o likwidacji tej religii.

Ówczesny prezydent Chin, Jiang Zemin, najwyraźniej zdecydował, że ekspansja grupy stanowi potencjalne zagrożenie dla jego władzy - konkurenta dla lojalności narodu chińskiego. Nazwał grupę, której liczbę wiernych oceniano na 70 milionów, „kultem zła”.

Uwięzienie i zniknięcie dużej liczby praktykujących zbiegło się w czasie z powstaniem w tym kraju wielu nowych laboratoriów pracujących nad lekami immunosupresyjnymi, hamującymi aktywność układu odpornościowego na przykład po przeszczepach, a także ogromnym, niewyjaśnionym, szerokim dostępem do pojawiających się nagle szpitali transplantacyjnych.

Aż do 2013 r. Chiny nie miały nawet oficjalnego programu dawstwa narządów, co jednak nie stanowiło żadnej przeszkody dla chirurgów zajmujących się przeszczepami w tym kraju. Szacuje się, że w początkowym okresie dochodziło tam do prawie 70 tysięcy przeszczepów rocznie. Nawet istniejący dziś program dawstwa i zgłaszający się dawcy nie mogą się z tą liczbą równać, dane z 2017 r. mówiły o zaledwie 5,146 osobach wpisanych do chińskiego systemu.

Na całym świecie rozbieżność między liczbą dawców i pacjentów sprawia, że listy oczekujących są bardzo długie, kontrolowane przez kilka organizacji, a na potrzebny do życia organ czeka się często latami.

W Chinach możliwe jest przeszczepienie serca w ciągu kilku dni, a niektórym osobom powiedziano, że mogą pojechać do kontynentalnych Chin w określonym dniu i niemal natychmiast je otrzymać.

Innymi słowy, chińskie władze dokładnie wiedzą, kiedy dana osoba ma umrzeć i mogą zagwarantować dostarczenie zdrowego serca. Coś takiego jest możliwe tylko wtedy, gdy istnieje bank danych obejmujący żywych dawców, których życie poświęca się na zamówienie.

Chiński Trybunał

Po kilku latach ciszy, 9 listopada 2019 r. australijski „Sydney Morning Herald” opublikował artykuł zatytułowany „Zbrodnie przeciwko ludzkości: czy Chiny zabijają więźniów politycznych dla ich organów?”. Z tekstu dowiedzieliśmy się o szczegółach utworzonej w Londynie niezależnej organizacji składającej się z międzynarodowych prawników, lekarzy, ekspertów z zakresu praw człowieka, która przyjęła nazwę Chiński Trybunał, a jej głównym zadaniem było ustalenie, czy pojawiające się od lat informacje są prawdziwe, a jeśli tak, to na jaką skalę prowadzony jest ten proceder.

W czasie 12-miesięcznego dochodzenia przeanalizowano tysiące stron dokumentów, artykułów prasowych i naukowych, chińskie akta medyczne oraz raporty Amnesty International, grupy Freedom House i specjalnego komitetu ONZ.

Grupa obejrzała tajne nagrania wideo zrobione w chińskich szpitalach, ukryte nagrania telefoniczne z rozmów z chińskimi chirurgami transplantacyjnymi. Przeprowadzono rozmowy z ponad 50 świadkami, część telefonicznie lub za pomocą łączy wideo, niektóre osobiście, z ludźmi z Francji, Kanady, USA, Japonii, Australii, Turcji i Korei. Byli to zbiegli więźniowie polityczni i religijni, byli działacze partyjni, lekarze i urzędnicy.

Raport

W 60-stronicowym raporcie podsumowującym prace trybunału, opublikowanym 6 miesięcy temu, potwierdzono wszystko, co ustalił Newsweek, a także amerykańska komisja Izby Reprezentantów i Unia Europejska. Niestety, stwierdzono również, że po 2014 r., gdy rząd Chin zobowiązał się do zaprzestania tej działalności, prace transplantacyjne w kraju wręcz przyspieszyły, a liczba nielegalnych przeszczepów gwałtownie wzrosła.

Stwierdzono, że oficjalne statystyki dotyczące dawstwa organów w Chinach są rutynowo fałszowane i zamiast 10,000 operacji, jak podają oficjalne źródła będące pod kontrolą rządu, rzeczywista ich liczba sięga 90,000 rocznie.

Potwierdzono, że głównym źródłem przeszczepianych narządów są nie tylko więzieni członkowie Falun Gong, ale również Ujgurowie, w większości prześladowana, muzułmańska mniejszość. Organy pochodzące z tej drugiej grupy traktowane są jako „halal”, czyste i zgodne z prawem szariatu, w związku z czym sprzedawane bogatym odbiorcom z krajów Bliskiego Wschodu, głównie Arabii Saudyjskiej.

Ustalono także, że „nielegalne przeszczepy narządów stały się lukratywnym przemysłem w Chinach, nadzorowanym przez państwo i możliwym dzięki zaangażowaniu wojska”. Ocenia się, że dochód czerpany z tego procederu liczony jest w miliardach dolarów.

Trybunał oskarżył Chińską Republikę Ludową o popełnianie masowych morderstw i nazwał je państwem przestępczym.

Egzekucja częściowa

W tej przerażającej historii są jeszcze bardziej odrażające elementy. Jednym z nich jest informacja o tzw. niepełnych egzekucjach, lub też egzekucjach częściowych.

Wyznaczone na śmierć osoby otrzymują na przykład postrzał z broni palnej w prawą stronę klatki piersiowej, by chronić przeznaczone na przeszczep serce, a także utrzymać krążenie krwi pozwalające na zwiększenie żywotności tkanek. Osoba taka często żyje jeszcze, gdy chirurg pobiera organy.

Drugą jest informacja, iż często organy pobierane są od żywych pacjentów, którzy umierają dopiero podczas tego procesu.

Świadkowie opowiadali członkom Trybunału o przypadkach, gdy strażnicy informowali więźniów, iż zostaną zabici dla ich narządów, często nazywając przetrzymywanych członków Falun Gong „towarem” lub „towarem zapasowym”.

Nieskończona liczba organów

W Wielkiej Brytanii średni czas oczekiwania na przeszczep wątroby wynosi 135 dni. W Australii ludzie potrzebujący nerki mogą czekać od pięciu do siedmiu lat. W Stanach Zjednoczonych, zależnie od rodzaju wymaganego organu, czeka się też od kilku miesięcy do kilku lat. Podobnie we wszystkich innych krajach świata.

Z wyjątkiem Chin.

„Czas oczekiwania na jakikolwiek przeszczep w Chinach może wynosić zaledwie dwa tygodnie” - mówi Fiatarone Singh z University of Sydney - „Rezerwacja przeszczepu jest niemożliwa w normalnym, dobrowolnym systemie dawców narządów. Jest to tylko jeden sposób, aby to zrobić i jest nim bank organów w postaci dużej grupy ludzi, którzy są przetrzymywany w areszcie i zabijani na żądanie”.

Informacje docierające z Chin wskazują, że nie ma żadnych kolejek i ograniczeń. Jeśli masz pieniądze, możesz otrzymać przeszczep każdego narządu w ciągu kilku lub kilkunastu dni.

„Wygląda to tak, jakby Chiny miały dostęp do nieskończonej liczby wszystkich organów” – mówią osoby badające ten proceder dla Trybunału.

Dokumentacja potwierdza, że ​​komunistyczne Chiny oferują wymianę narządów na żądanie i wykorzystują nieuprzywilejowane grupy religijne jako swój bank dawców – co jest zbrodnią przeciwko ludzkości. Więźniowie religijni w tym kraju po pozytywnym przejściu badań medycznych otrzymują później regularnie zastrzyki, badania USG oraz pobierana jest im co jakiś czas krew. Wszystko to zgodne jest z procesem przygotowania do przeszczepu.

Chiny nawet się z tym nie kryją

Partia Komunistyczna nie zadaje sobie trudu, aby ukryć tożsamość ludzkich ofiar. Z nagrań rozmów telefonicznych przeprowadzonych w chińskich szpitalach, z którymi zapoznali się członkowie Trybunału wynika, że większość personelu ujawniała, iż ​​organy pochodzą od więźniów Falun Gong, przekonując, że są one najlepsze, gdyż to religia wymagająca czystości, odpowiedniego odżywiania i ćwiczeń.

Chińskie władze nie oczekują też zbyt poważnego potępienia ze strony społeczności międzynarodowej. Milczą w tej sprawie bogate kraje arabskie, które są częstym odbiorcą organów z tego kraju. Większość państw zachodnich również nie zainteresowała się problemem. W wielu miejscach pojawiły się wręcz opinie, iż badania takie nie są miarodajne, i że nie są żadnym dowodem na przestępczą działalność Chin.

Nikogo nie zastanawia, że w raporcie Ethana Gutmanna z grudnia 2018 r. poinformowano, iż w okresie wcześniejszych 18 miesięcy dosłownie każdy mężczyzna, kobieta i dziecko ujgurskie - około 15 milionów ludzi – miało przebadaną krew i DNA. Zaskakuje niechęć do zapoznania się z wynikami śledztwa opisującego okrutne tortury jakim przed śmiercią poddawani są często członkowie społeczności Falun Gong.

Wynika to być może z tego, że świat zachodni uległ propagandzie chińskiej przedstawiającej tych ludzi w negatywnym świetle, podczas gdy są to głównie praktyki medytacyjne i ćwiczenia oddechowe, brak jest tam codziennych rytuałów, a duży nacisk kładzie się na moralność i teologiczną naturę nauki. Zachodni naukowcy określili Falun Gong jako dyscyplinę qiqong, ruch religijny, system kultywacyjny lub jako formę chińskiej religii, uprawianą zresztą w ponad 70 krajach świata, również w USA.

Mimo, że na razie wiele rządów i organizacji nie chce przyjąć do wiadomości wniosków raportu, być może ze względu na ekonomiczne i polityczne zależności, jest kilka wyjątków.

Włochy, Tajwam, Hiszpania i Izrael już zakazały swym obywatelom podróżowania do Chin w celu uzyskania przeszczepu. Kilka innych krajów rozpatruje możliwość wprowadzenia takiego zakazu.

Informacje o losie milionów więźniów politycznych i religijnych w Chinach nie są nowe, powtarzają się od ponad 20 lat. To nie jest też pierwszy raport i doniesienie w tej sprawie. Zaangażowani w przeciwdziałanie temu procederowi wiedzą, że znalezienie ludzkiej nerki, serca czy wątroby w Chinach zajmuje dwie godziny pracy przy komputerze. Ignorowanie problemu i udawanie, że nie istnieje, nie doprowadzi do jego zniknięcia. Na razie władze w Chinach rozwijają działalność transplantacyjną i zarabiają na tym miliardy.

na podst.: quilette, nbc, chinatribunal, eagleobserver, wikipedia

opr. Rafał Jurak

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

Crystal Care of Illinois

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor