18 lipca 2019

Udostępnij znajomym:

Chicago, jak wspominali, ci którzy pamiętają upały z lipca 1995 roku, przypominało "piekielny piec, w którym wszyscy smażyli się przez trzy dni". Tysiące ludzi zostało hospitalizowanych. Tragiczny bilans upałów z 1995 roku to 739 ofiar śmiertelnych - w większości biednych i starszych, którzy żyli samotnie w mieszkaniach bez klimatyzacji.

W kostnicach skończyły się miejsca, w których przechowywano ciała. Koroner powiatu Cook zarządził, by używać do tego celu także ciężarówek-chłodni, używanych do transportowania mięsa czy mrożonek.

Zaczęło się 12 lipca 1995 roku. Temperatury w Chicago podnosiły się stopniowo z 90 stopni Fahrenheita notowanych na początku tygodnia. 13 lipca w punkcie pomiarowym na lotnisku Midway odnotowano 106 stopni Fahrenheita, ale tzw. heat index odczuwalny był jak 126 stopni F. Noce nie przynosiły ochłody, bo temperatury obniżały się do 80 st. F. 

W tym drugim dniu fali lipcowych upałów w 1995 roku doszło do awarii przeciążonej sieci zakładów energetycznych ComEd, która pozbawiła klimatyzacji 49,000 mieszkańców. Na drogach topił się asfalt.

"To była niezwykle niebezpieczna fala upałów, z wysokimi temperaturami, tropikalną wilgotnością powietrza, małym zachmurzeniem i praktycznie bez wiatru" - pisze Eric Klinenberg, profesor socjologii na New York University. Jest on autorem wydanej w 2002 roku książki "Heat Wave: a Social Autopsy of Disaster in Chicago", w której głównie analizuje społeczne i polityczne podłoże skutków fali upałów z 1995 roku. W książce podkreśla, że miasta takie jak Chicago pozostają nieprzygotowane na kryzysy, których prawdopodobieństwo rośnie wraz z globalnym ociepleniem, ale - zaznacza - "polityka i rasizm są jednakowo winne ogromnej liczby ofiar fali upałów w 1995 roku w Chicago".

21 lat od tych wydarzeń miasto ma opracowany plan reagowania na ewentualną falę upałów, która może być potencjalnie katastrofalna w skutkach.

"Jesteśmy teraz znacznie lepiej przygotowani niż byliśmy wtedy, fizycznie, technicznie, funkcjonalnie" - przyznał Gary Schenkel, dyrektor wykonawczy miejskiego biura reagowania w sytuacjach kryzysowych (OEMC). Zostało ono powołane do życia w 1995 roku.

Niespełna cztery lata później Chicago nawiedziła kolejna, chociaż mniejsza fala upałów. W 1999 roku wysokie temperatury były odpowiedzialne za śmierć 110 osób. W późniejszych latach notowano zdecydowanie mniej ofiar gorąca. Upały w 2012 roku przyczyniły się do zgonu 22 mieszkańców naszego miasta.

JT

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

KD MARKET 2024

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor