24 stycznia 2020

Udostępnij znajomym:

Administracja Stanów Zjednoczonych planuje ograniczyć tzw. turystykę urodzeniową, między innymi poprzez odmawianie wiz kobietom w ciąży, a także zakaz wjazdu wydany na granicy, jeśli zaistnieje podejrzenie planowanego urodzenia dziecka w USA. Ambasady amerykańskie na całym świecie otrzymały nowe wytyczne we wtorek wieczorem, w czwartek informacje te zostały oficjalnie potwierdzone przez Biały Dom.

Administracja Donalda Trumpa wydała przepis pozwalający urzędnikom granicznym na odmowę wjazdu kobietom podejrzewanym o planowane urodzenie dziecka na terenie Stanów Zjednoczonych. Zakres ich uprawnień jest szeroki i tak naprawdę tylko od nich zależy, jak potoczą się losy stającej na granicy kobiety w ciąży lub też podejrzewanej o ten stan. Dwa dni wcześniej wytyczne dotyczące odmowy przyznania wiz w podobnych przypadkach zostały rozesłane do amerykańskich ambasad i konsulatów na całym świecie. To zwycięstwo frakcji, która od jakiegoś czasu dąży do likwidacja tzw. prawa ziemi, konstytucyjnego przywileju nadania obywatelstwa dzieciom urodzonym na terenie Stanów Zjednoczonych, bez względu na narodowość ich rodziców. Zasada ta jest celem ataków niektórych tzw.: jastrzębi imigracyjnych w administracji Trumpa, w tym starszego doradcy w Białym Domu, Stephena Millera.

„Rzym nie został zbudowany w ciągu jednego dnia” - powiedział anonimowy, wysoki urzędnik w Departamencie Stanu w rozmowie z Axios - „Oficjalne uznanie, że jest to niewłaściwe, nielegalne i niezgodne z prawem już stanowi pierwszy, znaczący krok naprzód. Ta zmiana ma na celu zmniejszenie zagrożenia narodowego i ryzyka dla różnych służb związanego z turystyka porodową, w tym działalnością przestępczą związaną z tą branżą”.

Już w czasie kampanii prezydenckiej i po zwycięstwie w wyborach w 2016 r. Donald Trump zapowiedział likwidację tego prawa za pomocą dekretu. Nie jest on osamotniony w tych poglądach, bo argumenty za likwidacją przyznawania obywatelstwa w związku z miejscem urodzenia powracają za każdym razem, gdy w społeczeństwie amerykańskim zaczynają odżywać nastroje antyimigracyjne. W ostatnim czasie mieliśmy z tym do czynienia w latach 90. oraz tuż po zamachach 9/11.

Jednak nigdy wcześniej pomysł taki nie wyszedł z Białego Domu, zwłaszcza, że decyzja taka byłaby prawdopodobnie uznana za niezgodną z Konstytucją. Poza tym prawo do obywatelstwa w wyniku urodzenia na terenie USA zostało w przeszłości potwierdzone decyzjami Sądu Najwyższego. Dlatego nie mogąc go zlikwidować, administracja stara się ograniczyć liczbę obcokrajowców wykorzystujących ten przywilej dla własnych korzyści.

Prawodawcy pytali wcześniej, czy administracja ma prawo do ograniczenia obywatelstwa poprzez dekrety i zarządzenia tego typu, przy czym niektórzy - w tym sojusznicy prezydenta z jego własnej partii - uważają, że robienie tego wymaga zmian w Konstytucji.

„Nie jestem prawnikiem, ale wydaje mi się, że wymagałoby to wprowadzenie poprawki do Konstytucji” - powiedział w 2018 r. senator Chuck Grassley, republikanin z Iowa.

W całym okresie swej historii Stany Zjednoczone zapewniały obywatelstwo na podstawie dwóch praw – jednym jest „prawo krwi”, czyli obywatelstwo wynikającego z narodowości rodziców, drugim jego uzyskanie w wyniku urodzenia na terenie objętym daną jurysdykcją, czyli „prawo ziemi”.

 

Jakie zmiany

Oczywiście na pytanie zawarte w tytule odpowiadamy „nie”. Test ciążowy na granicy nie będzie wymagany, przynajmniej na razie, choć w innej części świata coś takiego miało miejsce w listopadzie ubiegłego roku.

Wydane właśnie rozporządzenie mówi jednak, że „podróż do Stanów Zjednoczonych, której głównym celem jest uzyskanie obywatelstwa amerykańskiego dla dziecka przez poród na terenie kraju, jest niedopuszczalną podstawą do wydania wizy imigracyjnej typu B”.

Nie jest jasne, w jaki sposób celnicy i urzędnicy konsularni mają ustalić, czy kobieta udaje się do USA w celu urodzenia dziecka. Wiele osób obawia się, że doprowadzi to do sporego bałaganu i subiektywnej interpretacji nowych przepisów.

Prawdopodobieństwo, że kobieta w widocznej ciąży nie dostanie wizy, a jeśli podróżuje bez niej, bo pozwala na to prawo, nie zostanie wpuszczona na teren kraju, jest bardzo wysokie. Leży to wyłącznie w gestii urzędnika, który na pewno będzie brał pod uwagę jej kraj pochodzenia, stan posiadania, i kierował się własnymi poglądami na ten temat. W tym przypadku, czyli widocznej ciąży, test nie będzie potrzebny.

Niektórzy pracownicy Departamentu Stanu sugerują, iż wprowadzona właśnie zmiana to tylko początek całej serii działań wymierzonych w tzw. turystykę porodową.

Wytyczne przesłane ambasadom oraz pracownikom punktów kontroli granicznej w całym kraju sprawiają, że dotychczasowe próby ograniczenia tego procederu stają się częścią oficjalnej polityki imigracyjnej kraju. Według informacji zawartych w dokumencie, dodatkowa kontrola wchodzi w życie od piątku, 24 stycznia.

Plan Departamentu Stanu stworzy nowe bariery dla kobiet w ciąży ubiegających się w konsulatach amerykańskich na całym świecie o wizę typu B, oferowaną osobom odwiedzającym USA krótkoterminowo, w tym turystom, osobom podróżującym w interesach i poszukującym lepszej opieki medycznej.

Od piątku kobieta w ciąży prawdopodobnie nie będzie mogła ubiegać się o wizę wyłącznie w celu turystycznym, gdyż taki będzie rodził podejrzenia dotyczące planu urodzenia dziecka w USA.

Według jednego z urzędników Departamentu Stanu kobiety ciężarne ubiegające się o tego rodzaju wizy robią to, gdyż na przykład nie mogą otrzymać takiej opieki, jakiej potrzebują w swoim kraju ojczystym lub po prostu posiadają pieniądze, aby uzyskać lepszą w USA.

„Ludzie będą umierać z tego powodu” - powiedział inny urzędnik, który pod warunkiem zachowania anonimowości zgodził się na rozmowę z dziennikarzami Vox.

Kobiety w ciąży będą więc podlegać dodatkowej kontroli podczas ubiegania się o wizę amerykańską. Według nowych wytycznych urzędnik konsularny nie może zapytać osoby ubiegającej się o wizę wjazdową, czy jest lub zamierza zajść w ciążę. Jednak jest tam fragment, który rozszerza nieco uprawnienia:

„Jeśli masz powód, by podejrzewać, iż wnioskodawczyni planuje urodzić dziecko podczas pobytu w Stanach Zjednoczonych, musisz założyć, że poród w celu uzyskania obywatelstwa Amerykańskiego jest głównym celem podróży takiej osoby”.

Kobieta podejrzewana przez urzędnika o próbę wykorzystania systemu i obowiązujących w USA przepisów może przekonać go do przyznania jej wizy podając „inny, legalny i dopuszczalny cel podróży”. Może to być na przykład zaświadczenie o już zorganizowanym i opłaconym, specjalistycznym leczeniu w Stanach Zjednoczonych.

Jednak nawet wtedy może to nie wystarczyć, bo:

„Fakt, że kobieta wnioskująca o wizę ma uzgodniony wcześniej plan porodu z lekarzem lub placówką medyczną w USA, lub też wyraża zgodę na poród w Stanach Zjednoczonych nie jest wystarczający, by obalić domniemanie, że jej głównym celem podróży jest uzyskanie obywatelstwa amerykańskiego dla urodzonego tu dziecka” – czytamy w instrukcji dla urzędników konsularnych – „Jednym z kluczowych czynników, które należy wziąć pod uwagę jest to, czy wnioskodawczyni ma dostęp do rozsądnej opieki medycznej w kraju, w którym mieszka lub w jego pobliżu”.

Instrukcja rozesłana do ambasad mówi również, że osoba ubiegająca się o wizę na „leczenie w Stanach Zjednoczonych musi przekonać w sposób satysfakcjonujący urzędnika konsularnego, że ma zarówno środki, jak i chęć pokrycia wszystkich kosztów związanych ze wspomnianym leczeniem”.

Jeśli ktoś nie będzie w stanie wykazać, że posiada odpowiednie fundusze na leczenie – co stwierdza urzędnik w ambasadzie lub konsulacie, który przecież w żadnym zakresie nie jest ekspertem od kosztów opieki zdrowotnej – jest wysoce możliwe, iż wniosek taki zostanie odrzucony.

 

O jak wiele osób chodzi?

Rząd Stanów Zjednoczonych nie wie, ile kobiet w ciąży przybywa do USA z wizami typu B, ale dane z 2017 r. pochodzące z Centrów Kontroli i Zapobiegania Chorobom sugerują, że nowe wytyczne prawdopodobnie dotkną około 10,000 osób rocznie.

Według Migration Policy Institute, niezależnego ośrodka analitycznego, w USA mieszka około 4.1 miliona dzieci, które są obywatelami USA i mają nieudokumentowanych rodziców - imigrantów. Jednak, o czym musimy pamiętać, w zdecydowanej większości przypadków ciąża miała miejsce już po przyjeździe imigrantów do USA: około 90 procent matek niebędących obywatelami urodziło dziecko otrzymujące obywatelstwo dwa lata po przyjeździe do USA lub później, zgodnie z badaniem z 2011 r. przeprowadzonym przez Pew Research Center.

Zamiast wprowadzić rozwiązania sprawdzone w innych krajach, ostatnie decyzje i postanowienia sugerują, że obecna administracja próbuje powstrzymać kobiety mogące urodzić dziecko na terenie kraju całkowicie blokując im możliwość wjazdu. Jest to ewenement w skali świata.

To prawda, że każdego roku do USA przybywają legalnie, na wszelkiego rodzaju wizach tymczasowych, tysiące obywateli innych krajów, których jedynym celem jest urodzenie tu dziecka i zdobycie dla niego obywatelstwa. Floryda oferuje całe sieci ekskluzywnych kondominiów turystom tego typu z Rosji, podczas gdy w Los Angeles istnieje cały przemysł obsługujący obywateli Chin przybywających w tym samym celu.

Kiedy osoby o poglądach antyimigracyjnych używają określenia „dzieci kotwice”, mają na myśli ubogich imigrantów z południowych krajów, podczas gdy nie mniejszym problemem są zamożni obywatele krajów wykorzystujących system. Wydaje się więc, że ostatnia decyzja ma na celu ograniczenie właśnie tego procederu, choć w opinii wielu specjalistów są skuteczniejsze sposoby.

 

Jak to robią inni

Inne kraje, takie choćby jak Wielka Brytania i Australia, rozwiązały u siebie ten problem bez dziwnych wytycznych dla ambasad, konsulatów i urzędników celnych. W odpowiedni sposób modyfikując prawo ukróciły możliwość przyznawania obywatelstwa dzieciom urodzonym przez kobiety przebywające w tych krajach chwilowo, legalnie i tylko w jednym celu. W ten sposób zarezerwowały możliwość otrzymania obywatelstwa przez tych, którzy naprawdę zamierzają tam pozostać, żyć, uczyć się, pracować i płacić podatki.

Gdyby się jednak okazało, że kiedyś odebrana zostanie możliwość nadania obywatelstwa na podstawie miejsca urodzenia, to USA nie będą pierwsze. W 1993 r. zrobiła to Francja przyjmując tzw. Méhaignerie Law. Obywatelstwo tego kraju przysługuje oczywiście urodzonym z francuskich rodziców, ale także z rodzica urodzonego we Francji choć nieposiadającego obywatelstwa. Wszyscy pozostali muszą czekać do 18 roku życia, a wówczas otrzymują obywatelstwo automatycznie, choć proces rozpoczyna się w wieku lat 13 i od tego momentu chroni ich prawo.

Irlandia zrobiła to w 2005 r. w wyniku referendum. W kraju tym warunkiem otrzymania obywatelstwa przez dziecko jest co najmniej jeden rodzic już je posiadający. Decyzja w tej sprawie była wynikiem nasilającej się turystyki urodzeniowej, zwłaszcza z terenu Chin.

W ostatnich latach również Nowa Zelandia i Australia ograniczyły nieco możliwości otrzymania obywatelstwa poprzez urodzenie, choć nie tak drastycznie jak inne wymienione kraje.

Na podst.: Vox, nydailynews, thehill, axios, theweek, theatlantic, Wikipedia
opr. Rafał Jurak

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

Crystal Care of Illinois

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor