13 grudnia 2019

Udostępnij znajomym:

Wkroczyliśmy w kolejny etap procesu, znanego jako impeachment prezydenta USA. We wtorek sformułowane zostały i ogłoszone dwa zarzuty – nadużywania władzy i utrudniania pracy Kongresowi prowadzącemu śledztwo w sprawie Ukrainy. Najpierw poprawki, następnie głosowanie. Choć od dawna jego wynik jest przewidywalny, to jednak wypada zapytać, czy przewodnicząca Izby Reprezentantów na pewno dysponuje wystarczającą liczbą głosów?

Wydaje się, że zaskoczenia żadnego nie będzie. Demokratyczna większość w Izbie zagłosuje „tak” w sprawie impeachmentu, a nieco później kontrolowany przez republikanów Senat odmówi skazania. Sondaże ponadto wskazują, iż całe śledztwo i publiczna rozprawa przede wszystkim posłużyły jedynie umocnieniu wcześniejszych, wyrobionych już opinii wśród Amerykanów:

95 proc. przekonanych o winie Trumpa myślało tak już wcześniej, dokładnie tyle samo – 95 proc. – wypowiadających się w ostatnich badaniach o niewinności prezydenta wierzyło dawno, że nie zrobił niczego, co podpadałoby pod artykuły impeachmentu.

Jedna rzecz powinna jednak zwrócić naszą uwagę. Otóż w danych sondażowych zebranych na początku tego miesiąca przez Ipsos oraz portal Five Thirty Eight - dwie znaczące instytucje badania opinii publicznej – około 16.5 proc. ankietowanych wyborców demokratycznych stwierdziło, iż wierzy, że Trump popełnił wykroczenia godne impeachmentu, lecz nie powinien być ze stanowiska usuwany w ramach tego procesu. Zamiast tego – uważają - jego los należy pozostawić wyborcom oddającym głosy w wyborach prezydenckich w listopadzie 2020 roku. Kolejne 9.4 proc. demokratycznych respondentów stwierdziło, że Trump w ogóle nie popełnił żadnego wykroczenia czy przestępstwa usprawiedliwiającego trwający proces.

Jeśli liczby te znajdą odzwierciedlenie w Kongresie, wśród demokratycznych reprezentantów, Nancy Pelosi zabraknie głosów, a cały proces zakończy się niepowodzeniem.

Od razu należy zaznaczyć – jest to mało prawdopodobne. Nie jest to jednak niemożliwe. Przewodnicząca Izby Reprezentantów twierdzi, że nie będzie zmuszała nikogo do partyjnej dyscypliny podczas głosowania.

„W takiej sprawie nie liczymy głosów. Ludzie po prostu wyrażają swe zdanie na ten temat” – powiedziała w rozmowie z dziennikarzami w przeddzień ogłoszenia punktów oskarżenia – „Nie liczyłam dotąd głosów i nie zamierzam tego robić”.

Z drugiej strony nie od dziś wiadomo, co przyznają nawet jej przeciwnicy polityczni, że Pelosi uważnie obserwuje członków swego klubu i jest mistrzynią w odczytywaniu ludzi. Jeśli uzna, iż posiada wystarczające poparcie, będzie przyspieszała głosowanie, jeśli nie, proces może poczekać, można go przecież ciągnąć długo po Nowym Roku.

Oczywiście mało kto wierzy, że Pelosi nie wie, jaką opinię na temat impeachmentu i jakie zamiary w czasie głosowania ma każdy podległy jej, demokratyczny polityk zasiadający w Izbie Reprezentantów. Wiadomo również, że to zawodowcy, którzy doskonale wiedzą, jakie preferencje ma kierownictwo ich partii.

 

Impeachment, czy zachowanie większości?

Jednak jej oświadczenia i zauważalna powściągliwość w rozmowach z reporterami pozwalają podejrzewać, iż w związku ze zbliżającymi się wyborami partia może przymknąć oko na członków wybranych w okręgach sprzyjających Trumpowi i głosujących tak, by pozostać na stanowisku, co z kolei pozwoli demokratom zachować większość w Izbie.

Takich okręgów, znajdujących się w rękach demokratów, ale głosujących na Trumpa, w kilku przypadkach ze sporym marginesem, jest aż 31. Przykładem polityka w takiej sytuacji jest reprezentant Collin Peterson z Minnesoty, wybrany do Izby już 15-krotnie. W jego okręgu Donald Trump uzyskał podczas ostatnich wyborów prezydenckich w 2016 r. aż 34-procentową przewagę nad Hillary Clinton. Dlatego już na samym początku Peterson, demokrata, głosował przeciwko w ogóle rozpoczęciu śledztwa w sprawie impeachmentu i wydaje się mało prawdopodobne, by oddał głos za którymkolwiek z punktów oskarżenia, gdy przyjdzie na to czas. Ważne jest, by mieć świadomość, iż prawdopodobnie nie będzie sam.

Do impeachmentu potrzebna jest zwykła większość – 216 spośród obecnych 431 członków (4 miejsca pozostają nieobsadzone, gdyż troje reprezentantów zrezygnowało, jeden zmarł). Demokraci stanowią większość, jest ich 233, co oznacza, iż mogą oni stracić 18 głosów i doprowadzić do skazania prezydenta w Izbie Reprezentantów. Zwłaszcza, że niezależny jej członek, Justin Amash ze stanu Michigan, popiera impeachment. Nie mogą jednak stracić wszystkich 31 głosów pochodzących z zagrożonych okręgów, a na to właśnie liczą republikanie.

Jeden z wysoko postawionych polityków w klubie Pelosi powiedział niedawno w rozmowie z telewizją Fox, iż liczba zaległych i czekających na rozpatrzenie ustaw jest coraz większa, a poza tym impeachment nie pasuje do „świątecznego nastroju”. Oznacza to, a właściwie może oznaczać, bo w polityce pewności nigdy nie ma, iż nikt się chyba zbytnio z impeachmentem nie będzie spieszył.

Daje to kierownictwu partii republikańskiej czas na przeciągniecie na swoją stronę – czyli przeciwników impeachmentu – wszystkich demokratów reprezentujących okręgi wyborcze sympatyzujące z prezydentem.

 

Republikanie atakują

Wyczuwając szansę RNC (Krajowy Komitet Republikański) zwiększył presję na wspomnianych członków Izby. Nie bezpośrednio oczywiście, ale w sposób niepozostawiający żadnych wątpliwości. We wspomnianych okręgach pojawiły się bowiem reklamy telewizyjne i radiowe zachęcające do wybrania w przyszłości ustawodawców, którzy nie będą marnowali pieniędzy podatników na „partyjne sądy”.

Dan Henninger, zastępca redaktora naczelnego The Wall Street Journal, powiedział niedawno w rozmowie z dziennikarzami, iż niektórzy z tych 31 demokratów „naprawdę niechętnie myślą o głosowaniu”, szczególnie w tym momencie. Według niego proces impeachmentu, włączając w to sam proces w Senacie, może potrwać nawet do lutego.

Przyspieszone ostatnio tempo prac może zwolnić, a rozpoczęty przez demokratów proces może stracić impet. Poza tym szybki proces obciąża senatorów starających się o nominację partyjną w zbliżających się wielkimi krokami wyborach prezydenckich. Już wkrótce prawybory w kilku stanach – 3 lutego w Iowa, 11 w New Hampshire, nieco później tego samego miesiąca w Nevadzie i Karolinie Południowej.

Z jednej strony niektórzy demokratyczni kandydaci - czyli senatorowie: Elizabeth Warren, Bernie Sanders, Amy Klobuchar, Cory Booker, czy Michael Bennet - mogą wykorzystać impeachment do motywowania liberalnych wyborców, a tym samym zbierania głosów. Z drugiej zmuszeni będą dzielić cenny czas pomiędzy kampanię prezydencką i wzorowane na sądowych rozprawy senackie, jeśli do impeachmentu w izbie niższej parlamentu w ogóle dojdzie.

 

Wszystko z góry wiadome

Prawie nikt nie wierzy jednak, by którykolwiek opisany wcześniej, teoretyczny scenariusz miał szansę zaistnieć. Demokraci pod przywództwem Nancy Pelosi raczej podołają zadaniu i zagłosują za obydwoma punktami ogłoszonego we wtorek oskarżenia. Nie będzie to również minimalna wygrana jednym lub dwoma głosami, niezależnie co mówią politycy tej partii. Na pewno jednak kilku spośród wspomnianych 31 wstrzyma się lub odda głos przeciw.

Podobnie w Senacie, gdzie werdykt jest praktycznie przesądzony. Mitch McConnell, przewodniczący większości republikańskiej, powiedział niedawno, iż „nie wyobraża sobie scenariusza”, w którym podległa mu izba skazuje i usuwa Donalda Trumpa.

W sytuacji, gdy głosowanie tam nie jest anonimowe, prawdopodobnie ma rację. Gdyby było anonimowe, mogłoby zakończyć się inaczej.

McConnel jest pewny siebie i ma ku temu powody. W kontrolowanym przez niego Senacie dojdzie (w razie przyjęcia choćby jednego artykułu impeachmenu w Izbie) do decydującego o wszystkim głosowania, podczas którego potrzebne są minimum dwie trzecie głosów przy każdym z zarzutów. Wystarczy jeden, by odsunąć prezydenta od władzy i przekazać ją w ręce wiceprezydenta, ale to się nie wydarzy. Warto bowiem pamiętać, iż wymagane dwie trzecie w 100 osobowym Senacie to aż 67 osób, liczba bardzo wysoka i niemal nigdy nie zdarza się, by wynikiem takim kończyło się głosowanie w sprawie, która nie ma poparcia obydwu partii. Nawet jeśli kilku republikańskich senatorów zagłosuje ze znajdującymi się w mniejszości demokratami, to wciąż wynik daleki będzie od wymaganych 2/3.

Republikanie zjednoczeni są za Trumpem i zwalczają wszelkie wysiłki demokratów. Kilku polityków w łonie samej partii demokratycznej wątpi w sam proces. Jednym z nich, oprócz wspomnianego wcześniej Petersona z Minnesoty, jest Jeff Van Drew reprezentujący New Jersey, który sprzeciwiał się rozpoczęciu procesu impeachment i pozostaje w tej sprawie sceptykiem. Oficjalnie przynajmniej, bo podobnie jak Peterson, pochodzi z okręgu sprzyjającego Trumpowi i walczy o reelekcję. 

“Naprawdę mamy do czynienia z wykroczeniami nadającymi się na impeachment?” – pyta Van Drew przypominając, jaką rzadkością w historii są takie procesy i zwracając uwagę na fakt, iż żaden prezydent nigdy nie został usunięty ze stanowiska w ich wyniku.

“Nikt w końcu nie został skazany” – stwierdza demokrata – „Jest ku temu powód. Nasi ojcowie założyciele obawiali się idei impeachmentu, w wyniku którego niezależnie czy jest dobry, czy zły, można usunąć wybranego milionami głosów lidera, co nie byłoby zbyt dobre dla tego kraju”.

W tym momencie podobnego zdania jest niewielu demokratów, ale nie wiadomo, czy pod wpływem innych, opisanych wcześniej czynników nie pojawi się ich więcej w momencie głosowania.

 

Jaki to ma sens?

Po co w ogóle to wszystko, skoro od początku wiadomo było, iż nic z tego nie wyniknie? Po co demokraci rozpoczęli proces, przeprowadzili dochodzenie, sformułowali akty oskarżenia i starają się je przegłosować, skoro w wyższej izbie amerykańskiego parlamentu wszystko zostanie wstrzymane?

Wiele osób podejrzewa, że chodzi o doprowadzenie do senackiego procesu, który choć nie będzie tak przydatny dla demokratów, to jednak będzie to z pewnością politycznym przedstawieniem, które może pomóc w wyborczych rozgrywkach.

Czy jednak demokraci nie przeliczyli się nieco? Czy warto ryzykować utratę większości w Izbie Reprezentantów tylko po to, by doprowadzić do i tak nieskutecznego procesu w Senacie, który może pomoże, a może nie, w przyszłorocznych wyborach prezydenckich? Być może Pelosi ma jakiś inny plan. A może nie ma żadnego.

Na podst.: theweek, foxnews, npr, usatoday
opr. Rafał Jurak

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

KD MARKET 2024

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor