06 marca 2020

Udostępnij znajomym:

W okresie zaledwie 72 godzin kandydat, który nigdy nie zwyciężył w ani jednym stanie podczas trzech prób ubiegania się o prezydenturę, stał się liderem wśród tegorocznych demokratów starających się o to stanowisko. Dla byłego wiceprezydenta, Joe Bidena, tzw. Super Wtorek był najbardziej udanym dniem w historii jego podbojów Białego Domu. Tym samym prawybory demokratyczne z nazywanych „najbardziej zróżnicowanym wyścigiem o najwyższy urząd w kraju” zamieniły się w starcie dwóch białych mężczyzn w podeszłym wieku.

Przed tygodniem Biden podciął nieco skrzydła Sandersowi wygrywając w Południowej Karolinie, czyli ostatnich wyborach przed tzw. Super Wtorkiem, co nadało mu rozgłosu w mediach, przyspieszyło tempo prac jego kampanii. Pokazało też, iż jest w stanie wspiąć się na szczyt i na pewno wpłynęło na wyższe notowania 3 dni później. Umiarkowani demokraci, w tym dotychczasowi przeciwnicy Bidena, a więc Pete Buttigieg, Amy Klobuchar i Beto O'Rourke, zdecydowanie poparli byłego wiceprezydenta. Był to rodzaj koalicji, na którą liczył Biden, takiej, która przypomniała niektórym wyborcom o tym polityku, zagubionym i często spalonym dla nich w początkach prawyborów.

„To fajne uczucie” - mówił Biden reporterowi, który poinformował go, że prawdopodobnie wygra w Virginii we wtorek wieczorem. Potem pojawił się jeszcze w kilku miejscach na terenie LA w nadziei nakłonienia kilku spóźnionych wyborców do oddania na siebie głosu przed zamknięciem punktów w Kalifornii.

„Nie wiem, jakie są rzeczywiste wyniki, ale czuję, że jest dobrze” – wspomniał wówczas dziennikarzom. Z godziny na godzinę uśmiechał się coraz szerzej, by w końcu po ogłoszeniu wyników z kilku stanów stanąć na scenie w Baldwin Hills i niemal wykrzyczeć: „Ludzie mówią o rewolucji! Zwiększyliśmy frekwencję! Frekwencja zadziałała dla nas!”

Prawda jest taka, że Biden uśmiechał się od wielu dni przewidując te wydarzenia.

W całym kraju wyborcy odpowiedzieli bowiem na wezwanie umiarkowanego skrzydła partii i spełnili nadzieje jej establishmentu. Demokraci zasmakowali rewolucji, której Sanders dokonał w Iowa, New Hampshire i Nevadzie, ale w stanach południowych szybko odwrócili się w stronę bardziej znanej im i bliższej opcji politycznej, wyrażającej poglądy bliższe środka, której przedstawicielem był właśnie Joe Biden. Szybko odniósł on zdecydowane zwycięstwa w Wirginii, Północnej Karolinie i Alabamie. Zebrał tam dziesiątki delegatów łatwo pokonując dotychczasowego lidera. Nawet w Vermont, rodzinnym stanie Bernie Sandersa, Biden przekroczył 15-procentowy próg potrzebny do przejęcia części delegatów. Następnie wygrał Minnesotę, prawdopodobnie dzięki aprobacie Klobuchar, oraz Massachusetts, gdzie pokonał nie tylko Sandersa, ale także pochodzącą z tego stanu senator Elizabeth Warren.

Zresztą po kiepskim wyniku we wtorek, Warren zadecydowała o zakończeniu swej kampanii dwa dni później. W momencie powstawania tego tekstu nie wiadomo było jeszcze, czy udzieli swego poparcia któremuś z kandydatów pozostających na placu boju. Można jednak założyć, że większość jej sympatyków wesprze Sandersa, którego program i poglądy są najbardziej zbliżone do jej własnych w wielu kwestiach.

Zwyciężyć w listopadzie

Choć prawie się o tym nie mówi, partia republikańska również przeprowadza prawybory. Tam jednak głównym kandydatem jest ubiegający się o drugą kadencję Donald Trump, który wszędzie zbiera ponad 95-procentowe poparcie i spokojnie gromadzi fundusze na walkę ze zwycięzcą obserwowanego przez wszystkich starcia po drugiej stronie sceny politycznej.

Pokonanie w listopadzie prezydenta Trumpa jest silną motywacją dla demokratów. 60 procent z nich, zapytanych, czy wolą kandydata, z którym zgadzają się w prawie wszystkich kwestiach, czy takiego, który miałby największe szanse na pokonanie obecnego prezydenta, odpowiedziało, że woli tego, kto pokona Trumpa - wynika z ankiety przeprowadzonej przez Gallupa.

„Im bardziej zaawansowane będą prawybory, tym bardziej wszyscy będą to brać pod uwagę” – powiedziała w rozmowie z dziennikarzami The Atlantic 53-letnia Lisa Grant w noc wyborów w Południowej Karolinie. „Ideologia jest ważna, ale ważny jest też pragmatyzm. Nic nie zrobisz, jeśli będziesz krzyczał stojąc na rogu. Musisz zostać wybranym”.

Potrzeba demokratów, by pokonać Trumpa, była jednym z powodów szybkiego wzrostu popularności Michaela Bloomberga. Były burmistrz Nowego Jorku zalał rynki reklamowe jednym głównym przesłaniem, że jest w stanie obalić Trumpa. Podjął ryzykowny ruch, pomijając wszystkie cztery wczesne prawybory i postawił wszystko – a właściwie pół miliarda, część swej fortuny – na tzw. Super Wtorek. Przez krótką chwilę strategia wydawała się działać. W wielu sondażach dorównał liderom. A potem nadeszła żałosna debata w Nevadzie, po której wiele osób zaczęło się zastanawiać, czy naprawdę poradzi on sobie z Trumpem. Wyborcy, którzy stracili wiarę w możliwości Bloomberga, wrócili do wiceprezydenta. Do tego Południowa Karolina i Super Wtorek pokazały, że czarni wyborcy zdecydowanie go popierają. Według sondaży przeprowadzonych w Virginia, Biden zdobył 63 procent czarnych głosów w tym stanie, w porównaniu z 18 procentami dla Sandersa i zaledwie 10 procentami dla Bloomberga. Poza Warren, z dalszej walki wycofał się wtedy również Bloomberg, który oficjalnie poparł Bidena.

Demokraci odetchnęli z ulgą. Na chwilę

Jednoczesne wybory w 14 stanach we wtorek wyłoniły więc nowego lidera, choć Sanders depcze mu po piętach.

Sam wiceprezydent spełnia oczekiwania władz partii i ich nadzieje. Bernie Sanders wzbudzał w nich bowiem niepokój, którego nikt nie ukrywał. Mając olbrzymie poparcie senator z Vermont musi poradzić sobie z kilkoma problemami. Wśród nich jest niechęć władz partii wobec jego kandydatury i potencjalnego zwycięstwa w prawyborach, a także fakt, że reprezentując tę opcję polityczną jest jej wielkim krytykiem. Wygląda to tak, że Sanders wypowiedział wojnę obydwu opcjom politycznym, republikanom i demokratom, ale z tymi drugimi mu bardziej po drodze w walce o Biały Dom.

Biden wydał ułamek pieniędzy, które jego konkurenci zainwestowali w Super Wtorek - około 2.2 miliona dolarów w porównaniu z 18 milionami Sandersa. Poza tym zyskał silnych sprzymierzeńców. W Południowej Karolinie był to Jim Clyburn, czołowy polityk z tego stanu zasiadający w Izbie Reprezentantów. W Teksasie był to mający wciąż spore wpływy O`Rourke, czy Amy Klobuchar w Minnesocie. Wielu wyborców przyznało, że poparcie lubianego przez nich polityka było ważnym czynnikiem przy podejmowaniu decyzji.

Ludzie nie chcą rewolucji

Największym atutem, a jednocześnie najpoważniejszym przeciwnikiem Sandersa były od początku jego własne poglądy. W Super Wtorek wchodził jako lider mający nadzieję na zdecydowane wysunięcie się na prowadzenie. Poza Kalifornią Biden odebrał mu to marzenie we wszystkich stanach głosujących tego dnia.

Dla Sandersa i jego zwolenników pewną rzeczą w marszu ku nominacji było to, że w pewnym momencie ludzie reprezentujący establishment partyjny spróbują go powstrzymać. Ich działania przyspieszyły wydarzenia w Nevadzie.

Rywale, którzy podczas debaty w Las Vegas przećwiczyli ataki na Bloombergu, z zaciekłością zaatakowali Sandersa w Płd. Karolinie. Podczas tej debaty i w kolejnych dniach jego krytycy skupili się na przesłaniu, że większość Amerykanów nie chce rewolucji, a nominacja demokratycznego socjalisty do listopadowej walki z Trumpem stanowi ryzyko, na które demokraci nie mogą sobie pozwolić.

„Lubię Berniego” – mówiła reprezentująca centrowe poglądy Amy Klobuchar podczas debaty w Charleston - „Ale nie sądzę, że to najlepsza osoba, która powinna prowadzić walkę o Biały Dom”.

Wszystko się jeszcze może zdarzyć

Zwycięstwa Bidena nie oznaczają jeszcze, że jest pewniakiem do nominacji. Sanders poradził sobie dobrze w Kalifornii i prawdopodobnie zwycięży jeszcze w wielu stanach. Super Wtorek był przełomowy, teraz kolej na pozostałe stany, które w okresie najbliższych tygodni zadecydują, kto ostatecznie uzyska nominację. Choć wciąż należy się liczyć z tym, że głosowanie nie wyłoni zwycięzcy, to jednak prawdopodobieństwo tego jest coraz mniejsze.

Mając wciąż wielu delegatów do zdobycia, Sanders ma czas na przegrupowanie. Biden natomiast będzie zmuszony szybko zebrać dodatkowe pieniądze na kampanię i rozbudować swą organizację wyborczą. Być może pomoże mu w tym Bloomberg, który zapowiedział pomoc finansową każdemu kandydatowi będącemu w stanie pokonać Trumpa. Największym problemem Bidena są jednak jego wpadki językowe, które tak skutecznie obniżyły notowania tego polityka a początku prawyborów i wciąż stanowią największe ze w ewentualnym starciu z obecnym prezydentem.

Przed nami wybory w kilku kluczowych stanach. 10 marca w Michigan, gdzie sondażową przewagę ma Biden, co niewiele znaczy, bo w 2016 r. ponad 20-procentową przewagę miała tam Hillary Clinton, która później przegrała walkę z Sandersem. Podobnie w Missouri, które głosuje w za kilka dni. W Mississippi Biden ma sporą przewagę, która pewnie się utrzyma.

Jeszcze jeden ważny dzień w wyborczym kalendarzu to 17 marca, kiedy głosują Ohio, Illinois i Floryda. Floryda jest miejscem, gdzie Sanders najprawdopodobniej będzie miał najwięcej problemów. Clinton zmiażdżyła go tam w 2016 r., bo jego demokratyczno-socjalistyczny program nie odpowiada dużej populacji osób starszych i bardziej konserwatywnych wyborców latynoskich.

W tym momencie Joe Biden ma o ponad 100 głosów elektorskich więcej niż Sanders. Wciąż jest to mniej niż połowa wymaganych do uzyskania nominacji. Pamiętajmy również o tzw. superdelegatach. Podsumowując, można powiedzieć, że wyścig trwa, stał się interesujący, już tak bardzo nie niepokoi tzw. establishmentu partii demokratycznej, ale najważniejsze, że wszystko jeszcze może się zdarzyć.

Na podst. theatlantic, fivethirtyeight, nbcnews, Gallup
opr. Rafał Jurak

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

Crystal Care of Illinois

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor