01 listopada 2019

Udostępnij znajomym:

Tylko w ubiegłym tygodniu w całych Stanach Zjednoczonych co najmniej 85 tysięcy osób uczestniczyło w 13 różnych protestach pracowniczych. Większość z nich związana była ze szkolnictwem, przykładem może być lokalny strajk chicagowskich nauczycieli, choć nie wszystkie. W różnych częściach kraju niemal nieustannie ktoś upomina się o podwyżki, poprawę warunków pracy lub dodatkowe świadczenia.

Według Bureau of Labor Statistics, aż 485,000 pracowników w USA wzięło udział w strajku lub lokaucie w 2018 r. - to najwyższa liczba od 1986 r. Dane za bieżący rok dostępne będą dopiero w przyszłym, ale wiele wskazuje na to, że rekord z ubiegłego zostanie pobity, bowiem tylko w zeszłym tygodniu w różnych częściach kraju protestowało aż 85 tysięcy osób.

Tym razem większość uczestniczących w sporach z pracodawcą związana była z edukacją. W Chicago ok. 26 tysięcy pracowników szkół wyszło na ulice domagając się m.in. podwyżek, zwiększenia liczby personelu pomocniczego w szkołach, czy ograniczenia wielkości klas. Razem z nauczycielami i administratorami zrzeszonymi w CTU do protestu przyłączyli się członkowie Seiu Local 73 w liczbie 8,000.

Wydarzenia w Chicago przykuły uwagę lokalnych mediów, ale przecież nie były to jedyne protesty, jakie miały miejsce w ubiegłym tygodniu. 16 października w miejscowości Mendota w Illinois, około 2 godzin jazdy od Chicago, strajk ogłosiło 76 nauczycieli szkół podstawowych. Domagali się zarobków porównywalnych do okolicznych dystryktów szkolnych. Do pracy powrócili 28 października po podpisaniu satysfakcjonującej ich ugody.

W Dedham w Massachusetts setki nauczycieli rozpoczęło pierwszy od 12 lat protest w tym stanie. 24 października zadecydowano o strajku, który w świetle przepisów obowiązujących w Massachusetts jest nielegalny. Tamtejsi nauczyciele od ponad roku pracowali bez kontraktu, o który starali się od prawie dwóch lat. Domagali się lepszych ubezpieczeń zdrowotnych i rozwiązania problemu prześladowań seksualnych w szkołach. Trzy dni później udało się im podpisać porozumienie oznaczające powrót do pracy.

Protesty nauczycieli odbywają się również na zachodnim wybrzeżu. 21 października dziesiątki nauczycieli wzięło zwolnienie chorobowe w Berkeley w Kalifornii. Była to forma dzikiego strajku, nieautoryzowanego przez lokalne związki zawodowe, czy zrzeszenie nauczycieli. Chodziło o przedłużające się rozmowy dotyczące nowego kontraktu. Chorobowy strajk trwał krótko i przyniósł nauczycielom w Berkeley spodziewane korzyści.

Protestują nie tylko nauczyciele

Kilkudziesięciu pracowników firmy Republic Services realizującej publiczne zamówienia lokalnego Departamentu Oczyszczania w Marshfield w Massachusetts strajkuje już od 29 sierpnia. Domagają się tańszych ubezpieczeń zdrowotnych oraz podwyżki płac. Reprezentujący ich związek zawodowy Teamsters 25 wskazuje na badania Economic Policy Institute, według których pracownicy z jednym dzieckiem zarabiają o 40% mniej, niż wynosi obecnie godziwa płaca pozwalająca na utrzymanie rodziny.

Warto wspomnieć, że największym udziałowcem Republic Services, oferującej usługę zbierania materiałów odpadowych i śmieci i będącej drugą co do wielkości firmą tego typu w kraju, jest miliarder Bill Gates, który zarabia rocznie ok. 100 milionów z tytułu dywidend. W ubiegłym miesiącu kilkudziesięciu pracowników Republic Services strajkowało przed nowojorskim budynkiem, w którym odbywała się uroczysta gala zorganizowana przez Bill and Melinda Gates Foundation. Mieli ze sobą znaki i transparenty mówiące między innymi, że „Bill gates traktuje dzieci jak śmieci”.

„Jesteśmy tu, gdyż Bill Gates posiada 32% udziałów w naszej firmie. Uważamy, że posiadacze akcji powinni wiedzieć, co się dzieje” – powiedział jeden z protestujących, Bernard Egan-Mulligan.

W tej chwili protest w republic Services rozszerzył się na Indianę, gdzie w miasteczku Evansville pikietuje ponad 70 osób.

Z kolei w północnej Virginii strajkuje ponad 50 kierowców miejskich autobusów, sprzeciwiających się prywatyzacji taboru i likwidacji niektórych usług oferowanych przez ich pracodawcę. Od kilku miesięcy walczą oni o nowy kontrakt, na razie bezskutecznie.

W Arizonie trwa strajk górników z kopalni miedzi. Bierze w nim udział 1,700 osób rozgniewanych zamrożeniem świadczeń, kosztem ubezpieczeń zdrowotnych i brakiem podwyżek.

„Pracują w ekstremalnie trudnych i niebezpiecznych warunkach i nie można im robić takich rzeczy” – uważa Karla Schumann reprezentując związek Teamsters Local 104.

Około 75 pracowników luksusowego Battery Wharf Hotel w Bostonie również zdecydowało się na protest. Członkowie tamtejszych związków chcą nieco wyższych płac, lepszych świadczeń, ochrony dla pracujących tam imigrantów, a także rozwiązania problemu prześladowań seksualnych w pracy.

W powiecie Santa Clara w Kalifornii ponad 700 pracowników sektora usług publicznych strajkuje od 2 października. Lokalne związki SEIU 521 zgłosiły co najmniej 15 zażaleń dotyczących nieodpowiednich warunków pracy, będących bezpośrednią przyczyną protestu. Dodatkowo zwraca się uwagę na niewłaściwy poziom bezpieczeństwa dzieci w niektórych placówkach powiatu.

27 października strajk zakończyli pracownicy sieci restauracji fast food w Oregonie. Po 4 dniach protestów szefostwo firmy zgodziło się kontynuować negocjacje pod warunkiem powrotu ludzi do pracy. Rozmowy trwały od 18 miesięcy i dopiero protest zwrócił uwagę dyrekcji.

Nie wolno zapominać o niedawno zakończonym, najdłuższym od 50 lat, strajku pracowników sektora motoryzacyjnego, czyli United Auto Workers. 49,000 osób powróciło do pracy dopiero 26 października, po spełnieniu zaledwie części stawianych dyrekcji postulatów. Udało im się wywalczyć tylko nieco lepsze zarobki i ułatwienia dla tymczasowych pracowników. Jednak to nie koniec, gdyż kolejne protesty prawdopodobnie wywoła plan zamknięcia co najmniej trzech fabryk General Motors na terenie USA.

Kolejne protesty na horyzoncie

Do strajku przymierza się część pracowników oświaty w Decatu w Illinois domagających się nowego kontraktu. Około 4 tysięcy zatrudnionych w klinikach psychiatrycznych Kaiser Permanente może przerwać pracę w listopadzie ze względu na występujące tam braki kadrowe.

W Arkansas, Little Rock Education Association zapowiada, że tamtejsi nauczyciele nie chcą strajkować, ale nie wykluczają takiej formy protestu, jeśli obecny kontrakt wygaśnie i w jego miejsce nie pojawi się nowy.

Podobnych miejsc zapalnych jest więcej. Do końca roku jakaś forma zbiorowego protestu pracowniczego obejmie pewnie kolejne dziesiątki tysięcy osób. Na razie jednak żaden współczesny strajk nie może się równać pod względem wielkości z podobnymi wydarzeniami sprzed lat, gdy prawa pracownicze i ochrona zatrudnionych praktycznie nie istniały. Wtedy protest kilkuset tysięcy osób walczących o spełnienie podstawowych potrzeb był niemal normą.

Największe strajki w historii USA

Możliwość strajku była od dawna najlepszym narzędziem negocjacyjnym dla pracowników na całym świecie, również w Stanach Zjednoczonych. Protestujący robotnicy byli często pionierami zmian, które dziś wydają nam się naturalne. To dzięki zdecydowanej postawie robotników mamy dziś wolne święta, płatne dni wakacyjne, zwolnienia lekarskie, ochronę przed bezpodstawnym zwolnieniem, podwyżki, itd. Zwykle chodziło jednak o poprawę warunków pracy, poprawę bezpieczeństwa, oraz oczywiście lepsze wynagrodzenia.

Jednym z największych strajków w historii USA był Great Southwest Railroad Strike w roku 1886, który objął swym zasięgiem stany Arkansas, Illinois, Kansas, Missouri oraz Texas. Trwał kilka miesięcy – od marca do września. Wzięło w nim udział około 200 tysięcy osób.

W tamtych czasach rozwój kolei w USA postępował błyskawicznie, często kosztem ludzi budujących trakcję. Dlatego robotnicy zjednoczyli się w grupie o nazwie Knights of Labor i sprzeciwili bardzo złym warunkom pracy, długim godzinom i śmiesznym zarobkom. Strajk wybuchł w dwóch kompaniach - Union Pacific Railroad oraz Missouri Pacific Railroad, obydwu będących własnością tego samego człowieka - Jay Goulda. Nazywany „baronem wyzyskiwaczy” majątku dorobił się wykorzystując niewolniczo pracowników i nie dbając o ich potrzeby.

Niestety, strajku nie poparły związki zawodowe kolei. W miejsce zwolnionych protestujących zatrudniono niezrzeszonych, organizacja Knights of Labor została rozwiązana.

W 1894 roku fabryce Pullman Palace Car w Chicago zastrajkowało ponad 250 tysięcy osób. W związku z kryzysem ekonomicznym wydłużono im do 12 godzin dzień pracy i obniżono zarobki. Członkowie American Railway Union, wówczas największej unii pracowniczej w USA, w ramach poparcia dla protestujących odmówili obsługi pociągów mających w składzie wagony wyprodukowane przez chicagowskiego Pullmana.

Kolejny wielki strajk z przeszłości miał miejsce w 1902 roku, gdy 147 tysiące pracowników kopalni węgla we wschodniej Pensylwanii zdecydowało się przerwać pracę. Wielu polityków i biznesmenów obawiało się, że protest ten może przynieść kryzys energetyczny w kraju, gdyż objęte strajkiem kopalnie były największym w USA dostawcą wartościowego antracytu. Górnicy domagali się, podobnie jak inni robotnicy w tamtych czasach, lepszych płac i poprawy warunków pracy.

Po wielu miesiącach protestu, zimą 1903 r., interweniował prezydent Theodore Roosevelt. Nie udało mu się pogodzić stron. Dopiero bankier i przemysłowiec, J.P. Morgan, obawiając się o wpływ strajku na jego własne interesy, znalazł rozwiązanie. Górnicy zgodzili się na 10% podwyżki zamiast żądanych 20% i powrócili do pracy.

We wrześniu 1919 r. swój strajk rozpoczęli pracownicy amerykańskich stalowni. Aż 350 tysięcy osób z Pittsburga zatrudnionych w United States Steel Corporation sprzeciwiło się długim godzinom pracy, niskim stawkom, kiepskim warunkom pracy i prześladowaniom ze strony zarządu. Protest trwał do stycznia 1920 r. W tym czasie właściciele fabryki walczyli ze strajkującymi próbując zniechęcić do nich opinię publiczną. Rozpuszczali plotki na temat ich powiązań z komunistami, wyszukiwali problemy imigracyjne, itp. Udało im się zastraszyć pracowników do tego stopnia, że strajk upadł i przez kolejne 15 lat w Pittsburgu nie powstał żaden związek zawodowy w tym przemyśle.

Dopiero podobny strajk w 1959 r., ale tym razem obejmujący cały kraj i ponad poł miliona pracowników stalowni przyniósł skutek w postaci wyższych płac i poprawy bezpieczeństwa pracy.

Kolejny protest związany z kolejami miał miejsce w 1922 r., gdy 400 tysięcy osób sprzeciwiło się obniżeniu dziennej stawki o 7 centów. Zamiast negocjować właściciele spółek kolejowych zwolnili ¾ pracowników zastępując ich niezrzeszonymi w związkach pracownikami. Ówczesny prokurator generalny USA, Harry Daugherty, dodatkowo przekonał federalny sąd do wprowadzenia zakazu wszelkiej aktywności związanej ze strajkiem, co doprowadziło do szybkiego zakończenia protestu.

W przeszłości masowo strajkowały również pracownice przemysłu włókienniczego. W 1934 r. protest objął ponad 400 tysięcy osób na wschodnim wybrzeżu. Po 20 dniach strajk upadł w związku z niewielkim poparciem społecznym i nadmiarem tanich ubrań z południa. Żadne z żądań protestujących kobiet nie zostały zrealizowane, wiele z nich utraciło pracę.

Były jeszcze inne, wielkie protesty w USA. W 1946 r. objęły ponownie setki tysięcy górników w 26 stanach. Zakończyły się kompromisem z udziałem prezydenta Trumana.

W 1970 r. strajkowali pocztowcy. Zaczęło się od Nowego Jorku, wkrótce protest objął cały kraj. Prez. Nixon zakazał strajku, pocztowcy okazali się nieposłuszni. Przesyłki i listy przez chwilę dostarczali członkowie National Guard, po czym rozpoczęto negocjacje.

Jak widać, historia strajków w USA jest bogata. To wciąż jeden z najskuteczniejszych sposobów walki o prawa pracownicze.

Na podst. salon, investopedia, wikipedia, bostonmagazine, nydailynews
opr. Rafał Jurak 
E-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

KD MARKET 2024

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor