----- Reklama -----

LECH WALESA

14 lipca 2025

Udostępnij znajomym:

Trwa pobieranie wersji audio...

W Stanach Zjednoczonych niemal każdy powiat doświadczył powodzi w ostatnich dekadach. A jednak – według danych Federalnej Agencji Zarządzania Kryzysowego (FEMA) – tylko około 4% właścicieli domów wykupiło ubezpieczenie od tego typu katastrof. To ogromna luka w systemie ochrony majątkowej, która regularnie daje o sobie znać, gdy nadchodzą ulewne deszcze, rzeki występują z brzegów, a ludzie zostają sami z kosztami napraw.

W minionym tygodniu powodzie dotknęły Teksas, Nowy Meksyk i Karolinę Północną. We wszystkich tych miejscach przyczyną były gwałtowne opady daleko od wybrzeża – zjawisko, które według naukowców nasila się wraz ze zmianami klimatycznymi. Cieplejsza atmosfera zatrzymuje więcej wilgoci, co przekłada się na intensywniejsze ulewy i większe ryzyko powodzi nawet tam, gdzie wcześniej były rzadkością.

Choć ubezpieczenie od powodzi mogłoby być rozwiązaniem, wciąż niewielu Amerykanów się na nie decyduje. A standardowe ubezpieczenie domu – co dla wielu jest zaskoczeniem – powodzi nie obejmuje.

FEMA pomoże, ale nie pokryje wszystkiego

W przypadku klęsk żywiołowych ogłoszonych na szczeblu federalnym FEMA może zaoferować pomoc finansową, jednak jest ona ograniczona – często pokrywa tylko ułamek kosztów. Dlatego też wielu poszkodowanych, szczególnie tych bez własnego ubezpieczenia, musi odbudowywać życie na własną rękę.

Jednym z najczęściej wskazywanych rozwiązań jest przystąpienie do Narodowego Programu Ubezpieczeń od Powodzi (NFIP), prowadzonego przez FEMA. Program ten zapewnia do 250 tys. dolarów ochrony dla budynków mieszkalnych i do 500 tys. dla nieruchomości komercyjnych. Dodatkowo można wykupić ochronę mienia ruchomego – ubrań, mebli i sprzętu. Program dostępny jest dla mieszkańców około 22 600 społeczności, które spełniają określone federalne normy zagospodarowania przestrzennego w terenach zagrożonych powodzią. Według wyliczeń specjalistów z firmy First Street, ponad 90% powiatów w USA kwalifikuje się do uczestnictwa.

Ale nawet ci, którzy mają taką możliwość, często rezygnują – najczęściej z powodu kosztów.

Ludzie ryzykują, mając nadzieję, że nie doświadczą powodzi, mówi Brian O'Connell, analityk z insuranceQuotes, platformy internetowej, na której można porównywać i kupować ubezpieczenia. „A kiedy już do tego dojdzie – a rozmawiamy z osobami, które to spotkało – to jedna z najgorszych rzeczy, jakich doświadczają oni w życiu”.

Program federalny powstał w 1968 roku, po tym jak prywatne firmy wycofały się z rynku ubezpieczeń powodziowych. Dziś NFIP zmaga się z chronicznym zadłużeniem, a jego istnienie zależy od pożyczek z Departamentu Skarbu.

Kilka lat temu FEMA postanowiła zreformować sposób ustalania stawek. Zamiast bazować na ogólnych mapach ryzyka, składki zaczęto wyliczać indywidualnie – na podstawie wartości nieruchomości i jej konkretnego ryzyka powodziowego. Zmiana ta miała nie tylko poprawić dokładność wycen, ale też zachęcić właścicieli do inwestowania w zabezpieczenia i minimalizowania zagrożeń.

Efekt? W niektórych rejonach składki wzrosły dramatycznie. W parafii Plaquemines w Luizjanie – miejscu, gdzie aż 90% domów znajduje się w strefie wysokiego ryzyka – średnia roczna składka na ubezpieczenie od powodzi przekracza dziś 5400 dolarów. Dla wielu mieszkańców oznacza to wzrost o ponad 500%. I to wszystko w dodatku do klasycznej polisy mieszkaniowej.

„Człowiek z domem za milion sobie poradzi” – mówi Anderson Baker, emerytowany agent ubezpieczeniowy z Luizjany. „Ale właściciel domu wartego 150 tys. dolarów, dla którego 200 czy 300 dolarów miesięcznie to ogromny wydatek? Dla niego to może być koszt zmieniający życie”.

Kiedy ubezpieczenie nie jest wyborem, a obowiązkiem

W niektórych przypadkach wykupienie polisy to nie tyle decyzja, co konieczność. Jeśli nieruchomość znajduje się w strefie wysokiego ryzyka i ma kredyt hipoteczny udzielony przez instytucję wspieraną przez rząd federalny – ubezpieczenie od powodzi jest obowiązkowe. Tak samo w przypadku domów, które wcześniej otrzymały pomoc po katastrofie: bez aktywnej polisy nie kwalifikują się do przyszłego wsparcia. W stanie Floryda ubezpieczyciel ostatniej szansy – Citizens Property Insurance Corp. – wymaga dziś od właścicieli polis obejmujących szkody od wiatru, aby mieli także ochronę od powodzi.

Brian O’Connell z platformy insuranceQuotes szacuje, że koszt ubezpieczenia od powodzi to zazwyczaj od 30% do 75% ceny standardowej polisy mieszkaniowej. Coraz więcej prywatnych firm zaczyna wracać na ten rynek, co może z czasem zwiększyć konkurencję i obniżyć ceny. Na razie jednak to wciąż FEMA dominuje – a sektor prywatny odpowiada za zaledwie 12% rynku.

Michelle Osborne z Campbell University uważa, że gdyby więcej ludzi decydowało się na wykupienie polisy, skala programu mogłaby pomóc w obniżeniu cen i zachęceniu innych ubezpieczycieli do wejścia na rynek. Ale dziś większość ludzi po prostu nie widzi potrzeby.

Jest takie powszechne przekonanie: "Jeśli nie mieszkam w strefie powodziowej, to nie muszę się ubezpieczać" – mówi Baker. Ale prawda jest taka, że każdy mieszka w strefie powodziowej. Tylko niektórzy mają po prostu więcej szczęścia.

Powódź to nie tylko zniszczony dobytek. To czasem miesiące bezdomności, utrata oszczędności życia i dramatyczne decyzje: czy odbudować dom, czy go porzucić. I właśnie w tych najgorszych chwilach brak ubezpieczenia okazuje się czymś więcej niż finansową porażką – bywa osobistą tragedią.

Dlatego eksperci apelują: warto myśleć o ubezpieczeniu od powodzi nie jako o dodatku, ale o podstawie bezpieczeństwa – zwłaszcza w świecie, w którym ekstremalne zjawiska pogodowe stają się coraz częstsze.

----- Reklama -----

OBAMACARE - MEDICARE 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor