Lato w pełni, a miliony Amerykanów szukają wytchnienia nad wodą — nad oceanem, jeziorem czy rzeką. Ale za pocztówkowym obrazkiem piasku i fal może kryć się poważne zagrożenie dla zdrowia. Nowy raport organizacji Environment America pokazuje, że większość plaż w Stanach Zjednoczonych może być niebezpieczna dla kąpiących się z powodu zanieczyszczeń fekalnych. Eksperci apelują o natychmiastowe działania i wsparcie Kongresu.
Lisa Frank, dyrektorka wykonawcza Environment America przedstawiła najnowsze wyniki badań. Jak mówiła, aż 61% plaż w USA wykazało potencjalnie niebezpieczne stężenie bakterii kałowych. Problem nie dotyczy tylko wybrzeża Atlantyku czy Pacyfiku — skażenia wykryto także na plażach nad Wielkimi Jeziorami oraz w rejonie Zatoki Meksykańskiej.
„Zbyt często nasze ulubione plaże nie nadają się do kąpieli” – powiedziała Frank. „Takie zanieczyszczenia to realne zagrożenie dla zdrowia. Każdego roku aż 57 milionów Amerykanów zapada na choroby po kąpieli w oceanie, jeziorach, rzekach czy stawach”.
Źródłem zanieczyszczeń są przede wszystkim nieoczyszczone ścieki i wody opadowe, które spływają do akwenów podczas ulew i burz. Zanieczyszczona deszczówka może zawierać wszystko — od odpadków z ulic, przez pestycydy, aż po fekalia z przeciążonych systemów kanalizacyjnych.
Mimo skali problemu, Frank podkreśla, że istnieje realna szansa na poprawę sytuacji — o ile politycy będą gotowi podjąć konkretne decyzje.
„Musimy działać odważniej i zainwestować poważne środki w infrastrukturę wodno-kanalizacyjną” - powiedziała. „Tylko wtedy uda się ograniczyć wpływ zanieczyszczeń na nasze rzeki, jeziora i wybrzeża”.
W odpowiedzi na raport, część parlamentarzystów z obu stron politycznej barykady naciska na przyjęcie finansowania w ramach tzw. Beach Act. Ustawa ta miałaby pomóc władzom lokalnym w testowaniu i monitorowaniu jakości wody oraz informowaniu mieszkańców o zagrożeniach. Senator Jack Reed z Rhode Island, jeden z głównych orędowników tej inicjatywy, podkreśla znaczenie tego działania nie tylko dla zdrowia, ale i gospodarki.
„To inwestycja w nasze społeczności i lokalne gospodarki” - mówi Reed. „Czyste plaże to nie tylko kwestia przyjemności z kąpieli. To również miejsca pracy, turystyka, rozwój lokalnych biznesów. Jeśli nie będziemy monitorować i przeciwdziałać skażeniom, stracimy ważne centra życia społecznego i ekonomicznego”.
Szacunki Environment America wskazują, że usunięcie zanieczyszczeń i modernizacja infrastruktury wodnej w skali całego kraju może kosztować nawet 630 miliardów dolarów w ciągu najbliższych 20 lat. Taka kwota brzmi jak ogromny wydatek, ale dla wielu polityków to cena, którą warto zapłacić.
Kongresman Dave Joyce z Ohio przypomina, że skażenie wody to problem ogólnokrajowy - od algowych zakwitów w Toledo, przez bagna Everglades na Florydzie, aż po plaże Kalifornii. Jak mówi, kluczem jest zbudowanie ponadpartyjnego porozumienia i pokazanie, że zagrożenie dotyczy wszystkich.
„Mamy te same problemy w całych Stanach. To nie kwestia jednego stanu czy wybrzeża” - zaznaczył Joyce.
Senator Reed dodaje, że brak reakcji może mieć dramatyczne skutki - nie tylko dla zdrowia mieszkańców, ale też dla przyszłości miejscowości turystycznych w całym kraju.
„W każdym stanie są plaże - nad jeziorem czy oceanem - które napędzają lokalną gospodarkę i spajają społeczność. Jeśli nie będziemy mierzyć poziomu zanieczyszczeń i reagować, stracimy te miejsca jako centra życia i pracy” - ostrzega.
Raport Environment America to kolejny sygnał ostrzegawczy. Fekalne zanieczyszczenia w wodach kąpieliskowych to nie tylko kwestia estetyki czy nieprzyjemnego zapachu — to realne zagrożenie dla zdrowia publicznego. Biegunki, infekcje skóry, problemy żołądkowe — to tylko niektóre z dolegliwości, jakie mogą dotknąć osoby korzystające z takich wód.
Dlatego eksperci apelują do plażowiczów: sprawdzajcie stan wody przed kąpielą, korzystajcie z oficjalnych komunikatów i nie ignorujcie ostrzeżeń. Latem każdy chce się cieszyć słońcem i wodą. Ale bezpieczeństwo musi być priorytetem. Jak pokazują dane, wciąż jesteśmy daleko od tego celu.