15 lipca 2020

Udostępnij znajomym:

Minęło 25 odkąd najbardziej dotkliwa fala upałów w historii USA zabiła ponad 700 osób, najczęściej starszych mieszkańców najbiedniejszych dzielnic w Chicago.

Temperatury w lipcu 1995 roku utrzymywały się na rekordowo wysokim poziomie przez okres pięciu dni, jednak niektórzy przywódcy miast zlekceważyli wtedy związane z nimi zagrożenia.

Socjolog Erik Klinenberg, autor książki "Heat Wave" o lecie '95 roku, wspomina swoje doświadczenia i wskazuje na to, czego powinniśmy się z nich nauczyć, stawiając czoło pandemii koronawirusa.

Dlaczego warto pamiętać o fali upałów z 1995 roku

"Jestem z Chicago. Dorastałem w tym mieście. Napisałem swoją książkę, ponieważ byłem tak bardzo zszokowany tym, co się stało. Kiedy słyszałem ludzi rozmawiających o wydarzeniach w Chicago, historia fali upałów zdawała się nie mieć większego sensu. Setki ludzi w mieście umierających - w wielu przypadkach umierających samotnie w domach - z powodu czegoś, czego doświadczamy cały czas? (...)

Rozumiałem, że to nie była klęska żywiołowa. To była nasza własna katastrofa, która miała wiele wspólnego z rasą, nierównościami i izolacją oraz kwestiami, które w dalszym ciągu trapią Chicago" - powiedział Klinenberg.

Dlaczego były tak zabójcze?

Klinenberg przypomniał, że meteorolodzy zapowiadali wtedy falę upałów i ostrzegali, że mogą być one niebezpieczne. Jednak kiedy w stronę miasta nadciąga np. tornado, wszyscy przygotowują się na możliwe zagrożenie. Pojawiają się odpowiednie ostrzeżenia, politycy wracają z wakacji, aby zająć się kryzysem. Nie robimy tak w przypadku upałów. I tak, gdy fala upałów zbliżała się wtedy do Chicago, urzędnicy byli na wakacjach, reporterzy zdawali relacje dotyczące znikających z półek klimatyzatorów. Nikt nie wydał oficjalnego ostrzeżenia.

Kiedy upały nadeszły, wskaźnik ciepła (heat index), obliczany na podstawie temperatury powietrza i wilgotności, temperatury odczuwalnej przez człowieka, wzrósł do 126 stopni Fahrenheita. W wielu miejscach przez kilka dni brakowało prądu. W niektórych dzielnicach nie było wody. Tysiące ludzi zgłaszały się na izby przyjęć. Około połowa szpitali w Chicago musiała zamknąć swoje drzwi.

A potem szpitale przytłoczone zostały ciałami zmarłych. Do kostnicy powiatu Cook dostarczono około dziesięciu 48-stopowych chłodni. Do końca tygodnia zmarło 739 osób. To jedno z najtragiczniejszych wydarzeń w historii Chicago.

Rasa i nierówności społeczne

Chicago od zawsze walczy z problemem nierówności rasowej i segregacji. To struktura miasta, którą stworzyliśmy - uważa Klinenberg. "Często pozostaje to niezauważone, zwłaszcza przez białe społeczności. To tak, jakby była to naturalna kolej rzeczy i nie trzeba jej było poświęcać uwagi. Lub zbyt boleśnie jest to zjawisko komentować, ponieważ podkreśla to, że wszyscy jesteśmy za nie odpowiedzialni".

"Czy uważam, że to wina burmistrza Daley, że tyle osób zmarło z powodu upałów? Nie do końca. To znaczy sądzę, że miasto mogło zrobić znacznie więcej, aby ratować życie tych ludzi. Nie ogłoszono sytuacji kryzysowej, dopóki nie było za późno. Politycy wykazali się niedbałością. Tak, na pewno Daley mógł zrobić więcej.

Ale kiedy napisałem moją książkę, przekonałem się, że wszyscy mieszkańcy Chicago są za to odpowiedzialni, ponieważ stworzyliśmy miasto, w którym zagrożonych jest zbyt wiele osób. I w zasadzie większość z nas w Chicago po prostu akceptuję tę sytuację. (...) Miasto nie poradziło sobie z sytuacją kryzysową - segregacją rasową i nierównością".

Fala upałów a COVID-19

"W ciągu kilku ostatnich miesięcy obserwowałem pandemię COVID-19, która rozwijała się w bardzo podobny sposób. Pojawiło się ostrzeżenie. Politycy je zignorowali, zastanawiając się, czy problem rzeczywiście jest prawdziwy. Potem szpitale się zapełniły. Myślę, że nierówności dotyczą tego samego. (...)

Pomyślmy o chwili, w której znajdujemy się obecnie w odniesieniu do COVID-19. Naukowcy mówią, to jest naprawdę niebezpieczne. Ludzie umierają. A Trump twierdzi: 'Nie, nie, nie, nie. To tylko grypa, To nie jest nic strasznego.

To jest jak podręcznik, który już przerabialiśmy w Chicago, a teraz obserwujemy na scenie krajowej. Ale dla miasta oznaczało to w 95 roku, że zamiast aktywować każdą agencję miejską, wezwać dodatkowych ratowników medycznych i dostarczyć niezbędne środki do szpitali, pozyskać funkcjonariuszy policji, zmobilizować działanie społeczności, pukać do każdych drzwi, zachowywaliśmy się tak, jak zwykle. I toczyła się debata, dotycząca tego, czy ta sytuacja jest prawdziwa, a nie prawdziwego kryzysu zdrowia publicznego. A potem było już za późno".

Czego możemy się nauczyć

"Bardzo łatwo jest mi zająć publiczne stanowisko, że jestem przeciwko rasizmowi i opowiadam się za sprawiedliwością społeczną, czy to w kontekście ogólnym czy dotyczącym Chicago. Bardzo trudno jest jednak zmienić sposób rządzenia i alokować zasoby, aby naprawdę coś z tym zrobić.

Jedną z rzeczy, którą obserwuję, gdy COVID-19 atakuje Chicago i kolejne miasta, jest to, że najbardziej przewidywalne wzorce dotyczące rasy, nierówności i najbardziej zagrożonych społeczności, pojawiają się ponownie. Chociaż możemy rozmawiać o tych sprawach, jeśli nie zaangażujemy naszych zasobów i nie zmienimy sposobu organizacji naszych dzielnic, poziomu ochrony zapewnianej najbardziej wrażliwym społecznościom, nie poprawimy jakości opieki zdrowotnej, wszystkich tych aspektów, będziemy mieć kryzys za kryzysem. Nie ma znaczenia, czy problemem jest pogoda czy nowy koronawirus" - kontynuował Klinenberg.

JM

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

KD MARKET 2024

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor