Polityka handlowa prezydenta Donalda Trumpa ponownie wywołała wstrząs na światowych rynkach. Po gwałtownym wprowadzeniu szeroko zakrojonych ceł importowych, które miały zaczynać się od 10% i wzrosnąć nawet do 50%, prezydent zaskoczył wszystkich ogłaszając 90-dniową przerwę, podczas której większość krajów (z wyjątkiem Chin) będzie płacić jedynie 10-procentowe cło, negocjując ich ostateczną stawkę.
Sekretarz Skarbu Scott Bessent zapewnił, że zmiana kursu jest częścią strategii prezydenta, która od początku miała zmusić inne kraje do negocjacji. Skrytykował jednocześnie Chiny za wprowadzenie ceł odwetowych, co spowodowało podwyżkę amerykańskich taryf dla tego kraju do poziomu 145%.
Choć Biały Dom przedstawia zmianę zdania jako element długoterminowej strategii, wielu analityków pozostaje sceptycznych. Źródła bliskie administracji wskazują, że decyzja o ogłoszeniu "pauzy" zapadła dopiero w środę rano podczas pilnego spotkania, zaledwie dwie godziny przed jej oficjalnym ogłoszeniem. Sugeruje to, że administracja mogła zostać zaskoczona skalą reakcji rynków finansowych.
Taryfy jako narzędzie presji
Senator John Kennedy z Luizjany określił działania Trumpa jako "nadzwyczajne osiągnięcie". Według niego około 40% krajów "zamiast walczyć, wyraziło chęć obniżenia swoich ceł". „Trump skutecznie wykorzystuje cła jako narzędzie nacisku, aby zmusić partnerów handlowych do ustępstw i renegocjacji warunków wymiany handlowej” – stwierdził Kennedy.
Administracja prezydenta konsekwentnie argumentuje, że inne kraje przez dekady wykorzystywały istniejący system handlowy kosztem amerykańskich firm. Celem wprowadzenia ceł jest odbudowa amerykańskiego przemysłu i zmniejszenie deficytu handlowego USA wynoszącego 1,2 biliona dolarów, nawet jeśli oznacza to wyższe ceny importowanych towarów dla amerykańskich konsumentów.
Niepokojące konsekwencje
Chociaż ogłoszenie "pauzy" zostało przyjęte z ulgą przez rynki finansowe, które natychmiast odnotowały wzrosty, niepewność co do kierunku amerykańskiej polityki handlowej prawdopodobnie się utrzyma. Ta niepewność może być niszcząca dla zaufania do USA jako gwaranta globalnej współpracy gospodarczej.
Przed ogłoszeniem przerwy panika rynkowa rozprzestrzeniła się na amerykańskie obligacje skarbowe – podstawę rynków kapitałowych – i groziła szerszym kryzysem. Były sekretarz skarbu Larry Summers ostrzegał przed "uogólnioną niechęcią do amerykańskich aktywów", która mogłaby wywołać kryzys finansowy.
Heather Hurlburt, była szefowa sztabu przedstawiciela USA ds. handlu w administracji Bidena, zauważa, że cła już wywołały wstrząs w światowej gospodarce. Co bardziej niepokojące, podważyły przekonanie, że USA wspierają oparty na zasadach porządek w światowym handlu. "Zawarcie porozumienia nie oznacza, że nie trzeba będzie zawierać kolejnego za sześć tygodni lub sześć miesięcy. To wprowadza element niestabilności do systemu" - podkreśla.
Usługi - pomijany aspekt amerykańskiej siły handlowej
Istotnym mankamentem obecnej polityki taryfowej jest jej koncentracja wyłącznie na handlu towarami, przy całkowitym pominięciu sektora usług, w którym USA utrzymują znaczącą przewagę konkurencyjną i notują nadwyżkę handlową. Amerykańskie firmy dominują w wielu kluczowych sektorach gospodarki opartej na wiedzy i technologii.
Giganci technologiczni tacy jak Microsoft, Amazon czy Google eksportują usługi o wartości setek miliardów dolarów rocznie. Amerykańskie firmy prawnicze, konsultingowe, finansowe i edukacyjne również generują znaczne przychody z działalności międzynarodowej. Dodatkowo, amerykańskie uniwersytety przyciągają setki tysięcy zagranicznych studentów, co stanowi istotny element eksportu usług edukacyjnych.
"Formuła Trumpa pomija fakt, że współczesna gospodarka nie opiera się już wyłącznie na produkcji fizycznych dóbr" – wyjaśnia profesor ekonomii z Uniwersytetu Columbia. "W erze cyfrowej, gdzie wartość dodana pochodzi głównie z innowacji, wiedzy i własności intelektualnej, koncentracja wyłącznie na bilansie handlu towarami daje niepełny obraz potęgi ekonomicznej USA".
Ignorowanie sektora usług w debacie o polityce handlowej może prowadzić do błędnych decyzji, które ostatecznie zaszkodzą amerykańskim firmom działającym na globalnych rynkach, zwłaszcza jeśli partnerzy handlowi wprowadzą odwetowe bariery dla amerykańskich usług.
Międzynarodowe reakcje - od ustępstw po konfrontację
Sojusznicy USA różnie zareagowali na gwałtowne zmiany. Kanada nałożyła cła odwetowe stwierdzając, że USA nie są już "wiarygodnym partnerem" w handlu. Prezydent Francji Emmanuel Macron wezwał francuskie firmy do wstrzymania inwestycji w USA do czasu wyjaśnienia "brutalnych i bezpodstawnych" ceł.
Unia Europejska przyjęła stanowczą postawę, zatwierdzając w środę cła odwetowe na amerykańskie towary, po czym - w odpowiedzi na amerykańską „pauzę” - wprowadziła wstrzymanie ich wejścia w życie. Komisarz UE ds. handlu zapowiedział, że Bruksela jest gotowa do rozmów, ale nie pod presją jednostronnie narzuconych warunków.
Reakcje państw azjatyckich ukazują zróżnicowane podejście. Japonia, Korea Południowa i Chiny odbyły rzadkie trójstronne spotkanie na temat współpracy gospodarczej, sygnalizując możliwość bliższej integracji regionalnej w obliczu niepewności ze strony USA. Jednocześnie mniejsze gospodarki, takie jak Wietnam, pospieszyły z ustępstwami wobec USA, swojego największego rynku eksportowego.
Indie zajęły pozycję wyczekującą, deklarując gotowość do negocjacji, ale jednocześnie przygotowując się na scenariusz pogorszenia stosunków handlowych z USA. Premier Narendra Modi polecił ministerstwu handlu przygotowanie strategii dywersyfikacji eksportu w kierunku rynków azjatyckich i afrykańskich.
Brytyjski premier Keir Starmer ostrożnie unika krytyki Trumpa, co według profesora Ananda Menona z King's College w Londynie świadczy o tym, że "Wielka Brytania nie podjęła jeszcze decyzji, czy zrezygnować z USA". "Wszyscy zmagamy się ze sposobami radzenia sobie z amerykańską nieprzewidywalnością" - dodaje.
Nie jest jasne, jak będą przebiegać przyszłe rozmowy i jak cła mogą zostać skorygowane. Sekretarz Bessent poinformował, że odbędą się "oddzielne, indywidualne negocjacje" z każdym krajem.
Nowa era stosunków międzynarodowych?
Zaburzenia na amerykańskich rynkach kapitałowych wywołują globalny chaos.
Ian Bremer, prezes amerykańskiej firmy konsultingowej Eurasia Group, ostrzega, że podważanie "kapitału reputacyjnego" USA niesie długoterminowe ryzyko. Według niego, potęga Stanów Zjednoczonych "opiera się na fakcie, że wzbudza pewien poziom międzynarodowego zaufania". Promowanie "zestawu zasad, które są postrzegane jako pomagające wyłącznie Amerykanom" podważa to zaufanie - pisze.
Świat już wcześniej zaczął dostosowywać się do ery, w której USA nie wyznaczają już globalnej agendy handlowej. USA nie podpisały nowej umowy handlowej od 2020 roku, podczas gdy kraje takie jak Chiny, Indie i UE negocjują porozumienia między sobą i z mniejszymi gospodarkami.
Charles Hankla, politolog z Georgia State University, ostrzega: "To prawdopodobnie złamie WTO i międzynarodowy system handlowy obowiązujący od II wojny światowej." Podczas gdy wcześniejsze administracje czasami niechętnie stosowały się do zasad Światowej Organizacji Handlu, żadna z nich nie odrzuciła jej ram dla stosunków handlowych w sposób, w jaki uczynił to Trump, nakładając dyskryminacyjne cła według własnej nietypowej i arbitralnej formuły.
Niezależnie od tego, jak potoczą się negocjacje, Stany Zjednoczone jawią się wielu krajom jako źródło niepewności, a nie promotor globalnego porządku opartego na zasadach. Ta nieprzewidywalność może mieć długotrwałe konsekwencje dla światowej gospodarki i międzynarodowej pozycji USA.
na podst. csmonitor, vox, wsj, thehill, Financial Times