Chicago od zawsze było miastem imigrantów. To właśnie oni kształtowali jego dzielnice, kulturę i gospodarkę, a dziś nadal stanowią jeden z filarów życia społecznego. Z ponad 2,7 miliona mieszkańców miasta, aż 560 tysięcy to osoby urodzone poza granicami Stanów Zjednoczonych. Dzięki nim Chicago nie traci mieszkańców, lecz utrzymuje powolny wzrost populacji.
Meksykańskie serce Chicago
Najliczniejszą grupę wśród imigrantów stanowią Meksykanie – prawie 40 procent wszystkich osób urodzonych poza USA. To oni od dekad budują swoje życie w takich dzielnicach jak Pilsen czy Little Village, a w ostatnich latach także w Belmont Cragin, Brighton Park czy Gage Park. Meksykańska społeczność, rozwijająca się szczególnie od lat 80., stworzyła bogatą sieć sklepów, restauracji i instytucji, które na trwałe wpisały się w pejzaż miasta. W sumie ponad 800 tysięcy chicagowian deklaruje dziś tożsamość latynoską.
Mozaika narodowości
Choć Meksykanie dominują liczebnie, to Chicago pozostaje prawdziwą mozaiką narodowości. Duże skupiska tworzą Chińczycy, Hindusi, Filipińczycy i Polacy, a w ostatnich latach także Ukraińcy uciekający przed wojną. Szacuje się, że do miasta napłynęło ponad 30 tysięcy osób z Ukrainy, część z nich osiadła na stałe w Chicago, inni przenieśli się do przedmieść o silnych tradycjach wschodnioeuropejskich. Rosnąca społeczność azjatycka koncentruje się m.in. w Chinatown, Uptown, McKinley Park i Bridgeport. Warto dodać, że Polonia, mimo iż nie jest już tak liczna jak w poprzednich dekadach, wciąż pozostaje jedną z najbardziej rozpoznawalnych grup etnicznych w mieście.
Tradycja i polityka
Imigranci są nie tylko częścią codzienności, lecz także historii politycznej Chicago. Kolejni burmistrzowie chętnie podkreślali swoje irlandzkie czy włoskie korzenie, a wielojęzyczne szyldy – po angielsku, hiszpańsku i polsku – stały się symbolem miejskiego krajobrazu. Jak zauważa demograf Rob Paral z University of Illinois Chicago, „Chicago nigdy nie traktowało imigracji jako problemu zapalnego, to nie jest tu temat wybuchowy”.
Miasto-schronienie
Chicago od lat uchodzi za tzw. sanctuary city – miasto-schronienie. Lokalne przepisy ograniczają współpracę władz miejskich z federalnymi służbami imigracyjnymi. Już w 2012 roku, za kadencji burmistrza Rahma Emanuela, przyjęto rozporządzenie „Welcoming City Ordinance”, które zabrania policji zatrzymywania osób wyłącznie na podstawie podejrzeń o nielegalny status. Obecny burmistrz Brandon Johnson wielokrotnie potwierdzał, że Chicago pozostanie miejscem przyjaznym imigrantom.
Według American Community Survey z 2023 roku, 560 000 mieszkańców Chicago urodziło się za granicą, a większość z nich ma legalny status pobytu w Stanach Zjednoczonych. W mieście co najmniej 150 000 osób nie posiada dokumentów imigracyjnych, co stanowi około 8% chicagowskich gospodarstw domowych.
Kryzys migracyjny i wyzwania
Jednocześnie nie da się ukryć, że ostatnie lata wystawiły miasto na próbę. W 2023 roku gubernator Teksasu Greg Abbott zaczął wysyłać do Chicago autobusy z osobami ubiegającymi się o azyl. Setki ludzi trafiały do prowizorycznych schronień – spali w namiotach zimą, na podłogach posterunków policji, a koszty wyżywienia i zakwaterowania mocno obciążyły budżet miasta. Choć napływ nowych autobusów ustał, spór wokół tego, jak integrować tak liczne grupy, pozostaje żywy. Niektórzy mieszkańcy, w tym sami Latynosi, wyrażają obawy o przeciążenie lokalnych zasobów i trudności w asymilacji nowych przybyszy.
Miasto zbudowane na imigracji
Historia Chicago pokazuje jednak, że kolejne fale migracji – od XIX-wiecznych Europejczyków szukających pracy w rzeźniach i na kolei, po dzisiejszych Meksykanów, Azjatów czy uchodźców z Ukrainy – stale odświeżają tkankę społeczną miasta. Imigranci pracują w budownictwie, przemyśle i usługach, wnosząc energię i różnorodność. Dzięki nim Chicago nie tylko przetrwało kryzysy demograficzne, lecz także pozostało jednym z najbardziej wielokulturowych i dynamicznych ośrodków w Stanach Zjednoczonych.