24 października 2019

Udostępnij znajomym:

Stany Zjednoczone są nadal krajem chrześcijańskim, bo na tę religię wciąż wskazuje ponad połowa mieszkańców zapytana przez ankieterów o sprawy wiary. Jednak najnowsze badanie Pew Research Center ukazuje utrzymujący się, bardzo szybki spadek liczby chrześcijan w tym kraju. Uważa się za nich dziś 65 proc. Amerykanów, choć jeszcze niedawno, w 2007 r. było to aż 78 proc. populacji. Najszybciej rosnąca grupa to ci, którzy nie są związani z żadną religią - w 2007 r. stanowili 16 proc., a dziś już ponad 26. Jeśli trend się utrzyma, do 2035 r. chrześcijanie stanowić będą mniej niż połowę społeczeństwa USA. Tak duże i gwałtowne zmiany religijne bez wątpienia przyniosą skutki polityczne, kulturowe, językowe. Trudno jednak dokładnie przewidzieć, jak te zmiany będą wyglądały.

Chociaż kościoły i ruchy wyznaniowe nadal wywierają silny wpływ na politykę na wszystkich szczeblach władzy w USA, to odsetek dorosłych Amerykanów utożsamiających się z religią i uczestniczących w nabożeństwach jest coraz niższy. Liczba osób chodzących do kościoła co najmniej raz lub dwa razy w miesiącu spadła o siedem punktów procentowych w ciągu ostatniej dekady. Już prawie 55 proc. badanych twierdzi, że uczestniczy w nabożeństwach tylko kilka razy w roku lub mniej, natomiast mniejszość, bo 45 proc. uczęszcza co najmniej raz w miesiącu.

Upadek identyfikacji religijnej dotknął zarówno kościoły protestanckie, jak i rzymskokatolickie. Protestantyzm wciąż dominuje w USA i reprezentuje najliczniejszą grupę chrześcijan w kraju (43 proc. społeczeństwa), kolejni pod względem liczebności są katolicy (20 proc.), następnie Mormoni (1.8 proc.), a po nich pozostałe nurty i odłamy tej religii.

Przedstawiciele starszych pokoleń są bardziej religijni, bo z badania wynika, iż dwie trzecie pozostaje wiernych naukom swego kościoła. Jednak milenialsi, nazywani też pokoleniem cyfrowym, są mocno podzieleni - 49 proc. z nich to chrześcijanie, 40 proc. niewierzący i 9 proc. to wyznawcy innych religii. Na razie nie widać znaczącego spadku liczby wiernych w kościołach, jednak nikt nie ma wątpliwości - w najbliższych 10-15 latach, czyli okresie tzw. wymiany pokoleniowej, sytuacja zacznie się zmieniać.

Coraz większą grupą w Stanach Zjednoczonych, podobnie zresztą jak większości krajów europejskich, są tzw. bezwyznaniowcy. Coraz częściej są to osoby wychowane w jakiejś wierze, którą z różnych powodów odrzuciły lub też ludzie młodzi, wychowani bez jakiejkolwiek religii. Stanowią już ponad 26 proc. populacji. W ciągu ostatnich 12 lat przewyższyli pod względem liczebności katolików, główny odłam protestantów i wszystkich wyznawców religii niechrześcijańskich w USA.

Brak identyfikacji z religią nie oznacza automatycznie całkowitego braku wiary. Według badania Public Religion Research Institute ateiści i agnostycy stanowią zaledwie 27 procent wszystkich niereligijnych osób w Stanach Zjednoczonych. Większość osób nieprzywiązanych do konkretnego wyznania określa się mianem osób świeckich, co oznacza u nich brak integracji z religią i związanymi z nią sprawami społeczeństwa. Jednocześnie około 16 procent tych, którzy nie identyfikują się z określoną religią twierdzi, iż prywatnie są osobami religijnymi, a to oznacza raczej brak więzi z instytucjami reprezentującymi wiarę, a nie samymi wierzeniami.

Wśród bezwyznaniowców istnieją głębokie podziały. Jedni całkowicie i świadomie odrzucają wiarę, podczas gdy innym po prostu nie zależy na wybraniu preferencji. Zorganizowani wokół sceptycyzmu do organizacji i zjednoczeni wspólnym przekonaniem, że nie wierzą, bezwyznaniowcy jako grupa mają tak samo złożoną strukturę wewnętrzną jak wiele religii.

Raport Pew Research mówi, iż wzrost liczby odrzucających religię dotyczy wszystkich grup: białych, czarnych i Latynosów, mężczyzn i kobiet. Obserwowany jest we wszystkich regionach kraju, wśród absolwentów szkół wyższych oraz osób o niższym poziomie wykształcenia.

Nie wszędzie proces ten postępuje jednak z tą sama prędkością. Szybciej niewierzących przybywa wśród demokratów niż republikanów, choć ich szeregi rosną w obu partiach. Chociaż liczba osób niezwiązanych z żadną religią rośnie wśród młodych ludzi i w większości grup osób starszych, to jednak wzrost jest najbardziej widoczny w przedziale wieku 18 – 30.

Tak duże zmiany religijne będą miały poważne skutki polityczne. Problem w tym, że nikt nie jest w stanie ich przewidzieć. USA mogą spoglądać na Europę, gdzie podobne procesy zachodzą wcześniej i szybciej – schyłek chrześcijaństwa jako dominującej wiary charakteryzuje tam polaryzacja poglądów, którą niektórzy próbują pokazywać jako starcie socjalizmu z populistycznym nacjonalizmem. 

W Stanach Zjednoczonych może być podobnie, ale nie musi. Głównie dlatego, iż w Europie występują oficjalne kościoły narodowe, a także wielopartyjne systemy polityczne, czego nie ma w USA. Jakich zmian można się więc spodziewać? Teorii jest kilka i każda dotyczy innej grupy.

Jedni będą ze zmian zadowoleni, inni traktować je będą jak koniec znanego im kraju i świata. Zastanawiając się nad tym warto pamiętać, że religijność Amerykanów nasilała się i słabła w różnych okresach. Historycy twierdzą na przykład, że w początkach XIX wieku było tu pod tym względem podobnie jak jest dziś. Wtedy też wiele osób nie identyfikowało się lub nie przyznawało do związków z jakąkolwiek religią. Wygląda to na powtarzające się zjawisko, choć dziś jest bardziej widoczne i powody są inne, niż w minionych stuleciach.

Współcześnie identyfikacja z religią nie oznacza automatycznie pobożności. Czym innym jest twierdząca odpowiedź na pytanie ankietera, czym innym praktykowanie swej wiary. Dlatego dla wielu osób zmiany te będą naturalnym procesem, często wręcz okazją odkrycia siebie na nowo. Inni zareagują smutkiem, niepokojem, wręcz strachem. W końcu stopniowo ulega zburzeniu cały system ich wartości.

Nasza wiara, lub brak jakiejkolwiek przynależności religijnej, ma ogromny wpływ na to, co myślimy o śmierci, jak uczymy swoje dzieci, a nawet jak głosujemy. Od dłuższego czasu przewidywano, że wraz z postępem technologicznym na świecie religia przestanie odgrywać kluczową rolę. Jednak wszystkie najnowsze analizy pokazują, że dzieje się to w niebywale szybkim tempie. We Francji już wkrótce większość narodu będzie bezwyznaniowa. Podobnie w Holandii i Nowej Zelandii. W Wielkiej Brytanii i Australii znacznie wcześniej, niż w Stanach Zjednoczonych, chrześcijanie stracą przewagę. Religia w szybkim tempie staje się mniej istotna niż kiedykolwiek.

Na razie religia wpływa na politykę amerykańską w stopniu niespotykanym w innych, rozwiniętych krajach. Pomimo konstytucyjnego rozdziału kościoła i państwa, politycy wygłaszając ważne przemówienia zwykle nawiązują do spraw wiary. Dzieje się tak na różnych szczeblach władzy, bo religia i wiara jest częścią życia publicznego, niezależnie od tego co mówi Konstytucja.

Powody tego są różne. Jednym z nich jest to, że w latach 70. XX wieku ewangelicy wprowadzili religię do debat politycznych, co praktykują do dziś media, przede wszystkim o profilu konserwatywnym. Ponieważ większość wyborców jest wierząca, demokraci odczuwają presję, by podkreślać własne religijne powiązania i przynależności.

Historycy lubią przypisywać amerykańską religijność czynnikom przeszłym, takim choćby, jak purytańska wiara ojców założycieli Stanów Zjednoczonych. Jednak zapominają, iż praktycznie każdy kraj świata ma pobożną przeszłość - szczególnie najbardziej świeckie dziś kraje Europy. 

Niezależnie od powodów, religia jest nieodłącznym elementem amerykańskiego życia politycznego, ale tak nie będzie zawsze. Wraz z postępującą sekularyzacją społeczeństwa amerykańskiego rola religii w polityce będzie oczywiście coraz mniejsza.

Dane Pew Research Center wskazują, iż religia zanika przede wszystkim wśród białych demokratów. Przykładem może być jeden z obecnych kandydatów tej partii na urząd prezydencki - Beto O'Rourke. Przedstawił on niedawno plan likwidacji zwolnień podatkowych dla instytucji religijnych, które nie uznają małżeństw jednopłciowych. Jego partyjni koledzy skrytykowali ten pomysł mówiąc, iż wywoła on trudne do przewidzenia konsekwencje i panikę wśród wierzących, którzy od pewego czasu uważają się za prześladowanych, izolowanych i atakowanych przez resztę społeczeństwa. Obserwując wydarzenia ostatnich lat trudno się z tym nie zgodzić.

Warto jednak zwrócić uwagę, że wśród białych, konserwatywnych wyborców również powiększa się liczba osób odchodzących od wiary, przede wszystkim chrześcijańskiej. To nieprawda, że każdy wyborca republikański jest wierzący. Statystyki mówią wręcz, że takich jest coraz mniej. Jednak o ile wśród demokratów brak wyznania religijnego zwykle charakteryzuje się liberalnym stosunkiem do świata i innych, o tyle w przypadku konserwatywnych poglądów pozbawionych elementu religijnego mamy często do czynienia z pogłębiającymi się poglądami nacjonalistycznymi i rasowymi. Potwierdzają to badania europejskie i obserwacje w Stanach Zjednoczonych. Okazuje się, że im bardziej religijny jest wyborca konserwatywny, tym bardziej przychylne ma opinie na temat mniejszości rasowych czy etnicznych.

Tak znacząca liczba bezwyznaniowców jest zjawiskiem nowym w USA. Ich zachowanie w zmieniającym się układzie jest trudne do przewidzenia. Zawsze będą tacy, którzy walczyć będą z wszelkimi przejawami wiary, jednak zdecydowana większość to ludzie młodzi, dorastający bez kontaktu z religią, która jest im w związku z tym obojętna.

Zanikanie religii, przede wszystkim chrześcijańskiej, utrudni wszystkim komunikację i zrozumienie. Przez wieki wiara wpływała na nasze poglądy, poznawanie świata, język i kulturę. To wszystko zacznie się powoli zmieniać. Przykłady widać już dziś.

Gdy spłonęła katedra Notre-Dame w Paryżu i wszystkie media opisywać zaczęły to miejsce, przypominać o nim na różne sposoby, w anglojęzycznej agencji Associated Press pojawiła się informacja opatrzona następującym tytułem:

„Turystyczna mekka Notre-Dame uznawana jest również za miejsce kultu”.

W pierwszym momencie trudno zrozumieć treść. Po chwili przychodzi olśnienie, iż tekst napisany został przez kogoś kompletnie nieobeznanego w sprawach wiary. Jakiejkolwiek. Bo mekka to centrum religijne islamu i najświętsze miasto muzułmanów, dostępne tylko dla wyznawców tej religii. Mekka oznacza też miejsce o szczególnie dogodnych warunkach do rozwoju jakichś zainteresowań, przyciągające szeregi miłośników, hobbystów i znawców jakiejś dziedziny. Gotycka katedra Notre-Dame jest miejscem kultu maryjnego i było nim, zanim setki lat później koncept turystyki pojawił się na świecie.

Takie nieporozumienia zaczną z czasem wkradać się do wszystkich dziedzin życia. Na szczęście powoli.

Na podst. pewforum, guardian, theweek, wikipedia
Rafał Jurak

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

KD MARKET 2024

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor