31 maja 2018

Udostępnij znajomym:

Udziałem we mszy świętej sprawowanej w intencji bohaterskich żołnierzy II Korpusu oraz obiedzie żołnierskim polonijni weterani uczcili pamięć zdobywców klasztoru na Monte Cassino.

Podczas nabożeństwa w kościele pw. św. Pryscylii wartę honorową przy ołtarzu zaciągnęli członkowie 12 Pułku Ułanów Podolskich ze Stowarzyszenia Historycznego Armii Polskiej niosąc sztandary Piątej Kresowej Dywizji Piechoty i Trzeciej Dywizji Strzelców Karpackich oraz członkowie Plutonu Reprezentacyjnego Stowarzyszenia Przyjaciół Ułanów Polskich im. Tadeusza Kościuszki.

W ławach dla wiernych zasiadł między innymi ponad stuletni dzisiaj porucznik Tadeusz Terlikowski, który we wrześniu 1939 roku był żołnierzem I Pułku Lotniczego „Warszawa”, a po kapitulacji Polski przedostał się do Francji i Anglii, gdzie był członkiem obsługi naziemnej w Dywizjonie 303. Obecny był komendant Okręgu I Stowarzyszenia Weteranów Armii Polskiej, Zygmunt Goliński i członkini Korpusu Pomocniczego Pań, Maria Chojnowska. W wygłoszonym kazaniu proboszcz ks. Maciej Galle mówił o bohaterstwie polskich żołnierzy, którzy zdobyli słynne wzgórze Monte Cassino z klasztorem ojców benedyktynów i modlił się w intencji poległych oraz żyjących bohaterów tamtych wydarzeń.

W obiedzie żołnierskim, który Okręg I SWAP wydał w sali bankietowej „Lone Tree Manor” do grona uczestników obchodów dołączyły sanitariuszki spod Monte Cassino kpt. Teodozja Musiałowicz i por. Zofia Biernadska oraz por. Mieczysław Latuszek z 12 Baonu Saperów. Grupie weteranów Armii Krajowej przewodniczył wiceprezes Oddziału Koła AK w USA, Tadeusz Gubała.

W imieniu organizatorów zgromadzonych powitał komendant SWAP Zygmunt Goliński, który przypomniał epopeję żołnierską podkomendnych gen. Władysława Andersa, którzy zdobywając benedyktyński klasztor na wzgórzu Monte Cassino otworzyli alianckim wojskom drogę na Rzym. Życzenia weteranom przekazał wiceprezes wydziału stanowego Kongresu Polonii Amerykańskiej w Illinois, Bogdan Strumiński, który powiedział, że na obecnym pokoleniu naszych rodaków ciąży obowiązek przekazywania historycznej prawdy o tamtych wydarzeniach kolejnym pokoleniom. Dzieląc się swoimi wspomnieniami z maja 1944 roku kapitan Teodozja Musiałowicz powiedziała, że do dzisiaj ma w oczach obraz dziesiątków rannych żołnierzy i ich błaganie o pomoc. „Miałyśmy w kieszeniach fartuchów po kilkanaście strzykawek, żeby jak najszybciej dać biedakom zastrzyk i chociażby uśmierzyć ból”. Kapitan Teodozja Musiałowicz była sanitariuszką w szpitalu Casamassima, a porucznik Zofia Biernadska zaopatrywała rannych w punkcie medycznym w Venafro. „To były masy młodych jęczących z bólu ludzi. Tym lżej rannym podawałyśmy herbatę i wodę do picia. Ciężko rannych odwożono do szpitali, tylko tych najciężej poszkodowanych operowano na miejscu. W naszym punkcie było tylko trzech lekarzy. Głównym chirurgiem był doktor Masalski. Pamiętam, że po dwóch dobach nieustannych operacji powiedział do mnie: Zośka, Zośka zróbcie nam mocnej kawy, bo już nie możemy. Gdy zapytałam, ile jeszcze ma operacji odpowiedział, że tylko jedną, ale to już bardzo łatwa, bo tylko amputacja”. 

Uczestnicy obiadu śpiewali żołnierskie pieśni. Na zakończenie wspólnie wykonano utwór Feliksa Konarskiego „Czerwone maki”. Była okazja do pamiątkowych zdjęć i rozmów.

Tekst i zdjęcia: Andrzej Baraniak/NEWSRP

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

KD MARKET 2024

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor