27 lutego 2020

Udostępnij znajomym:

Już nie tylko lekarze i naukowcy martwią się postępującą liczbą zarażeń. Na niepomyślne informacje zaczęła reagować giełda, inwestorzy i biznesy.

Od momentu ogłoszenia przez Centra Kontroli Chorób, iż rozprzestrzenienie się Covid-19 w USA to tylko kwestia czasu, coraz większa liczba firm o zasięgu międzynarodowym ogranicza swe operacje i przygotowuje się na działania w innych realiach.

Mniej kontaktów bezpośrednich z kontrahentami w innych częściach świata, więcej zleceń elektronicznych, odwołane szkolenia, częściowo lub w całości zamykane biura i fabryki. W ostatnich dniach giełdy reagowały kilkuprocentowymi zniżkami na kolejne doniesienia z Chin, Japonii, Włoch, Korei, Iranu i USA. Coraz więcej dużych i małych biznesów nie jest w stanie realizować zamówień ze względu na wprowadzane na całym świecie ograniczenia.

Osoby podróżujące do pracy własnym samochodem na odległość kilku lub kilkunastu mil, robiące zakupy lokalnie i spotykające się w niewielkim gronie znajomych, nie zdają sobie sprawy z wprowadzanych ograniczeń. Łatwo więc im czegoś nie zauważyć, lub jakąś informację poddawać w wątpliwość. Jednak każdego dnia spada globalnie liczba podróżnych korzystających z usług linii lotniczych, odwoływane są kursy statkami wycieczkowymi, konferencje, wystawy, spotkania, sympozja, giełdy, etc. Każdy, kto w najbliższych miesiącach miał uczestniczyć w jakimś masowym wydarzeniu, zastanawia się nad zmianą planów, lub ktoś inny zastanawia się nad tym w ich imieniu.

W USA mamy dwie przeciwstawne opinie. Z jednej strony CDC informuje, iż pytanie dotyczące rozprzestrzeniania się koronowirusa w kraju nie brzmi „Czy?” ale „Kiedy?”. Naukowcy są niemal pewni, iż Covid-19 stanie się sezonową chorobą pojawiająca się okresowo, podobnie jak grypa. Wciąż mają nadzieję, że nie dojdzie do epidemii porównywalnej do Chin, ale spodziewają się wysokiej liczby zarażonych w okresie najbliższych miesięcy. Ponieważ nowy wirus jest słabo przez nas poznany, nie wiemy, czy z czasem jego siła osłabnie, tak jak miało to miejsce z kilkoma innymi koronowirusami krążącymi po świecie i często mylonymi z przeziębieniem, czy też będzie zagrażał w takim stopniu, jak ma to miejsce teraz.

Inne zdanie ma Biały Dom, którego przedstawiciele mówią, iż choroba jest w USA pod kontrolą i tylko nieodpowiedzialne media rozprzestrzeniają na jej temat plotki. Między innymi dlatego środki przeznaczone przez rząd federalny na walkę z wirusem są znacznie niższe, przynajmniej na tym etapie, niż przy okazji poprzednich epidemii. Gdy światu zagrażał SARS, ówczesny Biały Dom poprosił o 6 mld. dolarów na przygotowanie kraju na wypadek epidemii. Chodziło o prace nad szczepionką i zakup odpowiedniego sprzętu. Gdy ze stanu Georgia po raz pierwszy na świat wydostał się wirus świńskiej grypy, H1N1, środki na walkę z nim wyniosły 8 mld. dolarów. Tym razem władze poprosiły Kongres o 2 i pół miliarda, co zarówno republikanie jak i demokraci uznali za sumę zbyt niską.

Wiceprezydent dowodzi obroną przed wirusem w USA

Może dlatego zorganizowano wspólną konferencję rządu i przedstawicieli Departamentu Zdrowia, na której prezydent Trump zapewnił mieszkańców kraju, iż zagrożenie ze strony koronawirusa jest niewielkie i wyznaczył wiceprezydenta, Mike’a Pence, na stanowisko osoby odpowiedzialnej za działania rządu w tej sprawie. W ten sposób stara się on sprostać wymaganiom ustawodawców, którzy uważają, iż USA nie są w należytym stopniu przygotowane na ewentualność epidemii.

W środę, w dniu konferencji prezydenta, giełda odnotowała piąty dzień spadku wartości akcji, przedstawiciele służby zdrowia wydawali ostrzeżenia, a politycy domagali się większego zaangażowania rządu w przygotowania do walki z wirusem.

„Poddaliśmy kwarantannie wszystkich zarażonych i zagrożonych” – powiedział Donald Trump. „Pracujemy nad szczepionką. Prace posuwają się szybko”.

Doradcy Trumpa uważają, że strach spowodowany wirusem, przede wszystkim ewentualnością śmiertelnych powikłań, jest przesadzony. Zgadzają się natomiast, że w przypadku wybuchu epidemii obciążenie dla służby zdrowia może okazać się zbyt wielkie, zwłaszcza gdy chodzi o możliwość hospitalizacji chorych.

Osoby zorientowane w temacie i mające związki ze służbą zdrowia uważają koronawirusa za poważne zagrożenie, któremu powinna być poświęcona uwaga i reakcja rządu, ale potencjalną śmiertelność wirusa w USA oceniają jako porównywalną z grypą.

Wiemy, iż sezonowa grypa zabija dziesiątki tysięcy Amerykanów rocznie, a dzieje się tak, ponieważ zarażają się nią miliony ludzi. Według CDC wskaźnik umieralności w przypadku grypy wynosi około 0.1%. Lekarze obawiają się jednak na razie porównań do grypy, gdyż na temat nowego wirusa wiemy zbyt mało i nieznane są jeszcze pełne dane dotyczące liczby zachorowań i przypadków śmiertelnych.

Alex Azar, sekretarz Departamentu Zdrowia zasugerował w środę, że administracja Trumpa może przeznaczyć więcej pieniędzy na walkę z wirusem, niż 2.5 miliarda dolarów zaplanowane w wydatkach na ten cel dotychczas, co tak bardzo zaniepokoiło polityków obydwu partii. Powiedział, że administracja planuje wydać minimum tę kwotę i będzie współpracować z Kongresem w sprawie ostatecznej sumy.

Azar wspomniał również, iż wprowadzone ograniczenia w ruchu turystycznym z Chinami pomogły zwolnić rozprzestrzenianie się wirusa, jednak wszyscy powinni zdawać sobie sprawę, że sytuacja może się zmienić w każdej chwili.

Tymczasem Departament Stanu poinformował amerykańskich ambasadorów, by przygotowania do walki z wirusem uczynili priorytetem, gdyż nie jest on opanowany i najprawdopodobniej rozprzestrzeni się do innych krajów.

W najbliższym czasie można się spodziewać ograniczeń w ruchu lotniczym pomiędzy USA i Koreą Południową oraz Włochami – poinformowały źródła zbliżone do Białego Domu. Istnieje jednak obawa, że dalsze restrykcje tego typu negatywnie odbiją się na gospodarce.

Bądźmy gotowi

Amerykańskie Centra Kontroli Chorób zalecają przygotowania na nadejście wirusa, gdyż wprowadzone na całym świecie kontrole i ograniczenia nie zahamowały, a jedynie zwolniły proces jego rozprzestrzeniania.

„Spodziewamy się, że rozprzestrzeni się on po całych społecznościach w kraju” - powiedziała Nancy Messonnier z CDC - „Nie chodzi już o to czy, ale kiedy to się stanie”.

Coraz więcej firm decyduje się więc na wykorzystanie technologii w kontaktach z partnerami biznesowymi. Zamiast spotykać się osobiście, otwierać fabrykę, prowadzić szkolenie, wszystko wykonywane jest na odległość. Są jednak pewne granice wykorzystania technologii. Dlatego obawy przed rozprzestrzenianiem się wirusa spowodowały już kilkuprocentowe spadki wartości akcji.

Na razie największe straty odnotowują firmy przewoźnicze. Część linii lotniczych wstrzymała połączenia do większości miast w Azji i zaczyna ograniczać loty do Europy. Mające siedzibę w Chicago United Airlines zapowiedziały właśnie rewizję planowanych zysków na 2020 r. w związku z wprowadzanymi ograniczeniami. Od momentu pojawienia się tej informacji akcje United spadły o 10.5%.

W tym momencie spore obawy związane są z rynkiem europejskim. Poza ograniczeniem podróży zaczynają tam być odwoływane duże imprezy, choćby jedne z największych targów przemysłu telefonicznego - Mobile World Congress.

W samych Stanach Zjednoczonych też zaczyna to być odczuwalne, w tym tygodniu AT&T, Verizon oraz IBM zdecydowały się ze względu na zagrożenie koronawirusem nie wysyłać swych przedstawicieli na RSA Conference w San Francisco, jedno z najważniejszych spotkań przedstawicieli branży security. Facebook odwołał swoją Global Marketing Conference, która miała się odbyć w przyszłym miesiącu. Podobne plany ma kilkanaście innych firm. A to dopiero początek – mówią specjaliści.  

RJ

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

Crystal Care of Illinois

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor