05 kwietnia 2019

Udostępnij znajomym:

Jeśli Meksyk nie powstrzyma migrantów z Ameryki Południowej, Stany Zjednoczone zamkną granicę z tym krajem – tak w wielkim uproszczeniu brzmi groźba prezydenta Trumpa. Choć jej realizacja wiąże się z poważnymi konsekwencjami ekonomiczno-politycznymi dla obydwu krajów, to na pierwszy plan wysuwają się informacje dotyczące potencjalnie wyższych cen awokado, a nawet braku tych owoców w sklepach. O co chodzi?

W przypadku zamknięcia granicy z Meksykiem, w ciągu zaledwie kilku dni cała gospodarka Amerykańska zaczęłaby odczuwać problemy. W pierwszej kolejności przemysł motoryzacyjny, następnie rolnictwo, po czym kolejne gałęzie. Meksyk jest bowiem trzecim co do wielkości rynkiem zbytu dla USA, a także wielkim eksporterem dóbr do Stanów Zjednoczonych i poza awokado znacznie więcej produktów pokonuje każdego dnia tę granicę. Skoro jednak ten zielony owoc zaprząta tak wiele uwagi mediów, od niego zacznijmy.

CBS, NBC, Fox i kilka innych sieci telewizyjnych ostrzegło w poniedziałek, że zamknięcie granicy spowoduje braki w zaopatrzeniu w awokado już po 3 tygodniach. Jeśli ktoś nie słyszał tej wiadomości, to albo był a wakacjach, albo w śpiączce, była to bowiem najważniejsza wiadomość na początku tygodnia.

Zapowiedź prezydenta USA poważnie potraktowali importerzy, bo w ciągu jednego dnia – we wtorek – ceny tych owoców pochodzących z regionu Michoacán wzrosły o 34 procent, co serwis ekonomiczny Bloomberg nazwał najwyższym, 24-godzinnym wzrostem ceny pojedynczego produktu w okresie dekady.

Choć wiele poważnych dzienników i portali internetowych zwraca uwagę, że poza awokado mnóstwo innych produktów będzie droższych lub wręcz niedostępnych po zamknięciu granicy, włączając w to pomidory, truskawki, mango czy winogrona, wszyscy wykazują obsesję na punkcie tylko jednego, zielonego owocu.

Dlaczego?

Przede wszystkim w Meksyku uprawia się go najwięcej na świecie – jedna trzecia globalnej produkcji awokado znajduje się właśnie tam. Przeciętny konsument zjada około 7 funtów awokado rocznie, a według Bloomberga niemal połowa restauracji w USA posiada w menu awokado w jakiejś formie. Owoc ten uznany został niedawno za super pożywienie i jego znaczenie na rynku rośnie błyskawicznie.

Awokado są wszędzie: w sklepach, w kanapkach i sałatkach podczas lunchu, w naukowych dietach. Dlatego obecne są również w każdej historii, w każdym raporcie i gazetowej wzmiance na temat potencjalnego zamknięcia południowej granicy.

Emily Atkins, dziennikarka portalu New Republic uważa, że to najlepszy sposób na zobrazowanie problemu – ludzie łatwiej wyobrażą sobie, że za chwilę nie będą mogli kupić awokado, niż że jakieś korporacje stracą miliony dolarów w wyniku nieprzemyślanych działań rządu.

Jedne media wykorzystują temat awokado jako wstęp do poważniejszych następstw polityki granicznej, inne z kolei bagatelizujące problem, przedstawiają to jako jedyne następstwo zapowiedzi prezydenta. Tak czy inaczej, awokado opanowało media w pierwszych dniach tygodnia, na szczęście w kolejnych pojawiły się również poważniejsze informacje związane z potencjalnymi niebezpieczeństwami wynikającymi z ewentualnego zamknięcia południowej granicy.

Albo bezpieczna, albo zamknięta

„Jestem gotów zamknąć granicę” – mówił prezydent Trump kilka dni temu w reakcji na raporty o zwiększonym przepływie migrantów z Ameryki Południowej – „Jeśli nie porozumiemy się z Kongresem, granica będzie zamknięta. Na 100 procent”.

To nie pierwsze groźby prezydenckie tego typu. Jak dotąd jednak nie zostały zrealizowane. Może dlatego, że odbyłoby się to z poważą szkodą dla całej gospodarki, nawet biznesów znajdujących się bardzo daleko od granicy.

„Jasne, że będzie to miało negatywny wpływ na ekonomię” – dodał prezydent – „Jednak bezpieczeństwo jest dla mnie najważniejsze. Albo będziemy mieli bezpieczną granicę, albo zamkniętą”.

Handel przygraniczny

Detaliści z San Diego mieli w listopadzie przedsmak tego, co może nas czekać w razie zamknięcia granicy na południu kraju. Gdy od strony Meksyku zbliżała się wielka karawana imigrantów z krajów Ameryki Południowej, władze zdecydowały się tymczasowo zamknąć przejścia graniczne w tamtym rejonie. Choć trwało to tylko kilka godzin i obowiązywało na ograniczonym terenie, to nałożyło się na najgorętszy okres zakupów w czasie święta Dziękczynienia. W związku z tym lokalni detaliści odnotowali straty w wysokości 5.3 mln. dolarów.

„Tego dnia straciłem spokojnie 3,500 – 4,500 dolarów” – mówi mężczyzna sprzedający meksykańskie słodycze z wózka w jednym z tamtejszych centrów handlowych. Według niego, gdyby granica zamknięta była dłużej, musiałby zamknąć interes, a całe centrum handlowe świeciłoby pustkami. Mieszkańcy północy nie zdają sobie bowiem sprawy, że w rejonach przygranicznych połowa kupujących to ludzie przekraczający granicę tylko na jeden dzień lub wręcz kilka godzin w celach handlowych. Nie każdy mieszkaniec Meksyku przyjeżdża do USA w celach zarobkowych, dziesiątki tysięcy przyjeżdżają tu każdego dnia na zakupy.

Wymiana towarowa

Zamknięcie granicy wstrzymałoby również przewóz towarów wartości 1.6 miliarda dziennie. Do stu hurtowni w miejscowości Nogales w stanie Arizona trafia każdego dnia 50 milionów funtów świeżych warzyw i owoców z Meksyku. Nie tylko awokado, ale również pomidorów, melonów, bakłażanów, papryki, itd. Podobnych hurtowni wzdłuż granicy jest znacznie więcej i zaopatrują one sklepy w całym kraju.

„Prawdopodobnie ponad połowa produktów, jakie wkładamy do koszyków sklepowych w dziale warzywno-owocowym byłaby droższa, lub wręcz niedostępna po jakimś czasie” – uważa Lance Jungmeyer, prezydent zrzeszenia o nazwie Fresh Produce Association of the Americas. Dodaje on, że w okresie zimowym i wiosennym około 60 proc. warzyw i owoców sprzedawanych w USA pochodzi zza południowej granicy.

Przemysł motoryzacyjny

„Nie da się wybudować samochodu bez wszystkich części” – mówi Kristin Dziczek, wiceprezydent Center for Automotive Research w miejscowości Ann Arbor w stanie Michigan – “W ciągu jednego dnia zaczęlibyśmy odczuwać braki w zaopatrzeniu w części samochodowe, niektóre z nich na tyle ważne dla procesu produkcji, iż w ciągu tygodnia lub dwóch cały przemysł pewnie by się zatrzymał”.

Typowy pojazd składa się z około 30 tysięcy części, a Meksyk jest największym dostawcą tych elementów dla amerykańskich producentów. Większość fabryk nie posiada dużych zapasów i zamawia je na bieżąco. Często pokonują one granice kilkukrotnie. Przykładem mogą być fotele samochodowe, których proces produkcji wymaga współpracy kilku firm po obydwu stronach, w związku z czym fotel pokonuje granicę kilka razy, zanim trafi do końcowego odbiorcy.

Po protestach biznesów i uwagach sojuszników politycznych Biały Dom zaczął we wtorek nieco łagodzić groźby i zapowiedział, iż możliwe jest zamknięcie granicy z wyjątkiem przepływu niektórych towarów. Według fachowców wydaje się to mało realne. Nikt nie wierzy, że taki system byłby w stanie wydajnie i sprawnie funkcjonować.

Wzrost cen i ograniczenie eksportu

Jeśli jakiegoś towaru zaczyna brakować, zwykle rośnie jego cena. W przypadku zamknięcia granicy konsumenci w całych Stanach Zjednoczonych musieliby pogodzić się z większymi wydatkami w sklepach lub wręcz niemożnością zdobycia pewnych produktów. Nie mówimy o kilkuprocentowym wzroście cen. Wspomniane awokado byłyby 3 razy droższe, bo aż 75-80 proc. sprzedawanych w USA pochodzi z Meksyku. Dwa razy droższe byłyby ogórki, pomidory, papryka, melony, etc.

Meksyk jest trzecim rynkiem zbytu dla towarów rolnych z USA, głównie kukurydzy, wieprzowiny oraz nabiału. Jest jednocześnie największym źródłem żywności dla Amerykanów.

Sonny Perdue, sekretarz rolnictwa w administracji Donalda Trumpa, nieśmiało wyraził zaniepokojenie planowanym zamknięciem granicy i przyznał, że odbyłby się to ze szkodą dla amerykańskich farmerów.

“To nie pomoże” – mówił Perdue – “Chciałbym, by nie wpłynęło to na wymianę rolną, ale chyba życzę sobie zbyt wiele”.

Prezydent National Farmers Union, Roger Johnson, był bardziej bezpośredni mówiąc, że zamknięcie granic miałoby „katastrofalne skutki”.

„Wiele amerykańskich rodzin przeżywa poważne kłopoty finansowe w związku ze spadkiem cen produktów rolnych w ostatnich latach” – napisał Johnson w oświadczeniu, w którym wspomniał, iż dochód rolników obniżył się o 16 proc. w ostatnim roku i wynosi dziś połowę tego, co zarabiali jeszcze w 2013.

69 proc. wymiany rolnej odbywa się za pomocą ciężarówek pokonujących granicę, włączając w to niemal cały eksport wieprzowiny oraz nabiału. W razie zamknięcia granicy ruch ten zostaje wstrzymany, a amerykańskie firmy w krótkim czasie tracą rynek zbytu, którego nawet po uregulowaniu spornych kwestii można nie odzyskać.

Mało kto wierzy, by mimo zdecydowanych zapowiedzi Biały Dom odważył się na decyzje o zamknięciu granicy. Z dużą dozą prawdopodobieństwa możemy założyć, że nic takiego nie nastąpi. Z drugiej strony dotychczasowe działania prezydenta wskazują, że ewentualność taka istnieje.

Trudna granica

Granica amerykańsko-meksykańska jest długa, ale historia bliskiej współpracy obydwu krajów stosunkowo krótka. Jeszcze w latach 80. wzajemna niechęć była wyraźnie odczuwalna. Meksyk nie popierał antykomunistycznych działań USA w Ameryce Środkowej do tego stopnia, że ówczesne władze ostrzegły Waszyngton, by przez swą politykę i pokaz siły nie zagroził bezpieczeństwu i równowadze w regionie. Zbiegło się to w czasie z porwaniem i brutalnym zamordowaniem w tym kraju agenta DEA, Enrique “Kiki” Camarena, który, jak się później okazało, zgładzony został przez kartel narkotykowy przy wydatnej pomocy lokalnej policji. Sytuacja stała się bardzo napięta, niektórzy politycy w USA zastanawiali się nawet nad użyciem siły wobec Meksyku. Jednak stosunków nie ocieplili dyplomaci, ale obietnica współpracy gospodarczej, czyli podpisana umowa NAFTA. W przypadku USA i Meksyku umowy handlowe zrobiły więcej, niż sto lat zabiegów dyplomatycznych. Już w kilka lat po podpisaniu North American Free Trade Agreement obydwa kraje zaczęły być od siebie coraz bardziej zależne. Antyamerykanizm, wcześniej standard za południową granicą, zaczął zanikać. Przepływ imigrantów na północ stał się mniejszy. Zaczęły ze sobą współpracować wywiady obydwu krajów, policja, a przede wszystkim biznesy. I choć korzyści z podpisania umów handlowych okazały się mniejsze od obiecywanych, to integracja obydwu krajów w krótkim czasie przekroczyła najśmielsze oczekiwania. Jednak w ostatnich miesiącach stan ten wydaje się być zagrożony.

Konsternacja w Kongresie

Choć prezydent łagodzi ton wypowiedzi, to politycy obydwu partii w Waszyngtonie wydają się zaskoczeni groźbami płynącymi z Białego Domu.

„Zamknięcie granicy miałoby katastrofalne skutki dla gospodarki naszego kraju i mamy nadzieję, że do tego nie dojdzie” – mówił kilka dni temu przewodniczący republikanów w Senacie, Mitch McConnell. Przewodniczący komitetu nadzorującego Homeland Security, republikański senator Ron Johson stwierdził tylko, że „nie jest pewny co on (D. Trump) ma na myśli, mówiąc, że zamknie granice”. John Tune, jeden z republikańskich przywódców senackich, określił pomysł prezydenta jako „kiepski” i skrytykował brak jakichkolwiek konsultacji w tej sprawie. Opinia demokratów jest oczywiście podobna, bardzo niewielu polityków tej partii przychylna jest pomysłowi zamknięcia granicy. Miejmy więc nadzieję, że to tylko polityczna gra.

Na podst. fortune, marketwatch, vox, npr
opr. Rafał Jurak

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

Crystal Care of Illinois

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor