09 grudnia 2019

Udostępnij znajomym:

Po latach wzrostu, liczba restauracji w Chicago zaczyna powoli spadać. Coraz mniejszy popyt, coraz wyższe koszty – to główne powody zamykania kolejnych punktów gastronomicznych w Wietrznym Mieście.

W 2018 r. liczba restauracji w Chicago zmniejszyła się o ok. 4 proc. choć przez wcześniejsze 4 lata miasto odnotowało wzrost ich liczby aż o 19 procent. Ich właściciele uważają, że winę za zamykanie się kolejnych punktów gastronomicznych ponoszą przede wszystkim coraz wyższe koszty prowadzenia działalności w Chicago przekładające się na coraz mniejszy margines zysków w tej branży.

Restauracje muszą ponosić coraz wyższe koszty żywności i wypłaty rosnących wynagrodzeń pracowników, natomiast rosnąca konkurencja ogranicza możliwość podnoszenia cen.

„Nigdy nie widziałem tak wielu otwartych i zamkniętych restauracji w okresie zaledwie sześciu miesięcy – mówi jeden ze współwłaścicieli 50 Restaurant Group – Kiedyś mówiło się lokalizacja, lokalizacja, lokalizacja, dziś jednak nie ma to już takiego znaczenia, bo na tej samej ulicy jest 20 restauracji”.

Ostatnio zamknięte wśród znaczących punktów w Chicago to między innymi: Quoite, East Room, Pork & Mindy's oraz Club 77, który przetrwał zaledwie dwa miesiące.

Trend ten oznacza koniec dwucyfrowego wzrostu dla branży restauracyjnej, która ożywiała lokalną gospodarkę w ostatnich latach. Zatrudnienie w branży wzrosło o 31 proc. od 2014 r. Teraz spodziewać się można utraty wielu miejsc pracy, jak również więcej pustych pomieszczeń na rynku nieruchomości, który i tak jest już pustostanami biznesowymi wypełniony.

Lokalne spowolnienie na rynku odzwierciedla krajowe trendy. Według niedawnych badań liczba wizyt w restauracjach spadła o 700 milionów w latach 2014 – 2019.

Zakończony już, gwałtowny rozkwit branży w ostatnich latach związany był z upadaniem sklepów, co z kolei ma swe źródła w rozwoju handlu internetowego. Wielu inwestorów wykorzystywało opuszczone przez detalistów miejsca w cenionych dzielnicach.

Kilkanaście lat temu na wielu ulicach zauważyć można było zdrową mieszankę punktów usługowych, sklepów, barów i restauracji. Dziś w tych samych miejscach są głównie restauracje i bary, oraz tylko nieliczne sklepy. Specjaliści mówią, że brak równowagi szkodzi restauratorom na kilka sposobów. Mniej sklepów to mniejszy ruch na ulicy i potencjalnie mniejsza liczba osób mogących wstąpić na posiłek. Coraz więcej restauracji to z kolei większa konkurencja w obliczu coraz mniejszej liczby klientów.

W Chicago tymczasem liczba mieszkańców jest coraz niższa, a właściciele lokali gastronomicznych walczą o tę sama grupę ludzi.

Do tego dochodzą rosnące koszty prowadzenia restauracji. Historycznie niskie bezrobocie podnosi wymagania płacowe, podatki rosną nieustannie, podnoszone są czynsze za wynajem przestrzeni biznesowej.

Dane z U.S. Bureau of Labor Statistics pokazują, że pracownicy restauracji w Chicago zarabiają średnio od 11 do 13 dolarów na godzinę, wliczając w to napiwki, choć oczywiście rozpiętość zarobków jest spora, w zależności od miejsca, dzielnicy i klienteli. Jednak w listopadzie miasto uchwaliło, że podstawowe wynagrodzenie dla pracowników otrzymujących napiwki, do których zalicza się cześć pracowników restauracji, podniesione ma być z obecnych $6.40 do $8.40 na godzinę.

Czynsze rosną, gdyż właściciele przestrzeni do wynajęcia muszą wchłaniać w ten sposób coraz wyższe podatki od nieruchomości ustanawiane przez miasto. Do tego mamy nowe propozycje podatkowe burmistrz Lightfoot, przewidujące dodatkowy podatek w wysokości 0.25% nakładany na rachunki za żywność i napoje opiewające na sumę powyżej 100 dolarów.

W tej chwili całkowity podatek od sprzedaży w Chicago wysokości 10,25% jest i tak jednym z najwyższych w kraju. Pamiętać również trzeba, iż restauracje i tak płacą dodatkowo 1% podatku od sprzedawanych napojów i żywności.

 

Ceny w górę, godziny w dół

Według agencji Bloomberg aż 73 procent właścicieli i operatorów restauracji w kraju zareagowało na podwyżkę płac podnosząc ceny w menu, a 59 proc. ograniczyło godziny pracy swym pracownikom.

Analityk z Bloomberga, Mike Halen, przewiduje, że jeszcze bardziej powiększy to różnicę między kosztami jedzenia w domu i poza nim, co negatywnie odbije się na liczbie restauracyjnych gości w 2020 roku.

„Jesteśmy teraz ekspertami z zakresu kontroli kosztów. Jesteśmy księgowymi - mówi Kevin Vaughan, właściciel Vaughan Hospitality Group, który pracował kiedyś jako audytor.

Dziś jest właścicielem kilku pubów w śródmieściu i okolicznych dzielnicach, takich jak Ravenswood. Vaughan mówi, że w ciągu ostatnich kilku lat koszty pracownicze przewyższyły inflację o 300 procent, co zmusiło go do ograniczenia godzin dla podwładnych i podniesienia cen.

Podczas gdy samo centrum miasta i okoliczne tereny przyciągają osoby podróżujące w interesach, posiadające firmowe karty kredytowe, a także gotowych do wydawania pieniędzy turystów, to mało kto zapuszcza się w rejony oddalone od śródmieścia. Lokalni mieszkańcy natomiast coraz rzadziej odwiedzają bary i restauracje.

Zmieniają się nawyki, a może jest to wynik świadomego oszczędzania – zastanawiają się eksperci z branży – Na pewno w najbliższym czasie zobaczymy wiele zamykających się restauracji.

RJ

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

Crystal Care of Illinois

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor